wtorek, 28 lipca 2020

Symbole


Sto lat temu doszło do podziału Cieszyna. Ten cios nie był niespodziewany, gdyż z samego Paryża dochodziły do naszego miasta przecieki w tej sprawie. Mieszkańcy przeczuwali, że nadejdzie najgorsze. Na nadzwyczajnym posiedzeniu gminnym zaprotestowano przeciwko ewentualnemu rozstrzygnięciu, które miało zapaść we francuskiej stolicy. Chętnych do uczestnictwa w obradach było tak wielu, że nie mieścili się w sali. Wielkie wrażenie musiała sprawiać scena, gdy pod cieszyńskim ratuszem stały tysiące mieszkańców miasta, oczekując niepewnego werdyktu losu. Jak się okazało ludność miasta niejednorodna etnicznie, choć skupiona wokół wspólnego celu, roniła łzy nad innymi sprawami. Pragmatyczny Niemiec biadolił nad losem gazowni i rzeźni, które miały znaleźć się w dwóch różnych tworach państwowych. A Polak? Polak musiał górnolotnie, na najwyższych tonach. Włosy targał nad pogwałceniem zasad Wilsonowskich oraz nieposzanowaniem samostanowienia ludu polskiego.


Oficjalnie informacja o podziale terenów przychodzi z dwudniowym opóźnieniem. Warto tu zacytować gorzki wpis, jakim podzieliła się z czytelnikami redakcja „Dziennika Cieszyńskiego”. Oto jego wymowny fragment: Zbrodnia się dokonała! Wczoraj, dnia 28 lipca o godz. 6.30 wieczorem wydany i podpisany został w Paryżu wyrok w kwestyi cieszyńskiej, wyrok, będący urągowiskiem zasad Wilsonowskich   o prawie każdego ludu stanowienia samemu o losie swoim. Bez względu na przynależność narodową (może z wyjątkiem Czechów) mieszkańcy Cieszyna traktowali podział jako gwałt na sercu Księstwa Cieszyńskiego (w tym samym numerze gazety nadal posługiwano się tą nazwą), zamach na świętość, żeby nie rzec: profanację.

A o profanacji u nas głośno. Sto lat później nieznani sprawcy dokonali zbezczeszczenia wrót kościoła pw. św. Michała Archanioła w Goleszowie. Na drzwiach  namalowano satanistyczne symbole: pentagram, trzy szóstki oraz odwrócony krzyż. Bluźniercy popisali się również znajomością łaciny, by dodać dramaturgii swemu występkowi. Przecież to tak mądrze brzmi, gdy się wzywa Lucyfera w wymarłym języku. Jest jeszcze drugie dno użycia tegoż języka. Łacina przez wieki była językiem liturgicznym. Nie jest to pierwszy taki wybryk na Śląsku Cieszyńskim. Ostatnio, w 2014 roku zniszczono parusetletnie płótno – Obraz Matki Boskiej Skoczowskiej. Na szczęście obraz tak ważny dla skoczowskich wiernych z kościoła pw. św. Apostołów Piotra i Pawła został odrestaurowany.

Swoją drogą, nie wszystkie chrześcijańskie symbole oraz miejsca są celem ataku. Przeszukując sieć w poszukiwaniu interesujących mnie informacji, natrafiłem na zdjęcie krucyfiksu z ul. Jabłonnej w Cieszynie, który ukryty jest przed oczami postronnych osób, choć niegdyś przebiegała tam wydeptana ścieżka pomiędzy drzewami. Nie zwróciłbym być może uwagi na ten obiekt, gdyby nie historia, którą podzielił się anonimowy internauta. Twierdzi, że w dzieciństwie opowiadano mu historię o tym miejscu. Być może straszono go w ten sposób, by nie chodził w to ustronne miejsce. Nieopodal krzyża stał dom, w którym mieszkała rodzina. Wszystko było dobrze. Rodzina była w stanie także pomagać innym ludziom. Często odwiedzał ich jeden i ten sam żebrak. Sielanka się skończyła, gdy za czasów nieboszczki monarchii jedyny syn gospodarzy poszedł walczyć za cesarza. W czasie trwającego konfliktu żebrak nadal nachodził owo domostwo. Pewnego razu gospodarze powiedzieli temu dość. Postanowili otruć żebraka przy pomocy placków. Żebrak zabrał ze sobą placki i ruszył w drogę. Jak już się domyślasz, Drogi Czytelniku, ten plan miał prawo nie wypalić. Żebrak napotkał po drodze syna gospodarzy, który wracał z wojny. Nędzarz ulitował się nad wycieńczonym wojakiem i poczęstował go plackami. Syn wrócił do domu, lecz chwilę potem skonał w progu. Taki los spotyka nędzników.