poniedziałek, 16 marca 2020

Kwarantanna


Lubimy się śmiać, prawda? Przesyłamy sobie niezliczone memy za pośrednictwem mediów społecznościowych, komunikatorów oraz smsów. W żartach nie oszczędzamy nikogo – blondynek, księży, Żydów, a nawet Bogu ducha winnego chłopca o imieniu Jasiu. I ja się śmiałem do momentu, gdy dowiedziałem się, że miałem kontakt z „pacjentem zero”, bo w ten sposób teraz mówi się o osobach zarażonych koronawirusem. Jeszcze tego samego dnia ja i moi najbliżsi zostaliśmy objęci kwarantanną.


Czy już się nie śmieję? Bynajmniej! Profesor Adam Lityński, do którego miałem przyjemność uczęszczać na wykłady, zwykł mawiać, że cieszy go, gdy śmiejemy się ze zła, bo daje mu to nadzieję, że ono już nie powróci. Niestety, zło powraca w różnych postaciach i zdaje się, że będzie tak do końca świata. Śmiech, pogoda ducha i dowcip pomagają przetrwać najgorsze chwile, o czym przekonał mnie Stanisław Grzesiuk w swych wspomnieniach pt. Pięć lat Kacetu. Utrzymywał, że przeżył pięć lat w niemieckich obozach m.in. dzięki wesołemu usposobieniu i da się to wyczuć, czytając jego mrożące krew w żyłach relacje.

Nie chciałbym utrzymywać, że przeżywam podobne historie, co Grzesiuk, ale zapewne będzie, o czym wspominać wnukom na stare lata. Od kiedy nie mogę wyjść w domu, zacząłem doceniać możliwość poruszania się. Na szczęście areszt domowy (nie można inaczej określić stanu, kiedy policja sprawdza twoją obecność w domu każdego dnia) nie jest tak uciążliwy. W życiu tyle nie rozmawiałem przez telefon. Spotkałem się z wielką życzliwością rodziny, przyjaciół i dalszych znajomych. Najbardziej rozczulają mnie wszystkie propozycje dostarczenia „antygrypiny”. Co receptura, to lepsza. Z żalem muszę odmawiać. Nie chciałbym się nabawić marskości wątroby.

O tym, że nie opuszcza mnie pogoda ducha, niech zaświadczy fakt, że nadrabianie czytelniczych zaległości zacząłem od Dżumy – Alberta Camusa. Zupełnie inaczej się rozumie taką literaturę, zbliżając się choćby na milimetr do doświadczeń bohaterów. Autor wybitnie opisał ludzkie zachowania. Dostrzegam je i dziś. Czas próby nadszedł. Człowiek odkrywa, jakie jest jego prawdziwe oblicze.

Dżumę rozpoczęły szczury. Masowo umierały na ulicach Oranu. Jest w tym pewna metafora. Dziś te same szczury wybiegają podczas epidemii koronawirusa. Rozsiewają plotki, podkopują ducha społeczności, wzbogacają się na nieszczęściu ludzkim, dźwigając ceny żywności. Czy wspominałem już, że brzydzę się gryzoniami?

I choćby dopadło nas poczucie bezsensu, tak naturalne w obliczu cierpienia i zła, nie możemy ustawać w próbie przeżycia go. Krzepi mnie niesamowicie, gdy czytam o tych wszystkich społecznych akcjach, w których wielu ludzi dookoła bierze udział. Dzielne kobiety zabrały się za szycie maseczek, ktoś inny robi bułki dla lekarzy na dyżurze. Nawet restauratorzy i drobni przedsiębiorcy zaczęli się wzajemnie wspierać. To daje mi moc, by przetrwać. Miejmy nadzieję, że kolejny tekst napiszę już na wolności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz