środa, 27 grudnia 2017

2017 w pigułce

Końcem tego roku postanowiłem, że podążę za modą, jaka panuje w sieci. Otóż wszelkiej maści twórcy – mniej lub bardziej zdolni podsumowują mijający rok. Robią to na różne sposoby, lecz każdy z nich przekaz dostosowuje do tego, czym dotychczas się zajmował. Nie inaczej będzie u mnie. Zgodnie z założeniem tego twórczego eksperymentu podsumuję rok 2017.  Opowiem o rzeczach ważnych, choć nie mogę z całą stanowczością rzec, że poruszane przeze mnie kwestie będą tymi najistotniejszymi. Nie poruszę też tematów, które znalazły już odbicie w mej twórczości. Nie jestem jednak w tym względzie zasadniczy niczym Katon, dlatego nie będę umierał za sprawę. Jednakże wykorzystam ten moment, by poruszyć tematy, które dotychczas z niczym mi się nie kleiły lub nie potrafiłem w żaden sposób wykorzystać ich potencjału. Zgodnie ze sztuką będzie subiektywnie, zabawnie, a momentami nawet mocno. Nie będę jednak nikogo masakrował niczym Kuba Rozpruwacz swe ofiary. Z resztą nadużywanie tego sformułowania jest paskudną manierą – intelektualnym onanizmem świadczącym o pysze rzekomego triumfatora.


Warto zacząć od pychy jednego człowieka. Zanim jednak to zrobię, muszę przyznać, że w tym roku odbyło się tak wiele protestów jak nigdy. Było już czarno i literacko. Świeciły się również znicze. Nie miałem dotychczas okazji skreślić paru słów o proteście, który miał miejsce w styczniu. Część z Was pamięta transparent, który przysłonił fasadę jednego z zakładów pracy przy ulicy Stawowej w Cieszynie. Otóż właściciel za swe niepowodzenia obarczał sąd rejonowy i obecną władzę. Nie widział swej winy w sytuacji, w której się znalazł. Od razu na myśl przychodzi mi jedno z wielu cudownych dzieci lewicy - prezydent Aleksander Kwaśniewski, który miał się za męża opatrznościowego. Złośliwy chichot historii sprawił, że wszyscy kojarzą go z zamiłowania do procentów. To z resztą słuszna kara. A jaką ocenę wystawią ludzie właścicielowi owego zakładu? Zwłaszcza ci, którzy mieli okazję dla niego pracować.

W lutym swą pracę zaczęła Rada Śląska Cieszyńskiego. Samozwańczy członkowie organu – Gerard i Naczelnik nawiązują do stuletniej tradycji Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego. W swych działaniach i odezwach nie ma dla nich granic. Organizują komanda na wzór partyzantki z Brennej. Reformują i edukują. Ba! Prowadzą nawet intensywną politykę kolonialną. Mają również ambicje międzygalaktyczne. Nie chcą, by Księstwo stało w miejscu niczym mickiewiczowski Zaścianek. Pielęgnują również lokalne mity. Rozprawiają się z wrogami sprawy przy pomocy obuszka. Rzec, że są niezłym kabaretem, byłoby trywializacją sprawy. Ja myślę, że wzorem Stańczyka pokazują prawdę. W dodatku robią to z humorem i dystansem. Zważywszy na to, że monarchy brak, trefnisie bawią mieszkańców Księstwa Cieszyńskiego.

Bawi się również lokalna władza. Ktoś by mógł powiedzieć złośliwie, parafrazując Panią Twardowską, że Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanki, swawola; Ledwie ratusza nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejza, hola! Tak przynajmniej można wywnioskować, czytając liczne artykuły w prasie i portalach internetowych na temat parkingów w Cieszynie, które pojawiają się regularnie. Ktoś wyliczył, że w mieście brakuje tysiąca miejsc parkingowych. Ufam, że liczb tych nie wziął z kosmosu. Ja sobie zdaję sprawę, że stworzenie takich miejsc w ścisłym centrum ze starym, zwartym budownictwem nie jest rzeczą prostą. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak przez okrągły rok można debatować nad wytypowaniem miejsca. Dwanaście miesięcy kręciła się karuzela lokalizacji, a wszystkie zasadniczo mieszczą się w centrum. Co więcej, każde z nich jest tak zdegradowane, że zasługuje by zyskać nowe oblicze. Tymczasem ciężko było porównać koszty i potencjalne efekty. Suma summarum za inwestycję  zapłacę i tak - ja, Ty i reszta cieszyniaków. W sprawie parkingów doceniam jednak jeden gest włodarzy. Z bólem serca, ale jednak dopuścili do bezpłatnego parkowania w soboty.

Temat parkingów jest bądź co bądź inspirujący, dlatego nie omieszkam go nie eksploatować. A nic nie denerwuje bardziej, jak szukanie pieniędzy na parking pod szpitalem, kiedy w trybie pilnym wyruszasz na izbę przyjęć. Obraża moją inteligencję twierdzenie, że opłata jest po to, by ograniczyć parkowanie osób, które nie wybierają się do szpitala. To zwykły rozbój w biały dzień. Jeszcze gorszą chorobą, która toczy nasz szpital, jest jakość posiłków serwowanych chorym. Wydaje się, że jest to epidemia na skalę krajową. Wszyscy udają, że tego nie widzą. Przecież nikt nie oczekuje jedzenia rodem z Sheratonu.  Z bezradności pozostaje tylko żartowanie. Kiedy zauważyłem na szpitalnym talerzu kawałeczek masła, uznałem to za luksus. Wszakże galopująca cena masła na światowych rynkach pozwala tak sądzić. Taka idylla rysuje się przed pacjentami w 125 rocznicę postania Szpitala Śląskiego.

Kolejny akapit będzie przepełniony smutkiem. Tym razem bez grama złośliwości. Pod koniec sierpnia zmarł Józef Golec – wierny syn Ziemi Cieszyńskiej, propagator naszego regionu oraz działacz społeczny. Zasług nikt mu nie odbierze. Propagował prace plastyczne dzieci oraz koronki z Cisownicy. Sam tworzył misternie zdobione ekslibrisy. Ponadto był twórcą Cieszyńskiego Słownika Gwarowego. Otrzymał Laur Srebrnej Cieszynianki. Był honorowym obywatelem Goleszowa. Jedno mnie w tym człowieku fascynuje. Pomimo zmiany miejsca zamieszkania stale promował i odwiedzał rodzinne strony. Co powodowało nim, że mimo to wybrał Sopot? Może wielka miłość albo inne koleje losu? Niemniej jednak rozumiem śp. Józefa Golca. Jeśli coś miałoby mi zrekompensować brak Cieszyna, to tylko szum fal rozbijających się miękko o piaszczysty brzeg morza.

Propagują również nasz region lokalne media. Nie mam pojęcia jak jest gdzieindziej. Wydaje mi się, że na Śląsku Cieszyńskim środków masowego przekazu jest całkiem sporo. Każda gmina i miasteczko ma spore ambicje i posiada własny biuletyn. Dodatkowo mamy gazety oraz liczne portale internetowe. Choć wydaje się, że konkurencja jest mocna, to kawałek tortu uszczknął sobie nowy gracz – ViFI, który pojawił się w sieci początkiem drugiego półrocza tego roku. O tej konkurencji między dziennikarzami to można mówić z przymrużeniem oka. Częstokroć widzę, kiedy obsługują razem dane wydarzenie i wcale nie widać, by wyrywali sobie temat. Wydaje się wręcz, że ta współpraca to im się nawet świetnie układa. Zwłaszcza kiedy kończy się dobrą kawą.

Na zakończenie warto pożegnać Śląsk Cieszyński, choć przecież każdy z Was wie, że nie na długo. Pod koniec roku stało się istotne (przynajmniej dla niektórych) wydarzenie. Przez parę miesięcy fundowano nam przedstawienie pod tytułem rekonstrukcja rządu. Niespodziewanie do niej nie doszło. Zmieniła się tylko osoba na stanowisku premiera. Jedni dostali piany, inni zaś podekscytowani tym wydarzeniem zaczęli tworzyć hymny pochwalne ku czci premiera Morawieckiego. Każdy pogląd ukształtowany przez jedyne, właściwe media. Ta zmiana jest i tak bez znaczenia, gdyż naczelnik państwa pozostał ten sam. Co prawda żoliborska willa to nie to samo co dworek w Sulejówku. Zaś kot to nie kasztanka. Człowiek z kotem wiele może. Tak przynajmniej wynika z pierwszych scen Ojca Chrzestnego.

sobota, 16 grudnia 2017

Pięść tytana

Przeglądając stare kroniki parafialne, można zauważyć, że obok wydarzeń mających charakter religijny są także opisane te o znaczeniu społecznym.  Przeczytamy zatem o wyborze nowego wójta we wsi, jak również, że temu gospodarzowi urodziło się dwugłowe ciele lub pani małżonka wydała na świat piątkę dzieci za jednym razem. Dziś budzi to u niektórych śmiech oraz politowanie. Nie sądźcie, żeście lepsi od waszych przodków, gdy z zaparciem tchu śledzicie romanse gwiazd i gwiazdeczek lub plotkujecie o własnym sąsiedzie. Niezmiennym jest jedno. Ludzkość nadal nie jest wstanie przejść obojętnie obok klęsk urodzaju oraz kataklizmów pogodowych. To właściwie jest dobry symptom. Znaczy, że jeszcze tli się w nas człowieczeństwo.


W ostatnim czasie Śląsk Cieszyński został nawiedzony przez potężne podmuchy halnego. Ten halny jest taki góralski, taki nasz. Tymczasem zachowuje się niczym ożrały chłop, który po tęgiej libacji wraca do domu i nie panuje nad swoimi czynami. Nie inaczej  było tym razem. Wichura obalała drzewa oraz słupy elektryczne. Z kolei syrena wyła głośno jak muzyka na wiejskiej potańcówce. Oj tańców, co nie miara mieli strażacy i ci z państwowej i z ochotniczej straży. Niebezpieczny był to pląs, w którym za partnerkę robiła piła spalinowa. Jaki dansing, taki taniec. Ważne, że nieustraszeni bohaterzy stanęli na wysokości zadania. Nietęgie miny musiały mieć owe zuchy, kiedy zobaczyły w Goleszowie wyburzony szczyt nowiusieńkiej chałupy.  Widok przywodził na myśl zniszczenie dokonane pięścią samego tytana, co z łańcucha został spuszczony z Tartaru. Czego tu szukał w zimie? Chyba nie asfodeli. Wiedzę taką mógłby posiadać tylko Dante, co zszedł w czeluście piekieł, by ujrzeć Efialtesa.

Z kolei inny tytan pojawił się na skraju Śląska Cieszyńskiego, gdzie łapczywym wzrokiem już spoziera małopolski smok.  W centrum Bielska stanął znany wszystkim dzieciom i dorosłym gigantyczny pies Reksio. Olbrzymia iluminacja zachwyca nie tylko rozmachem, ale również nawiązaniem do lokalnego przemysłu rozrywkowego. Nie jest tajemnicą, że rezolutny czworonóg powstał w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Przy tej okazji warto by zastanowić się, co mogłoby być ozdobą Cieszyna.  Tak, wiem. Florian ma już swą świetlistą obręcz, a ronda i parę ulic też jest rozświetlone. Tylko, czy warto na tym poprzestać? Być może przyszedł czas, by dać się ponieść fantazji. Co owa ozdoba mogłaby przedstawiać? Rotunda, czy wieża piastowska zdają się być zbyt oczywiste i sztampowe. Z kolei kanapka śledziowa zdaje się cudacznym pomysłem. Niewykluczone, że ciekawą ideą byłoby rozświetlone Prince Polo. Jego szyk i elegancja niczym mała czarna od Coco Chanel są bezdyskusyjne.

Swoją drogą w Cieszynie jest jedna ozdoba świąteczna, która podoba mi się niezmiennie od paru lat. To iluminacja na bocznej ścianie świętego Jerzego. Przywodzi na myśl neony z lat 90-tych zasilane argonem. Zachwyca mnie również jego prostota. O samej świątyni warto w tym momencie napisać, gdyż niedawno odkryto na jej ścianach średniowieczne polichromie. Nie jest to Giotto, ale znawcy tematu sugerują, że widoczny jest tu styl warsztatu mistrza Teodoryka, który tworzył na dworze Karola IV w Pradze. Malowidła przedstawiają świętych m.in. Klemensa, Mikołaja oraz Franciszka. W przyszłym roku zostanie dokonana renowacja ściennego odkrycia. W skali kraju jest to jeden z nielicznych tego typu malowideł naściennych, które przetrwały do dziś.

Tym razem opowiadam o świętach w takim ujęciu amerykańskim. Ma błyszczeć. Ma lśnić. Bo to się większości podoba bez względu na to, czy Boże Narodzenie jest dla nas tradycją, czy czymś więcej. Na sam koniec wtrącę wątek osobisty, choć niejeden z Was powie, że i tak na łamach własnych felietonów uprawiam swoistego rodzaju porno. Uzewnętrzniam się i dziele własnymi przemyśleniami. Któż to wie, ile w tym kreacji, a ile prawdziwego mnie? Być może w przyszłości z nudy ktoś będzie to roztrząsał albo i nawet będzie się doktoryzował z tego. Wracając do meritum, muszę się przyznać Drodzy Czytelnicy, że tego roku święta rozpocząłem tydzień wcześniej. Otóż  pierwszą gwiazdkę na niebie zobaczyłem w miniony piątek. Ba! Nawet spadała i z impetem strzeliła w szybę samochodu, za którego kółkiem siedziałem. Gwiazda wyskoczyła spod koła tira niczym dysk Apollina rzucony w Hiacynta. Tego roku Aniołek przyniósł mi na gwiazdkę przednią szybę samochodu. Tragizm mego położenia jest taki, że sam sobie jestem Aniołkiem.

niedziela, 10 grudnia 2017

Kiedy człowiek skalał mrok

Kiedy człowiek skalał mrok za pomocą światła, zmienił diametralnie oblicze świata. Groza czająca się w ciemności nagle została oswojona, jakby ogień kaganka smagał ją swym językiem. Kurtyna nocy została nieodwracalnie rozerwana. My, ludzie żyjący w XXI wieku już tego nie zauważamy. Szpalery latarni przyćmiewają blask gwiazd. Wydaje się to nam naturalne, lecz tylko ci nieliczni dożywszy sędziwego wieku zaświadczą, że to nieprawda. Pamiętają czasy, kiedy po zmierzchu światło przegrywało swą walkę z kretesem.  Niejeden matuzalem sięgając pamięcią wstecz, zauważa, że pragnienia się zmieniają. Marzenie o codziennym spożywaniu mięsa lub jedzeniu od czasu do czasu  banana wydaje się dziś śmieszne.  Nie sposób znaleźć wspólną perspektywę  z ludźmi, którzy całe życie walczyli o to, by chleba nigdy na stole nie zabrakło. Teraz, gdy biadolisz, że jesteś biedny, bo nie masz na nowego smartfona, zobacz śmieszność swej rozpaczy. Jedzenie stało się jak powietrze. Nie trzeba o nie zabiegać. Dziękczynna modlitwa przy stole jest niezrozumiała.


Spocznij obok mnie, pod tym przeklętym niebem
Przez czerń dnia, mrok nocy, dzielimy ze sobą ten paraliż
Drzwi otwierają się z trzaskiem, ale nie widać prześwitującego słońca
Blizny na czarnym sercu coraz ciemniejsze
I wciąż nie widać prześwitującego słońca – Unforgiven
II, Metallica

Mrok, który nas otaczał, zamieszkał w naszych duszach. A może zawsze tam był, lecz nas interesowało tylko to, co jest widziane ludzkim okiem. Przecież mędrzec, który patrzy przez szkiełko, wie, że ciemność odchodzi w niepamięć wraz ze zmniejszającą się ilością czarnych kontuszy. Wszystkowiedzący popada w pychę, która doprowadzi do upadku ludzkości. Jego własna puszka mózgowa jest zbyt ciasna, by pojąć wszystkie tajemnice. Nie brak mu za to innych cnót. Przejawia zachowania znane w psychologii jako mroczna triada. Ma w sobie coś z Narcyza. Niech Was jednak nie zmyli obraz smerfa Lalusia, który ciągle przegląda się w zwierciadle. To człowiek przekonany o swej nieomylności oraz wszechpotędze. Zgniecie każdego, kto zmąci jego odbicie w zwierciadle. Osoba ta doskonale manipuluje ludźmi ze swego otoczenia. Toczy nieustanną Grę o tron lub o jego utrzymanie. Księcia zna na pamięć. Obudzony w nocy wyrecytuje go w oryginale. Wszystko to, by posiąść władzę, dobra doczesne i poklask. Jego własne gierki i chęć bycia bogiem na sam koniec doprowadzają go do obłędu. Być może, że był tam od samego początku. To prawdziwy tyran. Czy zabiłeś go już w sobie, Czytelniku?

Najbardziej znany ludzkości Psalm 23 zawiera w sobie słowa otuchy: Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Hiszpański mistyk i poeta Jan od Krzyża wskazuje, czym może być owa ciemna dolina. W swym poemacie Noc ciemna opisuje cierpienie, jakie towarzyszy pogłębianiu się własnej wiary. Droga przez ciemną noc duszy to bezsilność, samotność oraz poczucie nieobecności Najwyższego. Przejście przez ten etap wzmacnia człowieka oraz jego wiarę. W podobnym stanie często znajdowała się Matka Teresa. Świat oczywiście błędnie ( czyt. z premedytacją) odczytał to jako skazę na jej wizerunku. Bo czyż mogłoby być inaczej?

On skarży się na ciemność mej mowy —
Czy choć świecę raz zapalił sam?!
Sługa mu ją wnosił pokojowy
(Wielość przyczyn tak ukryto nam).
Nić, objąwszy iskrą, zrazu płonie,
Zalewa wosk, który górą wstawa.
Gwiazda jaśni powoli tonie,
Modra światłość jej i bladawa.
Już, już myślisz, że zgaśnie — że z dołu
Ciecz rozgrzana wszystko pochłonie —
Wiary trzeba, nie dość skry i popiołu:
Dałeś wiarę… patrz, patrz, jak płonie!
Podobnież są i pieśni me — o! człowieku,
Który im chwili skąpisz marnej —
Nim rozgrzawszy zimnotę wieku,
Płomień błyśnie ofiarny! – Ciemność, Cyprian Kamil Norwid

Jako rodowity cieszyniak powinienem posłużyć się teraz określeniem pod laubami. Jednakże słowo podcienie dużo wyraziściej podkreśla charakter niniejszego tekstu. W Cieszynie mamy parę tego typu konstrukcji architektonicznych. Skupmy się zatem na tych najdłuższych, które okalają jeden z boków rynku. W podcieniach skrywa się wiele miejsc wartych odwiedzenia. Jednym z nich jest Cafe Arkady. Właściciele lokalu gwarantują nam, że już 18 grudnia poznamy Ciemną Stronę Cieszyna. Zachęciło? Przez cztery godziny będzie można delektować się smakiem ciemnego lagera w stylu monachijskim, który przybrał tę pełną grozy nazwę. Ja muszę rzec, że miano to klimatem przywodzi te tajemnicze miasteczka z twórczości H.P. Lovecrafta. Otula Cieszyn wręcz magiczną aurą, taką nie do opisania.

Kiedy zetrzemy już ze spierzchniętych warg ostatnie krople ciemnego piwa, zastanówmy się, jaka jest ciemna strona Cieszyna? Co o niej stanowi? Pomińmy wpierw te wszystkie legendy miejskie, na czele z łowcami nerek, którzy wyrzucają swe ofiary na miejskich trawnikach z wielką blizna przecinającą bok. Czy mrok spowijający miasto nasila się, gdy jego mieszkańcy nieustannie narzekają? Co jest grzechem głównym tego miasta? Czy to różnego rodzaju zaniedbania? Czy to każdy układ władzy wyłoniony po kolejnych, lokalnych wyborach? A może to te wszystkie męty ukryte za pięknymi szyldami, które niczym wampiry przysysają się do publicznych pieniędzy? Być może. Czy na ciemną stronę Cieszyna ma wpływ tlący się dym skręta sprzedanego przez Wietnamczyka zza Olzy? Możliwe, że mrok spotęgowany jest przez pięść spadającą na twarz kobiety za ścianą. A może cień zalega, gdy niewiasta zazdrości pensji swej najlepszej koleżance? Za kotarą utkaną z czerni może się kryć również nierząd uprawiany w pobliskim lupanarze. Ciemność nie ominie również świętego przybytku – owej fasady pobożności, która skrywa toczącą ją zgniliznę. Jest też opcja, że cień wniknął w Ciebie, boś chciał posiąść tajemnicę, co skrywa polna łąka nocą utkana na eleganckim suknie.  A Ty, jaką cząstką zasiliłeś ciemną stronę Cieszyna?

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Diabli NaDali

Diabli nadali takiego przyjezdnego, co ciągle fuczy i grymasi. Wszystkie rozumy pozjadał. Przyjeżdża taki pod karczmę lub sklep i piekli się niemiłosiernie, bo  niewielki parking zostaje opanowany przez Ślązaków z Górnego Śląska – najczęściej potomków górników, którzy zjechali do Wisły, by zażyć świeżego powietrza przepełnionego zapachem leśnego złota. Sęk w tym, że od tej pracy w zakładach bez okien wzrok im słabnie. Zatem nie powinien nikogo dziwić widok auta zajmującego dwa miejsca parkingowe. Drogie samochody to nie żadne świerki z nasadzeń, by stać równo w rzędzie. Z tym wzrokiem lufciorzy rzeczywiście coś jest nie w porządku. To dla nich górale się tak poświęcają i zasłaniają piękne góry brzydkimi, jak noc tablicami. Najważniejsze, by turysta odnalazł właściwą chatę i właściwy wyciąg. Taki przyjezdny z Cieszyna to się nie zna. W dodatku nie odnosi się z należytym szacunkiem do starań górali, którzy łeb do interesów mają, jak mało kto.


Was też straszono w dzieciństwie diabłem albo bebokiem, który skrywał się w piwnicy domu? Muszę przed Wami odkryć pewną tajemnicę. Otóż to nie jest do końca prawda. Czasem te stworzenia mroku opuszczają swe leża. W kącie drewnianej chaty na zydelku siedział poczciwy staruszek, który gładził przyprószonego siwizną wąsa. Jest też taka opcja, że jego zarost nabrał barwy od wiecznie niegasnącej fajeczki, którą pociągał raz za razem z wielkim zamiłowaniem. Wtedy to, kiedy myśl się klarowała, dziadunio opowiadał barwne historyjki, którymi raczył swe wnuczęta. Wspomniał o hrabim Laryszu, który kazał sobie wykarczować las. Najął w tym celu pracowitego górala za tysiąc reńskich. Dzielny drwal nie wiedział, że porywa się z motyką na słońce. Żeby wywiązać się z danego słowa, pracował w pocie czoła od świtu do zmierzchu. Żywił się tylko plackami z owsa i ziemniaków, które ukochana żona zostawiała mu pod gałęziami świerku. Niestety, ale na te smakołyki połasił się również diabeł. Dumny z zuchwałej kradzieży postanowił pochwalić się tym czynem samemu Lucyperowi. Ten zaś nie taki straszny, jak go malują, więc skarcił swego sługę. Uznał, że biednego górala nie można nękać. Sługa musiał odpracować swe winy. Przemienił się w drugiego górala i zaproponował bezinteresowną pomoc. Kiedy mężczyzna poszedł po zapłatę, okazało się, że w trzosie znajduje się o sto reńskich za mało. Zdenerwowany diabeł w ludzkiej postaci zapytał pana hrabiego, czy ten, aby go nie oszukał? — Niech mnie — rzekł — diabli wezmą, jeśli kłamię! Życzenie jaśnie pana zostało spełnione.

Patrząc na śnieg okrywający Beskidy białą pierzyną, naszła mnie refleksja, że ja zawsze miałem problemy z tą góralszczyzną na Śląsku Cieszyńskim. Nijak nie kleili mi się górale z mieszkańcami wyżyny, którzy prezentowali bardziej mieszczańską kulturę.  Zwiastun olśnienia miał nadejść, kiedy przeglądałem książkę o Cysorzu Panie. Wąsaty poczciwiec dał mi wskazówkę, by patrzeć w przeszłość. Nie nadeszły, co prawda wydarzenia, jak te zapowiadane przez siódmą trąbę, ale dostrzegłem pewną prawdę. Śląsk Cieszyński jako depozytariusz epoki habsburskiej musi składać się z dwóch uzupełniających się ze sobą części na podobieństwo świętych pamięci Austro-Węgier. Kto by zarzucał mi herezję, niech lepszy dogmat objawi.

Na jednej z tablic, które tak mi wadzą, dostrzegłem wąsatego jegomościa. Przeszywający wzrok ekscentryka witał mnie na progu Wisły. To sam Salwador Dali spozierał na niczego niespodziewających się turystów. Zachęcał by porzuć choć na chwilę miskę z kwaśnicą lub obute naprędce narty. Przełamuje również tezę, że tutaj sztuka może być tylko ludowa. Od niedawna bywa także surrealistyczna. To w słynnej już Ochorowiczówce, gdzie gościli znani ze szkolnych ław pisarze, można zobaczyć prace ekscentrycznego Katalończyka. Nie sposób wymienić ich wszystkich, ale warto się tam wybrać, by zobaczyć m.in. Kuszenie Świętego Antoniego, Sobór Ekumeniczny, czy Wenecję. Rzadko mamy okazję obcować z sztuką na światowym poziomie. Mamy ją na wyciągnięcie ręki. Żal byłoby nie skorzystać.