poniedziałek, 9 marca 2020

W moim ogrodzie


Stefan Żeromski w swym sztandarowym dziele – Przedwiośniu napisał: Dwie są tylko na ziemi sprawy nieśmiertelne (...); wiekuisty powrót kwiatów na wiosnę i odtworzenie ich powrotu na ziemię w wierszach poetów. Powróciły już kwiaty. Żółknie krokus i bieli się trawnik przebiśniegiem. Z kolei magnolia, tak przez cieszyniaków ukochana, wypuściła pierwsze pąki. Tak oto odwieczne starcie toczy wiosna z zimą w trzecim miesiącu roku.


Z utęsknieniem wyczekuję wiosny. Za poetką, Zuzanną Ginczanką pragnę krzyknąć: Przedwiośnia o smukłych biodrach, życia marcowe znaki biorę dziś z wami rozbrat w pion wiosny odtrysłym makiem. W Cieszynie wyrośnie jeszcze coś – ogródki kawiarniane. Wpierw nieśmiało niczym pierwsze kwiaty przed otwartymi futrynami wyrosną samotne stoliki w oczekiwaniu na pierwszych odważnych, którym niestraszny podmuch wiatru. Z bibułą w ustach z dymem złożą pierwszy pokłon wiosennemu słońcu. Dni będą się wydłużać, a kawiarniane rabaty będą się rozrastać.

W moim ogrodzie marzeń rosną ludzie. Pachną tysiącem myśli, szelestem gazet. Aby zakwitnąć, potrzebują dwóch rzeczy. Kwiaty kwitną tu doglądane przez ogrodników, którzy do porcelanowych doniczek na spodkach dolewają kawy. Wiedzcie, Drodzy Czytelnicy, że każdy człowiek potrzebuje innej mieszanki, albowiem co gatunek – to inne zasady pielęgnacji. Nie jestem botanikiem, ale słyszałem, że kwiaty lubią, jak się doń mówi. Jest coś poetyckiego w tej teorii. Jakimże byłby ogród ludzki bez słowa, rozmów i gwaru?

Przejdźmy do rozmowy, dzięki której rozkwitłem. W ubiegłym tygodniu byłem w jednej z cieszyńskich kawiarni. Było już późno. Po spotkaniu pełnym rozmów przyszedł moment, w którym za ten miły czas, miejsce i „podlanie” trzeba zapłacić. Stałem przy drewnianym szynku. Obsługiwał mnie ciemnoskóry kelner, co nie jest codziennym widokiem w Cieszynie. W głowie tworzymy sobie pewne wyobrażenie o drugim człowieku, zwłaszcza jeśli jego wygląd jest egzotyczny, choćby takie, że możemy mieć problem z komunikacją. Nie ma w tym nic zdrożnego do momentu, gdy nasze myśli nie stają się parszywe.

W tle leciała dobrze mi znana (od trzech tygodni) piosenka Kultu pt. Wróci wiosna, baronowo, która jest próbą interpretacji wiersza Konstantego Idelfonsa Gałczyńskiego. Zacząłem sobie nucić melodię. Wprawiło mnie to w tak dobry nastrój, że pochwaliłem lokal za dobrą oprawę muzyczną. Na to kelner z uśmiechem oświadczył mi, że to jego ulubiona płyta. Ba! Opisuje mi kulisy powstania tej płyty. Nie widziałem swej miny, ale pewnikiem malowało się na niej niedowierzanie. Potem okazało się, że kelner jest Polakiem. Nawet nie wiecie, Drodzy Czytelnicy, jak bardzo lubię takie zaskakujące momenty. Zakwitłem w ogrodzie moich marzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz