Sto
lat nie minęło i po raz kolejny polska poczta stała się zwiastunem nieszczęść,
jakie miały nadciągnąć nad nasz nieszczęśliwy kraj. W celu przeprowadzenia
wyborów zażądano od samorządów wydania
adresów obywateli, by można było dostarczyć im karty do głosowania, które nie
wiadomo, czy i kiedy się odbędą. Bezsprzecznie czuwa nad nami
duch Edwarda Rydza-Śmigłego, który stwierdził: (…) Nie tylko nie damy całej Polski, ale nawet guzika. Tak mi się
zdaje, że część naszych włodarzy jest duchowymi spadkobiercami marszałka. Z tym
samym przekonaniem o wyższości moralnej swej postawy odmówili oddania naszych
danych. Jak w przypadku Rydza-Śmigłego i jego nieodżałowanej partnerki w tańcu –
Józefa Becka, choreografia została niedoceniona, a władza centralna obeszła
samorządy niczym Linię Maginota. Nie
żebym uważał, że bez zastanowienia można oddać nasze dane komukolwiek. Co to,
to nie. Można jednak podejmować decyzje bez pustych gestów.
Swoją
drogą, warto też zastanowić się nad tym, ile wiedzy o sobie oddajemy na co
dzień. Podanie personaliów i meldunku to przy tym niewinna igraszka. Instytucje
finansowe, podmioty, z którymi zawieramy transakcje, zbierają o nas także
numery telefonów, adresy e-mail, ale także informacje na temat tego, w jaki
sposób wydajemy swoje pieniądze. Każdy przelew pozostawia po sobie ślad. Gromadzenie
danych to jednak specjalność mediów społecznościowych oraz różnej maści
aplikacji. Preferencje konsumenckie, polityczne, informacje o naszej aktywności
oraz aktualne miejsce pobytu, nie mówiąc już o bardziej „delikatnych danych”. Wszystko to akceptujemy. Niech pierwszy
kamieniem rzuci ten, co czyta wszystkie regulaminy!
W
poprzednim felietonie wspominałem o proteście, który odbył się na granicy, a
przybrał formę spaceru. Muszę się przyznać, Drodzy Czytelnicy, że nieco
wątpiłem w determinację lokalnej społeczności. Jakże pięknie jest się pomylić i
dać się zaskoczyć. Przybyło wiele osób. Spacerowali po obu brzegach Olzy.
Pięknie powiewały niebieskie flagi ze złotym orłem, dotychczas tak niedoceniane.
Maj
miał być nieskazitelny, mieniący się zielenią, a w powietrzu miała się
unosić woń konwalii. Tymczasem po raz kolejny czuć „polskie bagienko”. W
minioną niedzielę odbył się drugi spacer. Dzień później rząd poluzował
restrykcje dotyczące zamknięcia granic, czym częściowo spełnił oczekiwania
protestujących. A gdzie smród? Poszło o zasługi. Kto był, gdzie miał być, kto
najbardziej był zaangażowany dla sprawy i dlaczego zasługi zgarniają ci, co są
na świeczniku? Ten scenariusz stary jak świat, znowu odgrywa swoją rolę w filmie pt. Dzieje. Na co dziś nam Holywood?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz