Mam do
Was jedną prośbę, Drodzy Czytelnicy, byście pamięcią sięgnęli wstecz. W jej
zakamarkach skrywa się obraz rodzinnego oglądania telewizji. Tylko jeden
odbiornik był w domu. Wieczorem, tuż po kolacji składaliście pokłon jednemu z
bożków – telewizji. To był czas, gdy wyboru jeszcze nie było (teraz też nie ma,
ale trzysta kanałów w pakiecie ma zwieść nasze zmysły). Ludzie oglądali wtedy
razem i ktoś musiał być tym tyranem, który zadecydował, co to będzie.
Oglądanie
serialu było fascynujące, choćby fabuła kulała, ale to prawie nikogo nie
interesowało. Przepiękne zdjęcia, ckliwa historia wielkiego uczucia, w tle
konflikt zbrojny lub rodzinny. Nic szczególnego nie zwiastowało gorszących
scen, nawet jeśli to były to Ptaki ciernistych
krzewów. Nagle bohaterzy zaczynają się całować albo - co gorsza - lądują w
łóżku. Co musiały czuć matki, które w pośpiechu zakrywały nam oczy? Jaki strach
im towarzyszył? Czy słusznie lękały się o nasze dobre prowadzenie w przyszłości?
Jeśli
strach Was spętał, Drodzy Czytelnicy, albo w myśl wkradła się pruderia, lepiej się
stanie, gdy będziecie czytać mój felieton przez palce. Jeśli jednak uczucie
silniej w Was wzbiera, nie lękajcie się dla własnego dobra odrzucić tej „gorszącej”
lektury.
Dziś
napiszę o bieliźnie, bo to taka część garderoby, która istnieje, ale nie jest
tematem wygodnym do rozmów. Ma dwie zasadnicze funkcje, które mogą być ze sobą
sprzeczne, dlatego tak ważny jest odpowiedni dobór fasonu. Bielizna ma zakrywać
lub odkrywać, w zależności od celu przeznaczenia. W sprzedaży bielizny
wyspecjalizowały się odpowiednie salony. Nawet wytworzył się taki zawód jak
braffiterka. Pani sobie życzy coś z
koronek? A może coś, czym zawładnie Pani duszą kochanka? Jest w czym
wybierać, bo jak pisał sam Owidiusz w swej Sztuce
Kochania: Piękny kolor mirtu z Pafos
i ametystów purpura. Cudną barwą popielatą lśnią żurawi trackich pióra.
Najlepiej jak sprzedawczyni o nic nieproszona nie pyta, by się lico czerwienią nie
oblało.
Komfort
kupowania bielizny ma wielkie znaczenie. Nikt nie lubi być oglądany przez
niepowołane do tego oczy. Próbuję sobie wyobrazić, co w czasach, gdy sprzedaż w
sklepach dopiero raczkowała po przemianach ustrojowych, musiały czuć kobiety
kupujące bieliznę na miejskim targowisku. To musiały być warunki. Całe
targowisko widziało, co dama wybierała. Zakupów nie mogła dokonywać w
pojedynkę. Na straży musiała stać zaufana przyjaciółka, która przytrzymywała
lichą kotarkę, a w razie potrzeby zabijać wzrokiem niczym gorgona niezdrowo zainteresowanych przechodniów.
Przeglądając
broszurę autorstwa ks. Józefa Londzina pt. Letnisko
Cieszyn, wydaną już pośmiertnie, natrafiłem na reklamę, która stała się
przyczyną napisania tego tekstu. Okazuje
się, że w Cieszynie przy ulicy Prutka w dwudziestoleciu międzywojennym funkcjonowała
fabryka bielizny, której właścicielem był Leopold Beck. W przeszłości ksiądz
Prutek patronował, większej ilości ulic, dlatego identyfikacja tego miejsca na
dzisiejszej mapie Cieszyna nie była prosta. Jeśli się nie pomyliłem, to fabryka
mieściła się przy dzisiejszej ulicy Chrobrego. Z kolei, jeśli numeracja nie
zmieniła się diametralnie, to dziś w tym miejscu stoi blok, w którym jeszcze
dwie dekady temu mieszkali moi dziadkowie. Lubię takie przypadki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz