wtorek, 21 kwietnia 2020

Przyłbice i kaptury


Czas pandemii jest doskonałym momentem, w którym możemy ponarzekać na temat tego, czego nam brakuje. Mnie bez względu na okoliczności, zawsze brakuje przeczytanych książek, które mi się podobały, lecz nie są w moim posiadaniu. Dawniej nie mogłem zrozumieć, dlaczego posiadanie książki jest dla mnie równie istotne, jak jej przeczytanie. Z pomocą przyszła mi postać Paszczaka, który, zanim zaczął zbierać kwiaty, kolekcjonował motyle. Nie starczyła mu ich obserwacja ani uporczywe przeczesywanie encyklopedii na ich temat. Musiał mieć je wszystkie, co z resztą mu się udało.


Ostatnio powróciło do mnie wspomnienie jednej z książek. Znalazłem ją w biblioteczce swoich rodziców. Pochłonąłem ją, gdyż wcześniej oglądałem polski serial pt. Przyłbice i kaptury. Dla młodego człowieka, który fascynował się historią, tematyka powieści była nader interesująca – krzyżacy. Książka Kazimierza Korkozowicza nie podbiła polskich serc na tyle, by o niej dziś pamiętano. Ciężko z piedestału było strącić Sienkiewicza. Nasz noblista był na tyle mocny, że sam zdetronizował nie mniej wybitnego pisarza, Józefa Ignacego Kraszewskiego, który dwie dekady wcześniej wydał Krzyżaków 1410.  Walorem Przyłbic i Kapturów jest opowiedzenie historii wojny polsko-krzyżackiej z punktu widzenia siatki szpiegowskiej.

Swoją drogą, przyłbica jest jednym ze sposobów zakrywania twarzy. Przedmiot ten został wymieniony w przepisach prawa, które nakładają na obywatela obowiązek zakrywania twarzy. Na całe szczęście współczesne przyłbice wyprodukowane są z lekkich tworzyw sztucznych, dlatego w niczym się nie upodobnimy do średniowiecznego rycerza, chyba że w zakutej pale. Uprzejmie proszę o wybaczenie, Drogich Czytelników, za ten czerstwy żart, ale nawet tak suche podnoszą mnie obecnie na duchu.

Złe duchy krążą po Cieszynie. Jestem tego niemal pewny. Już dawno nie mieliśmy okazji, by przejrzeć się w naszym mieście niczym w soczewce. Z tej skromnej obserwacji możemy wywnioskować, że ten fragment europejskiej tkanki jest w pewnym sensie modelowy, chyba że komuś brakuje trupów, bo mnie nie. Koronawirus w najlepsze urządza sobie marsz przez cieszyńskie instytucje. Sanepid, szpital, klasztor s.  boromeuszek, cieszyński  ratusz. Choć bramy zamknięte, wróg ma już tam swe przyczółki.

Już rosyjski pisarz – Maksym Gorki stwierdził: jeśli wróg się nie poddaje, to się go unicestwia. Na froncie walki, głęboko w okopie utknął cieszyński starosta – Mieczysław Szczurek, któremu nie udało się zakupić sprzętu, który pozwoliłby Szpitalowi Śląskiemu na szybsze wykonywanie testów na obecność koronawirusa. Z jego słów wynika, że firma, która miała dostarczyć sprzęt, nie dotrzymała słowa. Nie dziwi mnie jego wzburzenie.

Wzburzenie to również uczucie towarzyszące tysiącom mieszkańcom pogranicza, którzy nie mogą poruszać się po obu stronach rzeki. Byłby to zwykły kaprys, gdyby nie fakt, że wielu z nich utraciło miejsca pracy z dnia na dzień. Część z nich nadal drży w niepewności. Na znak protestu w najbliższą sobotę udadzą się na spacer wzdłuż Olzy, by pokazać swe niezadowolenie. Niestety, obawiam się, że bez obecności ogólnopolskich mediów spacer okaże się niezauważony.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz