Oczy
dziecka mają tę niezwykłą właściwość, że widzą wszystko w zupełnie innych
barwach. Ma to związek z ich postrzeganiem świata, które przepełnione jest
emocjami. Jeśli coś postrzegają jako piękne, w ich pamięci na zawsze pozostanie
kolorowe, jaskrawe lub wręcz cukierkowe. Natomiast, kiedy dostrzegą coś
brzydkiego, niepodobającego się im, od razu to artykułują. Dzieci są pod tym
względem szczere i bezwzględne. Kiedy świat ma takie barwy, nie może być szary,
siwy lub grafitowy. Nawet jeśli takie barwy były widziane przez nas za młodu, w
późniejszych latach wspomnienia te są zupełnie wyparte.
Źródło: fotopolska.eu
Przy
zbiegu ulic Bolesława Chrobrego i Bielskiej stał sklep mego ojca. Sklep z
odzieżą. Wówczas wcale nie było jeszcze ich wiele w mieście, a o sieciówkach
przeciętny obywatel nie słyszał. Wielu cieszyniaków zaopatrywało się wtedy na
targowisku miejskim, lecz początek lat dziewięćdziesiątych rozbudził w Polakach
poczucie pragnienia wolności. Jak grzyby po deszczu otwierały się małe
interesy. Zachłyśnięcie się wolnością miało swój koszt. Nieznajomość przepisów
prawa, nieczyste reguły gry i uprzywilejowanie obcego kapitału sprawiły, że tak
naprawdę niewielu przetrwało wielkie tąpnięcie gospodarcze i zasilało grono
bezrobotnych u progu nowego milenium. Nie inaczej było ze sklepem mego ojca.
Róg
Chrobrego i Bielskiej zawsze będzie kojarzył mi się z Dalekim Wschodem. Często
siedziałem w sklepie ojca, gdzie pilnowała mnie pracująca tam babcia. Siedząc
na fotelu, podziwiałem orientalne fototapety, chińskie lampy oraz naścienne
wachlarze. Oczywiście, że było w tym sporo kiczu, ale na wazy z dynastii Ming
nie było nas stać. Tak oto mój ojciec został jednym z pierwszych sprzedawców
odzieży chińskiej w Cieszynie na długo, zanim powstały pierwsze chińskie markety.
Róg
Chrobrego i Bielskiej ma długoletnie tradycje handlowe. Już od początku swego
istnienia został przeznaczony, by prowadzić tam niewielki interes. Choć ponad stuletnia historia tego miejsca nie
jest tak dobrze znana, to sprzedawano już w tym miejscu farby, a także gazety.
Dziś prasa nie jest tak popularna, więc musi się podpierać także innymi
produktami. Na skrzyżowaniu wspomnianych już ulic sporą popularnością cieszy
się odbiór paczek.
Do
napisania tego pełnego wspomnień tekstu nakłoniło mnie zestawienie fotografii
sprzed stu jedenastu laty z obrazem współczesnym. Choć na skrzyżowaniu
niemieckojęzycznych ulic były wówczas peryferia, to niczego im nie brakowało.
Było coś urokliwego w drewnianym płocie i dumnie kroczących kaczkach po
trotuarze. Nad krajobrazem górowało młode drzewo, którego dziś nie ma. Droga,
choć nie tak ruchliwa, jak dziś, zapełniona była ludźmi. Obecnie miejsce to
powoduje smutek. Zostało zdegradowane. Jedyne co może budzić, to litość. Oto
dostrzegamy mieszaninę spadającego tynku, nowoczesne okna nieprzystające do
stylu architektonicznego, szał reklam na fasadach budynków oraz mury samochodów.
Dzieło to szalonego artysty, który znalazł umiłowanie w grotesce. Niestety,
jeszcze gorsza jest diagnoza dla odbiorcy, który wpatruje się w obraz i tego
nie dostrzega.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz