Biegną
zdrowe dzieci w pobrudzonych ubraniach. Uliczne zabawy im służą. Ich lica
czerwone. Brakuje im tchu. Zimno strzyże w uszy. Babcia w kuchni groźnie kiwa
palcem. – Czy już są? Czy już są? –
pyta zniecierpliwione dziecko, najmłodsze z gromadki licznego rodzeństwa.
Babcia odkrywa lnianą chustę, którą przykryta była drewniana misa. Na półmisku
dostojnie prezentują się świeżo upieczone łakocie. Niewielkie kulki pachną
smalcem. Dzieci podbiegają. Chciwie sięgają po krepliki. Trzask! Babcia uderza
w brudne paluchy. – Po jednym! –
srodze dyscyplinuje wnuki i dodaje: - Musi
starczyć dla wszystkich! Warto było wrócić do domu. Tłuszcz ścieka po
brodach roześmianych latorośli. Kawałek słoniny ukryty w środku wypełnia
spragnione żołądki.
Luty
– ten najkrótszy z miesięcy powoli dobiega końca. Dawniej kojarzyliśmy go z
siarczystym mrozem, którego w ostatnich latach zabrakło. Sięgnijmy jeszcze
bardziej w przeszłość, by dojść do istoty tego miesiąca. Kiedy mowa o Rzymie, wspominamy wielkie chwile cesarstwa. Rzadziej
na myśl przyjdzie republika. Rzym był jednak wpierw królestwem. W mrokach
historii odkrywamy, że luty z łac. februarius
odnosi się do ostatniego miesiąca kalendarza, które było poświęcone etruskiemu
bogu, Februusowi. Pradawne obrzędy, które były mu poświęcone, miały charakter
oczyszczający. Przede mną zwrócili na to uwagę także autorzy jednego z
pierwszych Kalendarzy cieszyńskich.
Jedno
jest pewne, cieszyniacy dopóki mogli, wzbraniali się przed oczyszczeniem, które
było jednoznaczne z nadejściem Wielkiego Postu. Ta tradycja była w nich głęboko
zakorzeniona i wypływała z najlepszych tradycji prosto z Wiednia. Nie tylko arystokracja,
ale i mieszczaństwo chciało się bawić, by choć na chwilę zapomnieć o ciężkim losie.
W jednym z artykułów Janusza Spyry i Mariusza Makowskiego można przeczytać, że spektakle teatralne i operowe, ale też
reduty i bale odbywały się od 1726 r. w przyległej do Ratusza sali teatralnej
zwanej też redutową.
Autorzy
wspólnie podkreślili również, że jednym z najważniejszych bali, jakie odbyły
się w Cieszynie, był ten zorganizowany po podpisaniu tzw. Pokoju Cieszyńskiego
w 1779 roku. Bal został zorganizowany przez obradujących posłów dla mieszczan,
w uznaniu za niezwykłą gościnność. Musiało się dziać! Być może było jak w
obrazie Petera Bruegla – Walka karnawału
z postem. Co prawda była wiosna, lecz nietrudno sobie wyobrazić mieszczan
pijących na umór pod niedawno postawionym Florianem. Gwar, śmiech i toasty
musiały rozdzierać ciszę. Bardziej rozpustni wpełzali pod krynoliny
rozzuchwalonych mieszczek. Nie chciałbym rzecz, że rozpusta się tylko działa,
bo etykieta silnie oddziaływała na ówczesne elity. Zapewne co bardziej
wstrzemięźliwi w swych zachowaniach patrzyli na to z politowaniem.
Każdy
bal dobiega końca. Zegar wybija dwunastą. Trzeba zbiec po wielkich schodach
zamku, gdyż czar przestaje działać. Kopciuszek gubi pantofelek, stangret
przemienia się w mysz, a taksówka odjeżdża z ulicy Szersznika. Bez względu na
to, czy dziewczyna zmieni się w kobietę, a pantofelek odnajdzie swą
właścicielkę, zabawa ma swój kres. Nadchodzi czas zadumy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz