wtorek, 4 sierpnia 2020

O tym nie rozmawiajmy

Wyjechałem z Cieszyna, by nabrać dystansu. Z dalszej perspektywy niekiedy dostrzega się pewne szczegóły znacznie lepiej niż z bliska. Nieodgadnione mechanizmy optyki. Jestem na pograniczu. Tu gdzie przebywam, pogranicze sięga dalej niż paru kilometrów, skąd można dostrzec Beskidy bądź Olzę. Leśne ostępy i nieprzebrane kilometry łąk odkrywają poniemiecką zabudowę, przynajmniej tę, której nie rozjechały radzieckie gąsienice lub nie wybuchły od granatu. Taką to sobie rozrywkę wymyślili wielcy oswobodziciele. Za Niemcem nikt nie płakał. Smutnym spadkobiercą jest socrealistyczne centrum miasta otoczone średniowiecznym murem.

Czy na tym już polskim terenie, gdzie do lat 70. nie budowano domów, bo bano się powrotu Niemców, czuć obecność dawnych mieszkańców? Nie sądzę. Protestanckie kościoły szybko stały się katolickie, zgodnie z wyznawaną przez napływową ludność wiarą. Sami Niemcy pozostawili tu swój dobytek: domy, inwentarz żywy oraz maszyny rolnicze, których mieszkańcy przybyli ze wschodnich rubieży II RP nie byli w stanie obsłużyć. Dziś potomkowie nowych osadników także opuszczają zachodnie granice kraju, przesiedlając się coraz częściej w głąb Niemiec oraz innych krajów Europy Zachodniej.

Nieprzypadkowo przedstawiam obcy mieszkańcom Śląska Cieszyńskiego krajobraz. Różnic jest wiele, choć podobieństw większych lub mniejszych nie brakuje. Już w ubiegłym tygodniu pisałem o podziale Cieszyna – wydarzeniu, które mieszkańcom sprzed stu laty wydawało się profanacją. Czuli się oszukani bez względu na przynależność narodową. Wydawałoby się, że sprawa obchodów stulecia tej tragedii jest zamknięta. Wywiesi się parę flag, złoży kwiaty, pójdzie się na jedną, czy drugą wystawę. Na ogólnopolską akcję upamiętniającą te wydarzenia od samego początku nie mogliśmy liczyć.

Tymczasem po stronie czeskiej odsłonięto słup graniczny, który podzielił społeczność Śląska Cieszyńskiego dokładnie na dwie części, które wcale nie przebiegały według kryterium etnicznego. Otóż pierwsza część uznała, że nic się nie stało. Ważniejsza (nie umniejszam jej znaczenia) jest współpraca trans graniczna, otwarta granica i biznes, inni zaś uznali, że nie można patrzeć, jak prawda jest szargana. Uwierzcie mi, Drodzy Czytelnicy, że symbolika pomnika w pozycji wertykalnej wskazuje jednak na istnienie granic. Gdyby jednak miała zostać upamiętniona tragedia, słupek leżałby obalony. Jednoznaczna interpretacja takiego dzieła byłaby: Nigdy więcej!

Najważniejsze, że ustalono wspólną narrację, a oświadczenia dygnitarzy były dużo lepiej dopracowane niż przy poprzednich akcjach. To doceniam. Natomiast nie mogę pogodzić się z bezrefleksyjnym patrzeniem w przyszłość. By to robić, trzeba mieć uregulowaną przeszłość lub obie strony muszą się zgodzić, co do „grubej kreski”. Tego tematu niestety, nie przepracowaliśmy, choć myślę, że stosunki pomiędzy zwykłymi ludźmi po obu stronach Olzy są dużo lepsze niż te na szczeblach władzy. Stosunki polsko-czeskie w XXI wieku mają zostać złożone na ołtarzu poprawności politycznej przy akompaniamencie smutnych melodii przygrywanych na pedagogice wstydu. Możemy tylko rozmawiać o 1938 i 1968 roku. Natomiast to, co wcześniej, musi zostać przemilczane, najlepiej przykryte kirem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz