Końcem
tego roku postanowiłem, że podążę za modą, jaka panuje w sieci. Otóż wszelkiej
maści twórcy – mniej lub bardziej zdolni podsumowują mijający rok. Robią to na
różne sposoby, lecz każdy z nich przekaz dostosowuje do tego, czym dotychczas
się zajmował. Nie inaczej będzie u mnie. Zgodnie z założeniem tego twórczego
eksperymentu podsumuję rok 2017. Opowiem
o rzeczach ważnych, choć nie mogę z całą stanowczością rzec, że poruszane
przeze mnie kwestie będą tymi najistotniejszymi. Nie poruszę też tematów, które
znalazły już odbicie w mej twórczości. Nie jestem jednak w tym względzie
zasadniczy niczym Katon, dlatego nie będę umierał za sprawę. Jednakże
wykorzystam ten moment, by poruszyć tematy, które dotychczas z niczym mi się
nie kleiły lub nie potrafiłem w żaden sposób wykorzystać ich potencjału.
Zgodnie ze sztuką będzie subiektywnie, zabawnie, a momentami nawet mocno. Nie
będę jednak nikogo masakrował niczym Kuba Rozpruwacz swe ofiary. Z resztą
nadużywanie tego sformułowania jest paskudną manierą – intelektualnym onanizmem
świadczącym o pysze rzekomego triumfatora.
Warto
zacząć od pychy jednego człowieka. Zanim jednak to zrobię, muszę przyznać, że w
tym roku odbyło się tak wiele protestów jak nigdy. Było już czarno i literacko.
Świeciły się również znicze. Nie miałem dotychczas okazji skreślić paru słów o
proteście, który miał miejsce w styczniu. Część z Was pamięta transparent,
który przysłonił fasadę jednego z zakładów pracy przy ulicy Stawowej w
Cieszynie. Otóż właściciel za swe niepowodzenia obarczał sąd rejonowy i obecną władzę.
Nie widział swej winy w sytuacji, w której się znalazł. Od razu na myśl
przychodzi mi jedno z wielu cudownych dzieci lewicy - prezydent Aleksander
Kwaśniewski, który miał się za męża opatrznościowego. Złośliwy chichot historii
sprawił, że wszyscy kojarzą go z zamiłowania do procentów. To z resztą słuszna
kara. A jaką ocenę wystawią ludzie właścicielowi owego zakładu? Zwłaszcza ci, którzy mieli okazję dla
niego pracować.
W
lutym swą pracę zaczęła Rada Śląska Cieszyńskiego. Samozwańczy członkowie
organu – Gerard i Naczelnik nawiązują do stuletniej tradycji Rady Narodowej
Księstwa Cieszyńskiego. W swych działaniach i odezwach nie ma dla nich granic.
Organizują komanda na wzór partyzantki z Brennej. Reformują i edukują. Ba!
Prowadzą nawet intensywną politykę kolonialną. Mają również ambicje
międzygalaktyczne. Nie chcą, by Księstwo stało w miejscu niczym mickiewiczowski
Zaścianek. Pielęgnują również lokalne mity. Rozprawiają się z wrogami sprawy
przy pomocy obuszka. Rzec, że są niezłym kabaretem, byłoby trywializacją
sprawy. Ja myślę, że wzorem Stańczyka pokazują prawdę. W dodatku robią to z humorem
i dystansem. Zważywszy na to, że monarchy brak, trefnisie bawią mieszkańców
Księstwa Cieszyńskiego.
Bawi
się również lokalna władza. Ktoś by mógł powiedzieć złośliwie, parafrazując Panią Twardowską, że Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanki,
swawola; Ledwie ratusza nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejza, hola! Tak
przynajmniej można wywnioskować, czytając liczne artykuły w prasie i portalach
internetowych na temat parkingów w Cieszynie, które pojawiają się regularnie.
Ktoś wyliczył, że w mieście brakuje tysiąca miejsc parkingowych. Ufam, że liczb
tych nie wziął z kosmosu. Ja sobie zdaję sprawę, że stworzenie takich miejsc w
ścisłym centrum ze starym, zwartym budownictwem nie jest rzeczą prostą. Nie
jestem w stanie zrozumieć, jak przez okrągły rok można debatować nad
wytypowaniem miejsca. Dwanaście miesięcy kręciła się karuzela lokalizacji, a
wszystkie zasadniczo mieszczą się w centrum. Co więcej, każde z nich jest tak
zdegradowane, że zasługuje by zyskać nowe oblicze. Tymczasem ciężko było
porównać koszty i potencjalne efekty. Suma summarum za inwestycję zapłacę i tak - ja, Ty i reszta cieszyniaków.
W sprawie parkingów doceniam jednak jeden gest włodarzy. Z bólem serca, ale
jednak dopuścili do bezpłatnego parkowania w soboty.
Temat
parkingów jest bądź co bądź inspirujący, dlatego nie omieszkam go nie
eksploatować. A nic nie denerwuje bardziej, jak szukanie pieniędzy na parking
pod szpitalem, kiedy w trybie pilnym wyruszasz na izbę przyjęć. Obraża moją
inteligencję twierdzenie, że opłata jest po to, by ograniczyć parkowanie osób,
które nie wybierają się do szpitala. To zwykły rozbój w biały dzień. Jeszcze
gorszą chorobą, która toczy nasz szpital, jest jakość posiłków serwowanych
chorym. Wydaje się, że jest to epidemia na skalę krajową. Wszyscy udają, że
tego nie widzą. Przecież nikt nie oczekuje jedzenia rodem z Sheratonu. Z bezradności pozostaje tylko żartowanie.
Kiedy zauważyłem na szpitalnym talerzu kawałeczek masła, uznałem to za luksus.
Wszakże galopująca cena masła na światowych rynkach pozwala tak sądzić. Taka
idylla rysuje się przed pacjentami w 125 rocznicę postania Szpitala Śląskiego.
Kolejny
akapit będzie przepełniony smutkiem. Tym razem bez grama złośliwości. Pod
koniec sierpnia zmarł Józef Golec – wierny syn Ziemi Cieszyńskiej, propagator
naszego regionu oraz działacz społeczny. Zasług nikt mu nie odbierze.
Propagował prace plastyczne dzieci oraz koronki z Cisownicy. Sam tworzył
misternie zdobione ekslibrisy. Ponadto był twórcą Cieszyńskiego Słownika Gwarowego. Otrzymał Laur Srebrnej
Cieszynianki. Był honorowym obywatelem Goleszowa. Jedno mnie w tym człowieku
fascynuje. Pomimo zmiany miejsca zamieszkania stale promował i odwiedzał
rodzinne strony. Co powodowało nim, że mimo to wybrał Sopot? Może wielka miłość
albo inne koleje losu? Niemniej jednak rozumiem śp. Józefa Golca. Jeśli coś
miałoby mi zrekompensować brak Cieszyna, to tylko szum fal rozbijających się
miękko o piaszczysty brzeg morza.
Propagują
również nasz region lokalne media. Nie mam pojęcia jak jest gdzieindziej.
Wydaje mi się, że na Śląsku Cieszyńskim środków masowego przekazu jest całkiem
sporo. Każda gmina i miasteczko ma spore ambicje i posiada własny biuletyn.
Dodatkowo mamy gazety oraz liczne portale internetowe. Choć wydaje się, że
konkurencja jest mocna, to kawałek tortu uszczknął sobie nowy gracz – ViFI,
który pojawił się w sieci początkiem drugiego półrocza tego roku. O tej
konkurencji między dziennikarzami to można mówić z przymrużeniem oka.
Częstokroć widzę, kiedy obsługują razem dane wydarzenie i wcale nie widać, by
wyrywali sobie temat. Wydaje się wręcz, że ta współpraca to im się nawet
świetnie układa. Zwłaszcza kiedy kończy się dobrą kawą.
Na
zakończenie warto pożegnać Śląsk Cieszyński, choć przecież każdy z Was wie, że
nie na długo. Pod koniec roku stało się istotne (przynajmniej dla niektórych)
wydarzenie. Przez parę miesięcy fundowano nam przedstawienie pod tytułem
rekonstrukcja rządu. Niespodziewanie do niej nie doszło. Zmieniła się tylko osoba
na stanowisku premiera. Jedni dostali piany, inni zaś podekscytowani tym
wydarzeniem zaczęli tworzyć hymny pochwalne ku czci premiera Morawieckiego. Każdy
pogląd ukształtowany przez jedyne, właściwe media. Ta zmiana jest i tak bez
znaczenia, gdyż naczelnik państwa pozostał ten sam. Co prawda żoliborska willa
to nie to samo co dworek w Sulejówku. Zaś kot to nie kasztanka. Człowiek z
kotem wiele może. Tak przynajmniej wynika z pierwszych scen Ojca Chrzestnego.