Przeglądając
stare kroniki parafialne, można zauważyć, że obok wydarzeń mających charakter
religijny są także opisane te o znaczeniu społecznym. Przeczytamy zatem o wyborze nowego wójta we
wsi, jak również, że temu gospodarzowi urodziło się dwugłowe ciele lub pani
małżonka wydała na świat piątkę dzieci za jednym razem. Dziś budzi to u
niektórych śmiech oraz politowanie. Nie sądźcie, żeście lepsi od waszych
przodków, gdy z zaparciem tchu śledzicie romanse gwiazd i gwiazdeczek lub
plotkujecie o własnym sąsiedzie. Niezmiennym jest jedno. Ludzkość nadal nie
jest wstanie przejść obojętnie obok klęsk urodzaju oraz kataklizmów pogodowych.
To właściwie jest dobry symptom. Znaczy, że jeszcze tli się w nas
człowieczeństwo.
W
ostatnim czasie Śląsk Cieszyński został nawiedzony przez potężne podmuchy
halnego. Ten halny jest taki góralski, taki nasz. Tymczasem zachowuje się niczym
ożrały chłop, który po tęgiej libacji wraca do domu i nie panuje nad swoimi
czynami. Nie inaczej było tym razem.
Wichura obalała drzewa oraz słupy elektryczne. Z kolei syrena wyła głośno jak
muzyka na wiejskiej potańcówce. Oj tańców, co nie miara mieli strażacy i ci z państwowej
i z ochotniczej straży. Niebezpieczny był to pląs, w którym za partnerkę robiła
piła spalinowa. Jaki dansing, taki taniec. Ważne, że nieustraszeni bohaterzy
stanęli na wysokości zadania. Nietęgie miny musiały mieć owe zuchy, kiedy
zobaczyły w Goleszowie wyburzony szczyt nowiusieńkiej chałupy. Widok przywodził na myśl zniszczenie dokonane
pięścią samego tytana, co z łańcucha został spuszczony z Tartaru. Czego tu
szukał w zimie? Chyba nie asfodeli. Wiedzę taką mógłby posiadać tylko Dante, co zszedł w czeluście piekieł, by
ujrzeć Efialtesa.
Z
kolei inny tytan pojawił się na skraju Śląska Cieszyńskiego, gdzie łapczywym wzrokiem
już spoziera małopolski smok. W centrum
Bielska stanął znany wszystkim dzieciom i dorosłym gigantyczny pies Reksio. Olbrzymia iluminacja zachwyca
nie tylko rozmachem, ale również nawiązaniem do lokalnego przemysłu
rozrywkowego. Nie jest tajemnicą, że rezolutny czworonóg powstał w Studiu
Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Przy tej okazji warto by zastanowić się,
co mogłoby być ozdobą Cieszyna. Tak,
wiem. Florian ma już swą świetlistą obręcz, a ronda i parę ulic też jest rozświetlone.
Tylko, czy warto na tym poprzestać? Być może przyszedł czas, by dać się ponieść
fantazji. Co owa ozdoba mogłaby przedstawiać? Rotunda, czy wieża piastowska
zdają się być zbyt oczywiste i sztampowe. Z kolei kanapka śledziowa zdaje się
cudacznym pomysłem. Niewykluczone, że ciekawą ideą byłoby rozświetlone Prince
Polo. Jego szyk i elegancja niczym mała
czarna od Coco Chanel są
bezdyskusyjne.
Swoją
drogą w Cieszynie jest jedna ozdoba świąteczna, która podoba mi się niezmiennie
od paru lat. To iluminacja na bocznej ścianie świętego Jerzego. Przywodzi na myśl
neony z lat 90-tych zasilane argonem. Zachwyca mnie również jego prostota. O
samej świątyni warto w tym momencie napisać, gdyż niedawno odkryto na jej
ścianach średniowieczne polichromie. Nie jest to Giotto, ale znawcy tematu sugerują, że widoczny jest tu styl
warsztatu mistrza Teodoryka, który tworzył na dworze Karola IV w Pradze.
Malowidła przedstawiają świętych m.in. Klemensa, Mikołaja oraz Franciszka. W
przyszłym roku zostanie dokonana renowacja ściennego odkrycia. W skali kraju
jest to jeden z nielicznych tego typu malowideł naściennych, które przetrwały
do dziś.
Tym razem opowiadam
o świętach w takim ujęciu amerykańskim. Ma błyszczeć. Ma lśnić. Bo to się
większości podoba bez względu na to, czy Boże Narodzenie jest dla nas tradycją,
czy czymś więcej. Na sam koniec wtrącę wątek osobisty, choć niejeden z Was
powie, że i tak na łamach własnych felietonów uprawiam swoistego rodzaju porno.
Uzewnętrzniam się i dziele własnymi przemyśleniami. Któż to wie, ile w tym
kreacji, a ile prawdziwego mnie? Być może w przyszłości z nudy ktoś będzie to
roztrząsał albo i nawet będzie się doktoryzował z tego. Wracając do meritum,
muszę się przyznać Drodzy Czytelnicy, że tego roku święta rozpocząłem tydzień
wcześniej. Otóż pierwszą gwiazdkę na
niebie zobaczyłem w miniony piątek. Ba! Nawet spadała i z impetem strzeliła w
szybę samochodu, za którego kółkiem siedziałem. Gwiazda wyskoczyła spod koła tira
niczym dysk Apollina rzucony w Hiacynta. Tego roku Aniołek przyniósł mi na gwiazdkę przednią szybę samochodu. Tragizm
mego położenia jest taki, że sam sobie jestem Aniołkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz