środa, 2 czerwca 2021

Strażnicy obyczajności

Kolorowy plakat formatu A3 zakleszczony w szklanej gablocie nowiutkiego przystanku autobusowego wołał do mnie przez szklaną taflę. Za nic nie byłem go w stanie zrozumieć, bo choć jego oblicze było dosyć wymowne, bariera była jakby dźwiękoszczelna. Zrozumienia komunikatu nie ułatwiały strażniczki obyczajności, które powodowały harmider większy od nadjeżdżających samochodów. Dowiedziałem się więcej niż z raportu GUS, a kto wie może jeszcze więcej niż ze srogo opłacalnej sondażowni. 

W mieście jest źle ­- dziura na dziurze i gdzie indziej takich pobojowisk nie ma. Spostrzegawczość godna doktora Watsona sprawiła, że rozmowa trzech starszych pań jeszcze bardziej mnie zaciekawiła. Polityka rządu nie jest najlepsza: samo rozdawnictwo i partactwo. Dawniej bywało lepiej. Najlepsze miało przyjść na końcu. Otóż te starsze panie zaatakowały młode kobiety. Nie było taryfy ulgowej, solidarność, a tym bardziej siostrzeństwa. Teza była taka: Młode kobiety się nie szanują i nie mają żadnych ambicji. Na poparcie tej śmiałej tezy trzy wrony w jednym szeregu zaczęły rozdziobywać młodsze kobiety: Rodzą w tak młodym wieku, nie kształcą się, a w dodatku chodzą nieobyczajnie ubrane. I tu nastąpił śmiały ruch w tych filozoficznych rozważaniach; prowodyrka grupy (zawsze takowe są) z dumą oznajmiła, że ona to miała ambicje i znalazła sobie dobrze sytuowanego męża, który otoczył ją troską i opieką.

Gdy już przestępowałem z nogi na nogę, mając dość już gderania tego ptactwa, zza rogu wyłonił się on – zbawiciel, autobus Wispolu. Usiadłem wygodnie i rozkoszowałem się ucieczką, słuchając Children of the revolution. Pierwsze słowa utworu nie spodobałyby się wronom: Cóż możesz tańczyć lubieżnie, jeśli ci to pomaga…

Taka już dola podróżnika, że w końcu musi wrócić do miejsca, skąd wyruszył. Przynajmniej u mnie tak to wygląda. Tym razem jestem rozczarowany powrotem.  Okazuje się, że Cieszynowi nie wystarczy ponad roczna petryfikacja. Zauważalny jest regres. Nie patrzymy w przyszłość, zajmują nas sprawy godne trzech wron.

Afera, afera, afera… Czasem boję się otwierać media społecznościowe, witryny internetowe, a nawet lokalne gazety. Zaczęło się od „porno reklamy” w Wiadomościach ratuszowych. Co prawda, wydarzeniu nie patronował Ryszard Kalisz, ale bardziej nieobyczajne okazało się zdjęcie załączone do artykułu, który sprzeciwiał się przedmiotowemu traktowaniu kobiet. Drugą falą nadpłynęła afera parytetowa przy wyborze komisji konkursowej na dyrektora Zamku Przedsiębiorczości i Sztuki.

Nie, to nie był ostatni przypływ, gdyż dziurawą szalupę rzucono w trakcie rzeczonego konkursu. Otóż jednej z kandydatek zarzucono nieobyczajne zachowanie i propagowanie wartości sprzecznych z tymi, które wyznawali członkowie komisji. Nie pierwszy raz ktoś się w Cieszynie nie podoba. A to rozdaje komunię w trakcie mszy, a to jest nie z tej grupy wzajemnej adoracji. Zdarza się. I można to było przeprowadzić w białych rękawiczkach, zgodnie ze sztuką. Tylko że znalazł się dyletant, który chyba ani razu nie był na profesjonalnej rekrutacji i zwiedzony podszeptem złego ducha postanowił obronić ostatni przysiółek na południu, istotny polski  bastion. Dalej już tylko Szańce jabłonkowskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz