niedziela, 25 lutego 2018

Tekst dozwolony od lat osiemnastu

Kiedy zerkam za okno, widzę niezmierzone połacie białego puchu. Srogi czarnoksiężnik Luty za pomocą soplowej różdżki skuł lodem wszystko w koło. Nie powinno nas to dziwić, wszakże mamy zimę. Z nieukrywaną satysfakcją stwierdzam, że zimy stulecia odeszły w niebyt. Z kolei ludzka pamięć jest zawodna, toteż irytuje nas chwilowy mróz, który wypadł z naszego kalendarza niczym Wielkanoc z aplikacji marki Apple. Z utęsknieniem wyczekujemy rwących potoków roztopów, nieśmiało kiełkujących pierwiosnków oraz bazi zbieranych przez dziewczynki na okolicznych wierzbach. Wszystkie te marzenia są symptomami pragnienia wiosny.


Wiosenna pora nieodłącznie wiąże się z rozkwitającą miłością, zwłaszcza tą młodzieńczą, nieopierzoną.  Tym samym tropem w środku mroźnej zimy podążyli również właściciele Cieszyńskiego Miodu, którzy zareklamowali swe produkty następującym hasłem: Zamiast viagry łyknij miodu... będziesz bzykał jak za młodu. Mój teść ma pasiekę i wielokrotnie zachwalał mi różne właściwości tego pszczelego produktu. O takich własnościach jednak nie zająknął się ani słowem. Nie zrobił tego również świątobliwy mąż Ambroży. Mniemam jednak, że mediolańska ambona nie była odpowiednim miejscem na wygłaszanie tego typu treści. Nie będę się spierał z tezą postawioną przez lokalnych pszczelarzy. To chyba oczywiste, że zdrowa żywność wzmacnia siły witalne. Pytanie, jak bardzo?

Nie od dziś wiadomo, że seks sprzeda wszystko, o czym świetnie wiedzieli lokalni przedsiębiorcy. Znali jednak umiar. Wykorzystali tylko dwuznaczność słów. Zawsze mogli postawić na kalendarz z roznegliżowaną dzierlatką jak pewien sprzedawca trumien. Niestety, ale kobiece ciało na katafalku skutecznie studzi emocje, zamiast je podsycać. To zrozumiałe, że marketing chce Erosa zaprząc w swoje tryby. Bożek pierwotnych doznań to doskonała siła napędowa. Wywoła pobudzenie emocjonalne, które korzystnie wpływa na zapamiętanie różnej maści treści. Jednakże jest kapryśnym idolem, albowiem może sprawić, że pierwotna siła jaką operuje, skupi na sobie uwagę odbiorcy, przesłaniając całe przesłanie.

Za Leszkiem Kołakowskim powtórzę: Podobno – tak przynajmniej moi znajomi moi twierdzą – jacyś ludzie już o seksie pisali czy mówili. Możliwe. Ale niech to nas nie zniechęca. Mnie również to nie zraża, wszakże nie jestem purytaninem. Manicheizm też jest mi zupełnie obcy. Można o wspólnej chwili uniesień i swawoli mówić językiem niepotrzebnie osławionej serii Grey’a albo Markiza De Sade, który łamał wielokrotnie seksualne tabu. Ba! Ten francuski arystokrata dokonał apoteozy dewiacji. Mimo wszystko nie taplajmy się w błocie. Jak pisze dalej polski filozof w swym wykładzie: Wolno nam publicznie oznajmić, że jesteśmy głodni, lecz głodu seksualnego publicznie się nie wyraża. Wolno publicznie jeść, lecz zakaz publicznego uprawiania seksu jest bardzo silnym tabu bodaj we wszystkich kulturach; zakaz ten należy do konstytutywnych znamion uczłowieczenia; wyraża umiejętność odnoszenia się do własnego ciała jak do rzeczy, a więc ostatecznie zdolność do odróżniania ciała od samych siebie; ludzkość pewnie nie wyszłaby ze stanu zwierzęcego, gdyby to tabu nie było ustanowione.

Ja zaś wolę mówić językiem poetów. Ich mowa pozbawiona faryzejskiego wstydu oraz pornograficznej dosłowności staje się dowodem na to, że wspólne zmagania dwojga ludzi to nie zwierzęce dziedzictwo, lecz wniesienie się ku górze – estetyczny wybór dobra, poetycki opis ciągłości ludzkości. Najwyższy wplótł w ten cały mechanizm ogromną dozę przyjemności, bo tylko w ten sposób udało się przekonać człowieka pozbawionego instynktu zwierzęcia, że musi dbać o przetrwanie własnego gatunku. Wy zaś, którzy to czytacie, skończcie rychło to koniecznie, bo noc długa i radosna.

W twego ciała przecudownej czarze
życie kipi, jak złociste wino:
trzykroć, trzykroć ten będzie szczęśliwy,
komu dasz się niem upić, dziewczyno.

W twego ciała przecudownej głębi
oczy toną, jak w jeziora fali
i powrócić na słońce nie mogą
z ławic pereł i ławic korali
. – Kazimierz Przerwa - Tetmajer

czwartek, 22 lutego 2018

Kadzidło

Jak już się do mnie przyczepi jakieś słowo lub wątek, to nie chce puścić. Trzyma niczym rozwścieczony rottweiler zadku bogu ducha winnego listonosza. Znowu będzie o dymie, który spowija Śląsk Cieszyński i w dodatku gryzie niczym wspomniany już pies. To nie ksiądz podczas liturgii z kadzielnicą chadza, ani komin z Trzyńca nie ćmi. W powietrzu unosi się woń cyprysu, anyżu i styraksu. Doprawdy, chciałbym, by tak było. Ku memu rozczarowaniu stwierdzam, że to tylko cała tablica Mendelejewa. Mimo to, dobrze się pali to nasze kadzidełko – złudne wrażenie ezoteryki za psie pieniądze.


Ze świata, gdzie prawdziwe kadzidła palą się u stóp Sziwy albo innego Wisznu, przybył do Wisły charge d'Affaires Ambasady Indii - Amarjeet Singh Takhi, aby porozmawiać o kulturze. Swoją drogą, facet ma niezłą fuchę. Jeździ sobie po świecie i opowiada o swoim kraju. Zachwala tańce, jogę oraz rozmaite wersje curry, z którymi może konkurować jedynie chiński kurczak w pięciu smakach. Na podatny grunt padły te zachwalania w Perle Beskidów, która tym razem urwała się ze sznura samemu maharadży. Indyjski dyplomata rozmawiał z burmistrzem Wisły – Tomaszem Bujokiem o możliwości organizacji festiwalu promującego Indie w malowniczym miasteczku. Chociaż luty podkuł buty, to zrobiło się iście wakacyjnie. Takie festiwale organizowano także w Dąbkach, gdzie jeszcze dwie dekady temu chętnie odpoczywali mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego. Egzotyczni przybysze malowali na skórze turystów kwiaty, grali na bębenkach, częstowali orientalnym jedzeniem i śpiewali nikomu nieznane pieśni. Wszystko to w imię czarnego boga.

Wisła to nie jedyne miejsce hinduskiej ekspansji, bowiem bolywoodzcy filmowcy założyli swój przyczółek na samym skraju Śląska Cieszyńskiego, skąd w razie czego można się ekspresowo wycofać do Małopolski.  Taki też plan mają filmowcy, którzy będą kręcić m.in. w Kozach. Bielskie ulice stały się tłem dla romansu pomiędzy Polką a Hindusem. Całość okraszona śpiewem i tańcem, bez których żadna produkcja z nad Gangesu nie ma racji bytu. Mnie się jednak wydaje, że filmowi kolorytu dodaje nie tylko polski pejzaż, ale także same Polki, w tym miss z Bielska-Białej.

To nasze Księstwo Cieszyńskie musi być piękne. Przyciąga wszelkiej maści łazików. Szwendają się tu i tam. Od czasu, gdy zniknęły budki strażnicze z nad Olzy, wpuszczamy do nas każdego. Do stolicy księstwa zjechała delegacja z Serbii. Próbowałem odnaleźć jakiś wspólny mianownik lub choćby jakąś drobną historię, która by nas łączyła. Jedyne, co mi przyszło na myśl, to że pewien serbski nacjonalista zabił arcyksięcia Ferdynanda, czym przyczynił się do rozpadu nieboszczki monarchii austrowęgierskiej.  Wnikliwi badacze wiedzą, że był to dobry pretekst jak każdy inny. Trup jednak zawsze sprzedaje się najlepiej, zwłaszcza słynny. My, cieszyniacy nie jesteśmy pamiętliwi i czyn ten wybaczamy. Wobec tego, jesteśmy gotowi sprzedać parę patentów  na dobrą współpracę transgraniczną. Zdaje się, że takowej wiedzy owi przybysze szukają.

Kontakty z zagranicą zawsze warto podtrzymywać, choćby po to by zobaczyć to i owo. Jeszcze lepiej byłoby wspólnie zbijać interesy. Cenne są takie relacje, o ile żadna ze stron nie jest zmuszana do klęczenia i zginania karku. Najbardziej zaś bezwstydne są te pokazy samokrytyki pełne kompleksów – lojalki spisane śliną podczas plucia we własną gębę pod wiatr, istny symbol degeneracji i zaprzaństwa. Najlepsze przyjaźnie zawiązywaliśmy zawsze z tymi, co ziemiami z nami nie graniczą. Zawsze smakowało nam gruzińskie wino, sake oraz gulasz. Zważywszy, że Polakom najlepiej wychodzą relacje z dalekimi krajami, to zacieśnianie współpracy z Serbią oraz Indiami wydaje się zwiastować murowany sukces.

sobota, 17 lutego 2018

Noszak

Byłbym bezczelny twierdząc, że moja opinia dotycząca nazwy Cieszynek miała wpływ na cokolwiek. Na szczęście nie byłem w swym zdaniu odosobniony. Byliśmy niczym gwiazdy rozsiane na niebieskim firmamencie. Niby blisko a jednak daleko. Wszystko zależy od przyjętej perspektywy. Nie jest to wszakże najważniejsze. Ważne, że nasz głos niczym trąby jerychońskie był wystarczająco donośny, by skruszyć mur wzniesiony z głosów większości, która miała przyjemność kosztować najnowszy wyrób lokalnego browaru. Niestety w przypadku wyboru nazwy dla nowego piwa sprawdzają się ostre jak brzytwa słowa Pascala: Opinia większości jest opinią najmniej zdolnych.


Ktoś mógłby pomyśleć, że dyrektor Cieszyńskiego Browaru Zamkowego to hazardzista. Przystanie w ciemno na decyzję garstki osób może wydawać się ryzykowane. To tylko pozory, bowiem była to w moim odczuciu przemyślana strategia. Docelowo odbiorcą nowego piwa, które wkrótce zastąpi  legendarne Brackie, będzie mieszkaniec Śląska Cieszyńskiego. Powierzenie misji znalezienia nowej nazwy dla złotego trunku osobom opiniotwórczym i znanym przynajmniej części osób stela sprawia wrażenie strzału w dziesiątkę. Zdegustowani cieszyniacy (a i tacy się znajdą) nie będą musieli spuszczać ze smyczy psów gończych. Winni nowego wyboru opublikowali nagranie z obrad. Dziś wszystko musi być transparentne. Zaś w dobie mediów społecznościowych przedstawienie musi trwać.

Burzliwa dyskusja trwała i trwała. Pomiędzy jedną, a drugą kanapką zbójnik Ondraszek stanął na cieszyńskim szafocie po raz wtóry. Z kolei nazwa Cesarok została spłukana potężnym łykiem piwa. Zebrane gremium uradziło, że nowy trunek będzie sięgać do najgłębszych korzeni. Ogłoszono, że piwo będzie nosić nazwę Noszak na cześć cieszyńskiego księcia. Z tymi przydomkami władców bywało tak, że często odnosiły się nie do tego, czego życzyłby sobie umiłowany pan.  Bolesław Krzywousty prawdopodobnie nie był tak nazywany z powodu przykrego defektu twarzy, lecz dlatego, że notorycznie kłamał. Niestety był też władcą niezbyt roztropnym, gdyż podzielił swój kraj pomiędzy swych synów, choć można też rzec, że dopasował się do istniejącej w Europie mody. Dopiero Władysław Łokietek i jego syn Kazimierz na poważnie podjęli się próby scalenia Polski. Nie będę jednak rozwijał tego wątku. Nie chciałbym być posądzony o spoilerowanie Korony Królów.

Wracam zatem do naszego Noszaka, który nie zaistniałby w naszej świadomości bez swego przodka – kłamczuszka. Swój przydomek zyskał dzięki uciążliwej chorobie stawów, z powodu której musiał być noszony w lektyce. Przykra przypadłość świadczyła również o tym, że w całym swoim życiu opływał w dostatek. Nie na napychaniu własnego kałduna polegała wielkość owego monarchy. Był wiernym sługą cesarza Karola IV, a także mentorem i przyjacielem jego syna Wacława. Podejmował się wielu misji dyplomatycznych, a w razie bezkrólewia sprawował realną władzę w cesarstwie. Najważniejsze  jednak dla nas jest to, że przyczynił się do rozwoju własnego księstwa i długo, długo nikt nie mógł mu w tym dorównać. Co ma jednak Przemysław Noszak do piwa? Gdybym powiedział, że Noszak brzmi całkiem podobnie do czeskiego Ležák, czyli lager, to moglibyście odnieść wrażenie, że padło mi na mózg i z powodu bezradności wymyślam naciągane teorie. Tkwi w tym jednak ziarno prawdy a może i nawet jęczmienia. Otóż Przemysław przyczynił się również do rozwoju produkcji alkoholu we własnym księstwie. Chyba nie sądziliście, że całe dnie przesiadywał w cesarskiej kancelarii na pisaniu traktatów? Nie od dziś wiadomo, że dobrze prowadzona dyplomacja polega również na tym, że trzeba wiedzieć, co, gdzie i z kim trzeba wypić. Wasze zdrowie!

poniedziałek, 12 lutego 2018

Krepliki

W ubiegłym tygodniu przypadł tłusty czwartek. Wtedy to każdy mógł sobie pofolgować bez umiaru. Wielu z nas się zarzekało, że zje tylko dwa krepliki i na tym koniec. Skończyło się tylko na zapieraniu. To niesłychane, by człowiek poczciwy czynił w ten sposób. Tak przynajmniej twierdził renesansowy poeta – Mikołaj Rej, który w swym Żywocie człowieka poczciwego ganił wszelkie przejawy łakomstwa i pijaństwa. Co więcej, wszystkie wypieki, a w tym torty i kreple sprzyjają temu, by człowiek zachowywał się w następujący sposób: to już klękają, a czasem i krzyżem padają, a po ziemi się jako bydło walają, lejąc sobie w gardło. Przyznam, że nie dokonałem podobnych obserwacji. Być może w XVI wieku było inaczej albo stary moralista wzbraniał się przed jakąkolwiek zabawą. Toteż nie dziwi to, że każda uciecha jawiła się jako diaboliczna. My, współcześni pączki sobie chwalimy. Prócz tego urządzamy nieprzyzwoite konkursy o tytuł Najlepszego Kreplika Śląska Cieszyńskiego. Mnie tylko szkoda, że w szranki stają zawodowcy zamiast okolicznych gospodyń.


Okrągłe niczym pączek jest także tondo, które pojawiło się ponownie na jednej z cieszyńskich kamienic. Nie zauważyłem wcale jego zniknięcia, gdyż to wymagałoby wzniesienia wzroku. Z kolei ja wbrew obiegowej opinii nie chodzę z zadartym nosem. Za to wyczulony węch pozwala mi przyglądać się ciekawym sprawom. Trzystuletni obraz w kształcie koła to nie byle jaka rzecz. To wytworne dzieło możemy podziwiać dzięki cieszyńskiemu rodowi Jagoszy. Malunek w złotej ramie przedstawia Trójcę Świętą. Mimo, że pochodzi x XVIII wieku, w swym stylu nawiązuje do wielkich dzieł włoskich przedstawicieli renesansu. Świadczy o tym chociażby putta, czyli wizerunek małego chłopca lub aniołka oraz dotykające się dłonie, tak dobrze znane z fresku Michała Anioła – Stworzenie Adama.

Myślę, że dla nikogo odkrywcze nie będzie, kiedy napiszę, że obok Adama Bóg stworzył Kobietę. Kobieta wiele musiała się naczekać, by pełnić znaczącą rolę w społeczeństwie. Nie mnie oceniać, czy pozbawiona tej możliwości cierpiała, czy też wychodząc z cienia, jest bardziej spełniona. W każdym razie współcześnie modne stało się, by nagradzać kobiety i tylko je w odrębnych konkursach. Nie inaczej jest z konkursem Oryginalna Kobieta Śląska Cieszyńskiego 2017, gdzie o ten chlubny tytuł walczyć będzie pięć pań. Czy tylko ja mam wielką wiarę w potencjał współczesnych kobiet i uważam, że każda z nich z powodzeniem mogłaby konkurować z mężczyznami? Mimo to sądzę również, że bez względu na płeć dokonania człowieka są warte nagrody. Uwaga! Nastąpi nachalna agitacja. Otóż ja swym słowem chciałbym wesprzeć Anię Babik z Pastwisk w Cieszynie, która angażuje się życie lokalnej społeczności. To u niej zrodził się pomysł powstania klubu dla mam i dzieci – Bawialnia. Ania działa również w OSP oraz komitecie rodzicielskim. Angażowała się również w akcje charytatywne oraz budżet obywatelski. Ja oddałem już swój głos, a Ty?

A Ty, Drogi Czytelniku,  już w najbliższą środę polecisz do Mariusza albo innej kwiaciarni i kupisz bukiet czerwonych róż. Może się zdarzyć też tak, że w gazetce z Biedronki lub innego Lidla wyłowisz wzrokiem czekoladki w promocyjnej cenie. W ten sposób rzucisz swej ukochanej cały świat do stóp. Okażesz się jej godny. Ba! Sam będziesz sławił swe czyny w przekonaniu, że kolejny rok masz z głowy. Wyszło nieco szyderczo. Śmiałbym twierdzić nawet, że powiewa nieco nudą i banałem. Hollywood już wie lepiej, że prawdziwie męskość okażesz tylko wówczas, gdy porzucisz prozę życia. Kinematografia ma nawet gotową receptę i sprzeda ją za parędziesiąt złotych oraz kubełek popcornu (oczywiście w wersji max). Otóż najlepszą alternatywą dla pospolitych pomysłów jest wyjście na melodramat (Kto to klasyfikował?) pt. Nowe oblicze Greya, który epatuje obrazami pełnymi perwersji.  Twórcy próbują nas przekonać, że w błędzie był ten, kto myślał, że życie to nie film porno.

poniedziałek, 5 lutego 2018

Duchota

Cieszyn został spowity gryzącym dymem, który gwałtownie wdarł się do naszych płuc i uniemożliwia zaczerpnięcie świeżego powietrza. Nie, ten zaduch to nie byle jaki dym z komina pobliskiej kamienicy. Duchota ta to powaga, która zgodnie ze słowami Oskara Wilda przekształca się w tępotę. Początkowo niewyczuwalna niczym czad przenika nasze myśli, a problem błahy urasta do rangi światowej. Najbardziej widoczne stało się to przy okazji sprawy cieszyńskich rond, kiedy to  nazwa elementu infrastruktury drogowej stała się ważniejsza niż sam papież. Porównanie to jest nieprzypadkowe, gdyż to właśnie Janowi Pawłowi II Rada Miejska przyznała patronat nad rondem u zbiegu ulic Stawowej, Katowickiej i Liburnii. Jednogłośna i nieskonsultowana z mieszkańcami decyzja stała się paliwem dla przeróżnej maści podżegaczy, których zdaniem ratusz włącza się w podział społeczeństwa. Ba! Umacnia nawet Kościół Katolicki.  Lista niedorzecznych zarzutów nie ma końca. Kolejnym etapem tych absurdalnych wybryków będzie przekonywanie ludzi, że warto by konsultować z nimi ustawienie znaku stopu lub ustąpienia pierwszeństwa.


Zarzuty są również stawiane budowanej właśnie Galerii Stela. To za jej sprawą ma całkiem wyschnąć strumień pieniędzy, który niegdyś wartko przepływał ulicą Głęboką. Powstający moloch jawi się niczym złowrogi Babilon. Co prawda, nigdzie nie widać opisywanych przez Herodota Wiszących Ogrodów Semiramidy, za to stalowe pręty sukcesywnie pną się do góry. Budowa napawa  strachem małych sklepikarzy, którzy szukają przyczyn własnych niepowodzeń. Mają rację Ci, co twierdzą, że ciężko się robi zakupy, kiedy sklep jest wcześnie zamknięty. Nie mylą się również osoby, którym nie chce się szukać przez pół godziny miejsca parkingowego. Czas nieubłaganie galopuje. Kiedyś nasi dziadkowie zniecierpliwieni stali godzinami w kolejkach po mięso. Natomiast my nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jak długo facet przed nami może tankować samochód. My już nie mamy czasu na zakupy. Robimy je w sieci. Czekać tylko, kiedy lokalni dostawcy będą dowozić zakupy pod same drzwi. Wolne chwile przeznaczymy na co innego, choćby na ich bezsensowne marnowanie. Takie nasze prawo!

Kiedy usłyszałem o akcji Dziewczyny Bonda na ronda, nie byłem ani wstrząśnięty ani zmieszany. Pomyślałem o niej w kategorii fikcji. Natomiast nowa nazwa piwa z lokalnego browaru – Cieszynek początkowo przyprawiła mnie o mdłości. Wydawała się niepoważna, wręcz infantylna. Tak przecież można nazwać maskotkę lokalnej drużyny sportowej a nie wyrazisty trunek.  Potem przyszła refleksja. Obie nazwy zmuszają nas do swoistej pokory. Przebijają ten przesadnie nadmuchany balonik dumy. Wyjątkowość, pycha, wzniosłość i temu podobne cechy powinniśmy czasem dławić w sobie. Nieumiejętne szafowanie nimi doprowadza do powstania wizerunku cieszyniaka – buca! Za Norwidem pragnie się rzec: Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala, Czy ten, co mówić nie pozwala?

Pozwolę sobie za to na rozmowy o bajkach, bo w opowiadaniu ich jestem całkiem niezły, a już na pewno robię to na przyzwoitym poziomie. Na seansie w kinie Piast oglądałem wraz z synem Magiczną zimę Muminków. Ta produkcja ani nie uwodzi dorosłych żartami jedynie im zrozumiałymi, ani grafiką 3D. Wydawałoby się, że nie poderwie nikogo kukiełkowymi postaciami, ani filcowymi liśćmi , które znikną z ekranu w ciągu pierwszych pięciu minut animacji. W XXI wieku to nie do pomyślenia, by bajka zmuszała nas do refleksji. A jednak! Jedną z postaci jest Too-tiki, która zamieszkuje w zimie domek letniskowy Tatusia Muminka. Too-tiki zadaje Muminkowi kluczowe pytanie, czy zorza polarna jest piękna, czy tylko nam się wydaje, że jest?

I mnie w głowie kotłują się podobne pytania. Czy ten Cieszyn jest taki wyjątkowy, czy tylko nam się wydaje, że jest? Czy śledź na kanapce, chrupanie czekoladowego wafla i wątrobiana kluseczka w rosole nadają mu smaku? Czy ta ceglana wieża, co w górę strzela i kaplica zamkowa szeleszcząca w portfelu napawa nas dumą? Czy łabędzie Olzą płynące lub magnolie w maju kwitnące jakby boską ręką skreślone upiększają Cieszyn? Ma rację Henryk Elzenberg pisząc: Piękno jest jednocześnie kształtem czegoś i czegoś zasłoną, drogą i zbłądzeniem z tej drogi. Zachwyt Cieszynem to wybór estetyczny. Akceptujemy go jakim jest, co nie znaczy, że nie baczymy na jego niedoskonałości. To właśnie wszystkie peany ku jego czci mają zasłonić to co szkaradne, podłe, a czasem wręcz ohydne.  Po cóż ciągle się spinać. Lepiej dokonać czynu nieobyczajnego i biec w samych slipach środkiem Wyższej Bramy albo tańczyć na skoczowskiej ślizgawce niczym Lodowa Pani z Doliny Muminków.