środa, 27 grudnia 2017

2017 w pigułce

Końcem tego roku postanowiłem, że podążę za modą, jaka panuje w sieci. Otóż wszelkiej maści twórcy – mniej lub bardziej zdolni podsumowują mijający rok. Robią to na różne sposoby, lecz każdy z nich przekaz dostosowuje do tego, czym dotychczas się zajmował. Nie inaczej będzie u mnie. Zgodnie z założeniem tego twórczego eksperymentu podsumuję rok 2017.  Opowiem o rzeczach ważnych, choć nie mogę z całą stanowczością rzec, że poruszane przeze mnie kwestie będą tymi najistotniejszymi. Nie poruszę też tematów, które znalazły już odbicie w mej twórczości. Nie jestem jednak w tym względzie zasadniczy niczym Katon, dlatego nie będę umierał za sprawę. Jednakże wykorzystam ten moment, by poruszyć tematy, które dotychczas z niczym mi się nie kleiły lub nie potrafiłem w żaden sposób wykorzystać ich potencjału. Zgodnie ze sztuką będzie subiektywnie, zabawnie, a momentami nawet mocno. Nie będę jednak nikogo masakrował niczym Kuba Rozpruwacz swe ofiary. Z resztą nadużywanie tego sformułowania jest paskudną manierą – intelektualnym onanizmem świadczącym o pysze rzekomego triumfatora.


Warto zacząć od pychy jednego człowieka. Zanim jednak to zrobię, muszę przyznać, że w tym roku odbyło się tak wiele protestów jak nigdy. Było już czarno i literacko. Świeciły się również znicze. Nie miałem dotychczas okazji skreślić paru słów o proteście, który miał miejsce w styczniu. Część z Was pamięta transparent, który przysłonił fasadę jednego z zakładów pracy przy ulicy Stawowej w Cieszynie. Otóż właściciel za swe niepowodzenia obarczał sąd rejonowy i obecną władzę. Nie widział swej winy w sytuacji, w której się znalazł. Od razu na myśl przychodzi mi jedno z wielu cudownych dzieci lewicy - prezydent Aleksander Kwaśniewski, który miał się za męża opatrznościowego. Złośliwy chichot historii sprawił, że wszyscy kojarzą go z zamiłowania do procentów. To z resztą słuszna kara. A jaką ocenę wystawią ludzie właścicielowi owego zakładu? Zwłaszcza ci, którzy mieli okazję dla niego pracować.

W lutym swą pracę zaczęła Rada Śląska Cieszyńskiego. Samozwańczy członkowie organu – Gerard i Naczelnik nawiązują do stuletniej tradycji Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego. W swych działaniach i odezwach nie ma dla nich granic. Organizują komanda na wzór partyzantki z Brennej. Reformują i edukują. Ba! Prowadzą nawet intensywną politykę kolonialną. Mają również ambicje międzygalaktyczne. Nie chcą, by Księstwo stało w miejscu niczym mickiewiczowski Zaścianek. Pielęgnują również lokalne mity. Rozprawiają się z wrogami sprawy przy pomocy obuszka. Rzec, że są niezłym kabaretem, byłoby trywializacją sprawy. Ja myślę, że wzorem Stańczyka pokazują prawdę. W dodatku robią to z humorem i dystansem. Zważywszy na to, że monarchy brak, trefnisie bawią mieszkańców Księstwa Cieszyńskiego.

Bawi się również lokalna władza. Ktoś by mógł powiedzieć złośliwie, parafrazując Panią Twardowską, że Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanki, swawola; Ledwie ratusza nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejza, hola! Tak przynajmniej można wywnioskować, czytając liczne artykuły w prasie i portalach internetowych na temat parkingów w Cieszynie, które pojawiają się regularnie. Ktoś wyliczył, że w mieście brakuje tysiąca miejsc parkingowych. Ufam, że liczb tych nie wziął z kosmosu. Ja sobie zdaję sprawę, że stworzenie takich miejsc w ścisłym centrum ze starym, zwartym budownictwem nie jest rzeczą prostą. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak przez okrągły rok można debatować nad wytypowaniem miejsca. Dwanaście miesięcy kręciła się karuzela lokalizacji, a wszystkie zasadniczo mieszczą się w centrum. Co więcej, każde z nich jest tak zdegradowane, że zasługuje by zyskać nowe oblicze. Tymczasem ciężko było porównać koszty i potencjalne efekty. Suma summarum za inwestycję  zapłacę i tak - ja, Ty i reszta cieszyniaków. W sprawie parkingów doceniam jednak jeden gest włodarzy. Z bólem serca, ale jednak dopuścili do bezpłatnego parkowania w soboty.

Temat parkingów jest bądź co bądź inspirujący, dlatego nie omieszkam go nie eksploatować. A nic nie denerwuje bardziej, jak szukanie pieniędzy na parking pod szpitalem, kiedy w trybie pilnym wyruszasz na izbę przyjęć. Obraża moją inteligencję twierdzenie, że opłata jest po to, by ograniczyć parkowanie osób, które nie wybierają się do szpitala. To zwykły rozbój w biały dzień. Jeszcze gorszą chorobą, która toczy nasz szpital, jest jakość posiłków serwowanych chorym. Wydaje się, że jest to epidemia na skalę krajową. Wszyscy udają, że tego nie widzą. Przecież nikt nie oczekuje jedzenia rodem z Sheratonu.  Z bezradności pozostaje tylko żartowanie. Kiedy zauważyłem na szpitalnym talerzu kawałeczek masła, uznałem to za luksus. Wszakże galopująca cena masła na światowych rynkach pozwala tak sądzić. Taka idylla rysuje się przed pacjentami w 125 rocznicę postania Szpitala Śląskiego.

Kolejny akapit będzie przepełniony smutkiem. Tym razem bez grama złośliwości. Pod koniec sierpnia zmarł Józef Golec – wierny syn Ziemi Cieszyńskiej, propagator naszego regionu oraz działacz społeczny. Zasług nikt mu nie odbierze. Propagował prace plastyczne dzieci oraz koronki z Cisownicy. Sam tworzył misternie zdobione ekslibrisy. Ponadto był twórcą Cieszyńskiego Słownika Gwarowego. Otrzymał Laur Srebrnej Cieszynianki. Był honorowym obywatelem Goleszowa. Jedno mnie w tym człowieku fascynuje. Pomimo zmiany miejsca zamieszkania stale promował i odwiedzał rodzinne strony. Co powodowało nim, że mimo to wybrał Sopot? Może wielka miłość albo inne koleje losu? Niemniej jednak rozumiem śp. Józefa Golca. Jeśli coś miałoby mi zrekompensować brak Cieszyna, to tylko szum fal rozbijających się miękko o piaszczysty brzeg morza.

Propagują również nasz region lokalne media. Nie mam pojęcia jak jest gdzieindziej. Wydaje mi się, że na Śląsku Cieszyńskim środków masowego przekazu jest całkiem sporo. Każda gmina i miasteczko ma spore ambicje i posiada własny biuletyn. Dodatkowo mamy gazety oraz liczne portale internetowe. Choć wydaje się, że konkurencja jest mocna, to kawałek tortu uszczknął sobie nowy gracz – ViFI, który pojawił się w sieci początkiem drugiego półrocza tego roku. O tej konkurencji między dziennikarzami to można mówić z przymrużeniem oka. Częstokroć widzę, kiedy obsługują razem dane wydarzenie i wcale nie widać, by wyrywali sobie temat. Wydaje się wręcz, że ta współpraca to im się nawet świetnie układa. Zwłaszcza kiedy kończy się dobrą kawą.

Na zakończenie warto pożegnać Śląsk Cieszyński, choć przecież każdy z Was wie, że nie na długo. Pod koniec roku stało się istotne (przynajmniej dla niektórych) wydarzenie. Przez parę miesięcy fundowano nam przedstawienie pod tytułem rekonstrukcja rządu. Niespodziewanie do niej nie doszło. Zmieniła się tylko osoba na stanowisku premiera. Jedni dostali piany, inni zaś podekscytowani tym wydarzeniem zaczęli tworzyć hymny pochwalne ku czci premiera Morawieckiego. Każdy pogląd ukształtowany przez jedyne, właściwe media. Ta zmiana jest i tak bez znaczenia, gdyż naczelnik państwa pozostał ten sam. Co prawda żoliborska willa to nie to samo co dworek w Sulejówku. Zaś kot to nie kasztanka. Człowiek z kotem wiele może. Tak przynajmniej wynika z pierwszych scen Ojca Chrzestnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz