sobota, 16 grudnia 2017

Pięść tytana

Przeglądając stare kroniki parafialne, można zauważyć, że obok wydarzeń mających charakter religijny są także opisane te o znaczeniu społecznym.  Przeczytamy zatem o wyborze nowego wójta we wsi, jak również, że temu gospodarzowi urodziło się dwugłowe ciele lub pani małżonka wydała na świat piątkę dzieci za jednym razem. Dziś budzi to u niektórych śmiech oraz politowanie. Nie sądźcie, żeście lepsi od waszych przodków, gdy z zaparciem tchu śledzicie romanse gwiazd i gwiazdeczek lub plotkujecie o własnym sąsiedzie. Niezmiennym jest jedno. Ludzkość nadal nie jest wstanie przejść obojętnie obok klęsk urodzaju oraz kataklizmów pogodowych. To właściwie jest dobry symptom. Znaczy, że jeszcze tli się w nas człowieczeństwo.


W ostatnim czasie Śląsk Cieszyński został nawiedzony przez potężne podmuchy halnego. Ten halny jest taki góralski, taki nasz. Tymczasem zachowuje się niczym ożrały chłop, który po tęgiej libacji wraca do domu i nie panuje nad swoimi czynami. Nie inaczej  było tym razem. Wichura obalała drzewa oraz słupy elektryczne. Z kolei syrena wyła głośno jak muzyka na wiejskiej potańcówce. Oj tańców, co nie miara mieli strażacy i ci z państwowej i z ochotniczej straży. Niebezpieczny był to pląs, w którym za partnerkę robiła piła spalinowa. Jaki dansing, taki taniec. Ważne, że nieustraszeni bohaterzy stanęli na wysokości zadania. Nietęgie miny musiały mieć owe zuchy, kiedy zobaczyły w Goleszowie wyburzony szczyt nowiusieńkiej chałupy.  Widok przywodził na myśl zniszczenie dokonane pięścią samego tytana, co z łańcucha został spuszczony z Tartaru. Czego tu szukał w zimie? Chyba nie asfodeli. Wiedzę taką mógłby posiadać tylko Dante, co zszedł w czeluście piekieł, by ujrzeć Efialtesa.

Z kolei inny tytan pojawił się na skraju Śląska Cieszyńskiego, gdzie łapczywym wzrokiem już spoziera małopolski smok.  W centrum Bielska stanął znany wszystkim dzieciom i dorosłym gigantyczny pies Reksio. Olbrzymia iluminacja zachwyca nie tylko rozmachem, ale również nawiązaniem do lokalnego przemysłu rozrywkowego. Nie jest tajemnicą, że rezolutny czworonóg powstał w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Przy tej okazji warto by zastanowić się, co mogłoby być ozdobą Cieszyna.  Tak, wiem. Florian ma już swą świetlistą obręcz, a ronda i parę ulic też jest rozświetlone. Tylko, czy warto na tym poprzestać? Być może przyszedł czas, by dać się ponieść fantazji. Co owa ozdoba mogłaby przedstawiać? Rotunda, czy wieża piastowska zdają się być zbyt oczywiste i sztampowe. Z kolei kanapka śledziowa zdaje się cudacznym pomysłem. Niewykluczone, że ciekawą ideą byłoby rozświetlone Prince Polo. Jego szyk i elegancja niczym mała czarna od Coco Chanel są bezdyskusyjne.

Swoją drogą w Cieszynie jest jedna ozdoba świąteczna, która podoba mi się niezmiennie od paru lat. To iluminacja na bocznej ścianie świętego Jerzego. Przywodzi na myśl neony z lat 90-tych zasilane argonem. Zachwyca mnie również jego prostota. O samej świątyni warto w tym momencie napisać, gdyż niedawno odkryto na jej ścianach średniowieczne polichromie. Nie jest to Giotto, ale znawcy tematu sugerują, że widoczny jest tu styl warsztatu mistrza Teodoryka, który tworzył na dworze Karola IV w Pradze. Malowidła przedstawiają świętych m.in. Klemensa, Mikołaja oraz Franciszka. W przyszłym roku zostanie dokonana renowacja ściennego odkrycia. W skali kraju jest to jeden z nielicznych tego typu malowideł naściennych, które przetrwały do dziś.

Tym razem opowiadam o świętach w takim ujęciu amerykańskim. Ma błyszczeć. Ma lśnić. Bo to się większości podoba bez względu na to, czy Boże Narodzenie jest dla nas tradycją, czy czymś więcej. Na sam koniec wtrącę wątek osobisty, choć niejeden z Was powie, że i tak na łamach własnych felietonów uprawiam swoistego rodzaju porno. Uzewnętrzniam się i dziele własnymi przemyśleniami. Któż to wie, ile w tym kreacji, a ile prawdziwego mnie? Być może w przyszłości z nudy ktoś będzie to roztrząsał albo i nawet będzie się doktoryzował z tego. Wracając do meritum, muszę się przyznać Drodzy Czytelnicy, że tego roku święta rozpocząłem tydzień wcześniej. Otóż  pierwszą gwiazdkę na niebie zobaczyłem w miniony piątek. Ba! Nawet spadała i z impetem strzeliła w szybę samochodu, za którego kółkiem siedziałem. Gwiazda wyskoczyła spod koła tira niczym dysk Apollina rzucony w Hiacynta. Tego roku Aniołek przyniósł mi na gwiazdkę przednią szybę samochodu. Tragizm mego położenia jest taki, że sam sobie jestem Aniołkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz