wtorek, 26 stycznia 2021

Statystyka smutku

Kto dziś przyjeżdża do Wisły? Ja przyjeżdżam od północy. Stalówką wbijam się pomiędzy torowisko, a remontowaną drogę. Snuję atramentowy szlak, taki który może być wymagający albo lekki. Mam nadzieję, że żaden odział GOPR-u nie będzie mnie musiał szukać w bezkresach śniegu, gdzie buczyna ustępuje miejsca habsburskiemu świerkowi, by na końcu ten drugi spotkał się z niewidzialnym tancerzem, który przygnie go w porywczym tańcu do podłoża.


Droga pusta, a przynajmniej opustoszała bardziej niż zwykle. Góral rodem z obrazu Henryka Jastrzębskiego nie zaprzęga swej furmanki. Tego roku dzieci nie jadą na kulig. Nie będą swawolić pośród bałwanów śniegu. Wieczorem cisza. Drzewo leży. Milczy niewzruszone, a mogłoby radośnie trzaskać. Igraszki płomieni są mu zupełnie obce. I choć uczucie to spala do cna, rozgrzewa niejednego przyjezdnego, który tańczy, śpiewa, a i miodunki nie odmówi.

Gdzie się podział ten gwar i przeklinanie na pełne parkingi? Gdzie to stanie w kolejce do wyciągu? Gdzie ten czas poświęcony parunastu minutom uciechy? Gdzie kolejki po grzane piwo i kita zasmażana w kapuście? Smród gotowanej kapusty nie przeszkadza. Właściwie już nikomu nikt nie zawadza, a zwłaszcza pieniądze w portfelu. W kieszeni hula wiatr, choć Bestia znad Syberii znowu w natarciu.

W Wiśle pojawiły się bardzo wymowne transparenty.  Jest w nich coś naturalistycznego. Te pojedyncze zdania, choć dalekie od wizji Zoli, zawierają chęć walk o własne przetrwanie – przetrwanie Wisły jako ośrodka turystycznego. Niech słowa same przemówią: 85% wiślan żyje z turystyki, 25,5 km naśnieżnych tras bez narciarzy, 12458 hotelowych łóżek bez gości, 15 wyciągów narciarskich daje pracę 1014 osobom, 100% pustych krzeseł w restauracjach, Od ponad 300 dni boimy się o naszą przyszłość.

Swoją drogą, smutek, a może raczej łzy mogą być także oznaką szczęścia, choć wydaje się to marne pocieszenie. Pośród wielu haseł, które pojawiły się w Wiśle, jedno skradło me serce: Lufciorze! Teskno nóm za Wami! Okazuje się, że podział na tubylców i przyjezdnych może mieć pozytywny wydźwięk. Te drobne uszczypliwości są pieszczotą, śpiewem Orfeusza u wrót Hadesu. Tymczasem w Cieszynie toczy się 5985 odcinek telenoweli pt. Oblicza werbusa albo Podwójne życie stelaka.


środa, 20 stycznia 2021

Wymazać z pamięci

Ludzie machają łopatą niczym niewolnicy w Egipcie. Bicz mrozu smaga grzbiet pokryty puchem. Wydaje się, że nie sposób stworzyć pomostu pomiędzy starożytną cywilizacją, a otaczającą nas rzeczywistością. Połączenie jest kruche niczym lód, ale gdyby prześlizgnąć się po nim, być może unikniemy losu chłopca z Dekalogu I Krzysztofa Kieślowskiego.


W liceum czytałem świetną książkę o Egipcie – Egipcjanina Sinuhe Miki Waltariego. Choć powieść podoba mi się z zupełnie innego powodu, nie sposób zahaczyć o tło, które towarzyszy historii egipskiego medyka. Sinuhe rodzi się bowiem w czasach rządów XVIII dynastii, która do dziś fascynuje świat. Dzieje się tak dlatego, że jej najbardziej znanym przedstawicielem dynastii jest osławiony Tutenchamon. 

Nie mniej fascynująca jest postać jego ekscentrycznego ojca – Echnatona, który postanowił obalić starych bogów, by oddawać cześć jednemu bogu – Atonowi. Być może mieliście okazję o nim przeczytać, Drodzy Czytelnicy. Mieliście sporo szczęścia, gdyż faraona postanowiono wymazać z pamięci potomnych. Powodem jak zwykle była odmienność myśli. 

Nie pisałbym o tym nawet, bo szkoda pióra. Niemniej pomysł usunięcia Donalda Trampa z filmu Kevin sam w Nowym Jorku zasługuje na pewne wspomnienie. Jeśli możemy usunąć wizerunek prezydenta Stanów Zjednoczonych, bo nam się nie podoba (a może się nie podobać), oznacza to, że można to zrobić komukolwiek. Uwielbiam czytać i oglądać dystopie, ale w żadnym wypadku nie chciałbym się stać ich częścią.

Swoją drogą, na przełomie roku miałem okazję przeczytać Wydanie Specjalne Wiadomości Ratuszowych, w całości poświęcone trzydziestoleciu samorządu terytorialnego. Obok wielu zdjęć radnych stylizowanych niemalże na absolwentów szkół stopnia nieznanego w austrowęgierskim stylu, doczekaliśmy się wznowienia artykułów pisanych przez burmistrzów Cieszyna, w czasie gdy piastowali swe urzędy. Wyjątek stanowi artykuł, będący prologiem całego wydania oraz reminiscencje doktora Olbrychta, bez którego zbioru legend i pobożnych życzeń by nie było. Okazuje się, że przewodzili nam wspaniali wizjonerzy, lecz cieszyniacy nie poznali się na stelakach, a tym bardziej na werbusach. Na uznanie zasługuje jednak fakt, że o wymazywaniu z historii nie było mowy.


wtorek, 12 stycznia 2021

Cieszyńska awangarda

Znany pisarz i publicysta, Melchior Wańkowicz pisał, że: Im policja lepsza, tym kryminaliści sprytniejsi. Obawiam się, że felietonista miał nosa i choć od jego śmierci minęło prawie pięćdziesiąt lat, jego słowa pozostają nadal aktualne. Co rusz czytam o nowych rodzajach przestępstw. Nikt już dziś nie chodzi na włam, kasiarz Kwinto wydaje się z epoki brązu, a w najlepszym razie współpracował z Czarnym Rafałem. Młode Wilki nie są już młodym narybkiem, Leon zaś nie musi już ratować młodziutkiej Sary. Ten świat zniknął bezpowrotnie, zglobalizował się, co widać nawet w języku. Dziś nikt nie oszukuje, lecz uprawia phishing. Malware nie jest żadną malwersacją, a wyłudzaniem danych bardziej opłacalnym niż skrojenie sikora z komunii  przypadkowemu dzieciakowi na ulicy.  



My tu w Cieszynie jednak bijemy wszystkich przestępców na łeb. Można by rzec, że stanowimy awangardę. Wyobraźcie sobie, Drodzy Czytelnicy, że cieszyński przestępca gardzi pospolitym gwałtem, kradzieżą rowerów, a narkotykami to już wcale nie chce handlować, idąc w ślady Don Vito Corleone. U nas spryt jest w cenie. Przestępcy bowiem przerzucili się na jedzenie w restauracji. Policja nie ustępuje im na krok, w końcu jest lepsza. Dlatego pierwszy szturm na melinę przestępców przy ulicy Fredry w Cieszynie został przypuszczony. Zjechało się dziesięć radiowozów, a przestępcy ostatecznie zostali wylegitymowani. To dopiero sprytne posunięcie, gdy brak zapisu w KK.

Chciałbym, by ktoś zatrzymał tę karuzelę śmiechu, lecz obawiam się, że przejażdżka może skończyć się uderzeniem w głowę. Społeczne niezadowolenie narasta. Wielu ma już po dziurki w nosie nowej rzeczywistości. Właściciele restauracji U Trzech Braci mają dość niepewności o własną przyszłość. W ich ślad pójdą górale, jak wieść niesie – nie tylko beskidzcy. Nie sądzę, że robią to, by zbić na tym ogromny majątek, lecz by przeżyć.

Swoją drogą, o definicję przeżycia wszystko się rozbija, a już najbardziej jedność, zrozumienie i empatia. To w czasie kryzysu poznajmy charaktery i dla przeżycia jesteśmy zdolni do wszystkiego, a zwłaszcza do najgorszego. Będziemy sobie nawzajem zarzucać, kto kogo chce uśmiercić i będziemy się licytować, kto i komu co odbiera. Brawo! Pokazaliśmy tę wyższość moralną, zwłaszcza wobec pracownic sanepidu, którym też o przeżycie chodzi. Być może nie mamy świadomości, ale nie tylko u „prywaciarza” można straszyć zwolnieniem. 

wtorek, 5 stycznia 2021

Zaśpiewajmy

Weszliśmy w nowy rok. I co? I nic. Dokładnie tak, jak przewidział to w swojej piosence Robert Gawliński: Myślę, że nie stało się nic. Umówmy się, to jeszcze nie powód do rozpaczy. Nadal towarzyszą nam wszystkie zarazy, które mieliśmy zostawić daleko ze sobą. Nawet natura przyklasnęła temu pomysłowi, spuszczając w Sylwestra gęstą mgłę, jak gdyby sama chciała zapomnieć. Nie sposób się pozbyć niechcianych przybyszy, którzy stoją już nawet nie w przedsionku, ile na dobre rozpanoszyli się po całym domostwie.


Swoją drogą, ostatnio odwiedzili mnie kolędnicy. Nie byle jacy domokrążcy, lecz tacy przygotowani. Agnieszka Osiecka, o której ostatnio znowu głośno (serial, nowo wydana biografia oraz tomiki poezji)  pisała o podobnych ochotnikach: Ej, tam, Herody, wdziewajcie brody, strójcie się, strójcie i kolędujcie, niech dzisiaj hula Jasiek za króla… Co prawda żaden straszny monarcha mnie nie odwiedził, ale anioła z czartem to już na pewno widziałem. Gdyby jednak wzrok mnie zwodził, to słuch mam dobry, bo akompaniowała pacholętom melodia wydobywająca się prosto z organek. 

Cieszyła mnie ta wizyta jak nigdy. Dzieci śpiewały, jak umiały, ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że gdzieś w narodzie, zwłaszcza wśród mieszczan, którzy pochowali się za drzwiami swoich mieszkań kupionych na kredyt, sprowadzono kolędników do roli niechcianego gościa. To już nie chodzi o to, że nie chcieliśmy słyszeć o nadziei i Chrystusie. To pewnie też. Myśmy tych śpiewaków, często dzieci sprowadzili do roli wyłudzaczy, naciągaczy i obiboków. Wieczorny zaśpiew: Wśród nocnej ciszy… zaczął brzmieć bardziej jak: Kierowniku złoty, poratujcie groszem… Na wino? Ano.

Nie mam dosyć śpiewu. Ma przezwyciężyć złowrogą ciszę, kiedy każdy zwiesza głowę. Problem w tym, że można śpiewać także smutno. I taki wydźwięk właśnie będzie mieć parafraza piosenki z filmu Walta Disneya pt. Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków:  Hej ho, hej ho, do Czech by się szło… Mógłbym zarysować pełną dramatyzmu historię, jak to dzielni przemytnicy przedzierali się przez zakola Olzy lub maskowali kontrabandę ołomunieckim twarożkiem w ten sposób, że oczy szczypały wszystkich w kolejce, by potem gdzieś w piwnicy lub garażu rozprowadzać nielegalny towar. Otóż tym razem tak nie będzie, ale rząd dba, bym wspominał dzieciństwo. Przybliżał mi je tak, że mogę z nimi zapoznać swoje potomstwo za sprawą podatku cukrowego. 

Święta zawsze kojarzyły mi się z luksusem. Ten luksus trzeba było sobie wychodzić. Wyprawa na pół dnia, ale było warto, bo obok słynnych rochlików i mandarynek kupowało się coca-colę, która w Polsce była bardzo droga. To oczywiście dla niepoznaki, bo każdy na dnie siatki niósł rum lub adwokat, których potrzebowała każda szanująca się gospodyni do wypieku ciastek. Tymczasem w ramach buntu pozostaje odstawić smakołyki i napić się wody w myśl zasady: Bo właściwie kto coli nie pije, ten jest wywrotowcem, tak świadomie uszczuplającym dochody państwa – bezideowcem.