niedziela, 23 lutego 2020

Bielizna


Mam do Was jedną prośbę, Drodzy Czytelnicy, byście pamięcią sięgnęli wstecz. W jej zakamarkach skrywa się obraz rodzinnego oglądania telewizji. Tylko jeden odbiornik był w domu. Wieczorem, tuż po kolacji składaliście pokłon jednemu z bożków – telewizji. To był czas, gdy wyboru jeszcze nie było (teraz też nie ma, ale trzysta kanałów w pakiecie ma zwieść nasze zmysły). Ludzie oglądali wtedy razem i ktoś musiał być tym tyranem, który zadecydował, co to będzie.


Oglądanie serialu było fascynujące, choćby fabuła kulała, ale to prawie nikogo nie interesowało. Przepiękne zdjęcia, ckliwa historia wielkiego uczucia, w tle konflikt zbrojny lub rodzinny. Nic szczególnego nie zwiastowało gorszących scen, nawet jeśli to były to Ptaki ciernistych krzewów. Nagle bohaterzy zaczynają się całować albo - co gorsza - lądują w łóżku. Co musiały czuć matki, które w pośpiechu zakrywały nam oczy? Jaki strach im towarzyszył? Czy słusznie lękały się o nasze dobre prowadzenie w przyszłości?

Jeśli strach Was spętał, Drodzy Czytelnicy, albo w myśl wkradła się pruderia, lepiej się stanie, gdy będziecie czytać mój felieton przez palce. Jeśli jednak uczucie silniej w Was wzbiera, nie lękajcie się dla własnego dobra odrzucić tej „gorszącej” lektury.

Dziś napiszę o bieliźnie, bo to taka część garderoby, która istnieje, ale nie jest tematem wygodnym do rozmów. Ma dwie zasadnicze funkcje, które mogą być ze sobą sprzeczne, dlatego tak ważny jest odpowiedni dobór fasonu. Bielizna ma zakrywać lub odkrywać, w zależności od celu przeznaczenia. W sprzedaży bielizny wyspecjalizowały się odpowiednie salony. Nawet wytworzył się taki zawód jak braffiterka. Pani sobie życzy coś z koronek? A może coś, czym zawładnie Pani duszą kochanka? Jest w czym wybierać, bo jak pisał sam Owidiusz w swej Sztuce Kochania: Piękny kolor mirtu z Pafos i ametystów purpura. Cudną barwą popielatą lśnią żurawi trackich pióra. Najlepiej jak sprzedawczyni o nic nieproszona nie pyta, by się lico czerwienią nie oblało.

Komfort kupowania bielizny ma wielkie znaczenie. Nikt nie lubi być oglądany przez niepowołane do tego oczy. Próbuję sobie wyobrazić, co w czasach, gdy sprzedaż w sklepach dopiero raczkowała po przemianach ustrojowych, musiały czuć kobiety kupujące bieliznę na miejskim targowisku. To musiały być warunki. Całe targowisko widziało, co dama wybierała. Zakupów nie mogła dokonywać w pojedynkę. Na straży musiała stać zaufana przyjaciółka, która przytrzymywała lichą kotarkę, a w razie potrzeby zabijać wzrokiem niczym gorgona  niezdrowo zainteresowanych przechodniów.

Przeglądając broszurę autorstwa ks. Józefa Londzina pt. Letnisko Cieszyn, wydaną już pośmiertnie, natrafiłem na reklamę, która stała się przyczyną napisania tego tekstu.  Okazuje się, że w Cieszynie przy ulicy Prutka w dwudziestoleciu międzywojennym funkcjonowała fabryka bielizny, której właścicielem był Leopold Beck. W przeszłości ksiądz Prutek patronował, większej ilości ulic, dlatego identyfikacja tego miejsca na dzisiejszej mapie Cieszyna nie była prosta. Jeśli się nie pomyliłem, to fabryka mieściła się przy dzisiejszej ulicy Chrobrego. Z kolei, jeśli numeracja nie zmieniła się diametralnie, to dziś w tym miejscu stoi blok, w którym jeszcze dwie dekady temu mieszkali moi dziadkowie. Lubię takie przypadki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz