Wystarczyło
parę tygodni, by świat wywrócił się do góry nogami. Jest to wstrząs na miarę
współczesnej Europy – smoka, który jest już tak nażarty, rozleniwiony, że
przespał moment, gdy poza jego grotą toczyły się wojny, rodzili się geniusze i
zwykli zjadacze chleba, upadały i powstawały imperia. Piszę o Europie, bo na
całym świecie rozgrywały się wielkie katastrofy naturalne, toczyły się wojny,
panowała bieda. Wtedy my – europejczycy, zamknęliśmy się w nadmuchanej bańce.
Daliśmy się uwieść jej rozmytym barwom, które nęcąco migały na cienkich
ściankach. Względny dobrobyt, pokój, otwarte granice, postęp technologiczny i
inne współczesne wartości rozmiękczyły nas.
Jestem
krytyczny wobec otaczającej nas rzeczywistości, bo te zgony (każdy tragiczny)
są niczym w porównaniu do doświadczeń naszych dziadków, którzy przeżyli głód,
wojny, przymusowe przesiedlenia. Nie znaczy to wcale, że mamy bagatelizować
sygnałów oraz wydarzeń, które rozgrywają się na naszych oczach. Po prostu nie
róbmy tragedii z powodu przebywania w domu z dziećmi, czy niemożności pójścia
do lasu. Wykorzystajmy ten czas kreatywnie.
Świat
chciałby być przygotowany na każde zagrożenie, które może nań czyhać za rogiem.
Nie sposób się wszystkiego ustrzec, choćbyśmy pozamykali się na w domu na trzy
spusty. Rząd ten, czy inny nas nie ochroni i nie miejmy co do tego żadnych
wątpliwości. Musimy sami się organizować. Część z nas już to zrozumiała. Jak
grzyby po deszczu mnożą się cenne inicjatywy, które mają pomóc nam w tym
trudnym czasie. Tak samo było w czasie powstania styczniowego, gdy sprzedawano
biżuterię, by wspomóc walczących. Nie inaczej sprawa się miała w czasie wojny
polsko-bolszewickiej, gdzie z datków cywilów fundowano m.in. paczki
żywnościowe, które trafiały na front do polskich żołnierzy. Każda złotówka jest
istotna, bez względu na to, kto jest darczyńcą. Dlatego uważam, że nie ma
znaczenia, jaka „wiara” wspierała bardziej Szpital Śląski w Cieszynie. Dziś
jeszcze bardziej dostrzegam, jak tego typu rozważania są żenujące.
W
przededniu Wielkanocy jeszcze bardziej musimy przemyśleć swoją wiarę. Może się
okazać, że nasze przeżywanie świąt opierało się o czekoladowego zająca i
uczestnictwo w święconce. Wydaje się, że w tym roku zwolennicy tej opcji są
jakby w odwrocie. Przestali być widoczni jak prezenty na Wielkanoc, których
jakby mniej w tym roku na sklepowych półkach. Nasza nieobecność w świątyniach
jest bardziej wymowna niż zwykle. Nasze praktyki religijne musiały przejść
tymczasowe przeobrażenie. Msze i nabożeństwa oglądane w telewizji. Czujemy, że
to nie jest to, lecz musi wystarczyć. W
minioną sobotę teściowa, jak co roku robiła palmę, choć do kościoła się nie
wybierała. Po co? By zachować pozory normalności.
Postanowiłem,
że wymyślę sobie świat na nowo. Nie, to niemożliwe, gdyż bez względu na epokę,
będzie składał się z tych samych klocków. To nieco ogranicza pole manewru, ale
nie przekreśla możliwości ułożenia elementów w nową konstrukcję, bądź ich
przemalowania. Podczas gdy nie mogę siedzieć przy stoliku w ulubionej kawiarni
oraz swobodnie przemierzać uliczek Cieszyna, ani nawet
pomstować na stan swego miasta, musiałem sprawić, by to, co bliskie memu
sercu, zagościło u mnie w zupełnie innej formie. Remedium na tę całą sytuację
okazało się sięgnięcie po lekturę Rozmów
o Śląsku Cieszyńskim. Redaktor Andrzej Drobik był zdziwiony, że w 2020 roku
ktoś to jeszcze czyta. Ano czyta i śmie twierdzić, że wiele pytań nadal jest
aktualnych i pozostaje bez odpowiedzi. W dobie wielkiej niewiadomej taki stan
rzeczy jest symptomatyczny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz