wtorek, 8 grudnia 2020

Odkopać normalność

Pióro pisarza potrafi być twarde niczym oskard, które łupie czarną skałę. Tak niewątpliwie było w przypadku Gustawa Morcinka, opisującego niezwykły Śląsk Cieszyński. Nie był to typowy obraz krainy, która rozlewa się między górami, by płynąć wraz z Wisłą ku północy, tak jakby nasza ziemia chciała asekurować to wodne dziecię, choćby tylko do kolejnego zaułka – Ustronia, a może jeszcze dalej, do Trytonowego Grodu. 

Jakby było mało dziwów, krainę tę zamieszkiwały cudaczne istoty, o których tylko na wpół niewidoma staruszka opowiadała. Wiedziała, że istnieją i być może to ona – ta, którą za szaloną mieli, szeptała Guciowi klechdy. Tym oto sposobem przygraniczne szyby zasiedlił, broniący wielu tajemnic skarbnik, czy górnik Bulandra, mający w zwyczaju oszukiwać samego diabła.

Tak samo, jak rozwiały się legendy niczym jesienna mgła, tak samo z naszego krajobrazu zniknęło górnictwo jako takie. Jeszcze tylko Karwiny nie pochowano, choć wiadomo jaki los ją czeka. Może wybudują pomnik podobny do tego w Kaczycach i będą sobie przy nim wspominać górnicy srogiego sztygara, przygrywając smutną melodię na trąbce. Jej pełen żałości dźwięk sprawi, że niegdyś dumnie sterczący pióropusz oklapnie.

Galowy mundur to było coś. Dumnie prezentował się w nim mój dziadek. Do dziś mam takie jedno zdjęcie w albumie. Kto nie ma? Wielu z nas, tu na Śląsku Cieszyńskim miało w rodzinie górnika. Taki górnik z dużą rodziną to był pewien standard, można by rzec, że nawet normalność. Ten obraz zniknie bezpowrotnie zmyty strumieniem postępu, który nie przewiduje już istnienia takiego zawodu. A przynajmniej nie u nas.

Normalności nam potrzeba. Może odkopie ją  jakiś górnik. Łakniemy jej jak pokarmu. Wiecznie głodni przetrząsamy kieszenie w poszukiwaniu kawałka chleba. Taką normalność zafundowało nam miasto, które nie dało się zastraszyć chorobie. Ma rację burmistrzyni Cieszyna, chwaląc się tym, że jarmark cieszyński dał ludziom namiastkę normalności. Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałem tak wielu ludzi w jednym miejscu.

Już na sam koniec pragnę wrócić do tematu barbórki. To takie słodko-gorzkie święto – nawet dla samych zainteresowanych. Bo jak tu się cieszyć, kiedy nie wszyscy mogą. Ilu odeszło na wieczną szychtę? W 2020 roku odkrywam inną gorzką prawdę, która skrywała się w gazetce jednego z dyskontów. Z gospodarką nie jest najlepiej. Niestabilność, zakazy, lockdowny sprawiły, że ilość gotówki na rynku zastraszająco się skurczyła. Handel sprzeda wszystko: seks, śmierć i jeszcze raz seks. Ale żeby sięgnąć po barbórkę? Jak bardzo rynek jest zdesperowany?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz