niedziela, 1 grudnia 2019

Sklep mego ojca


Oczy dziecka mają tę niezwykłą właściwość, że widzą wszystko w zupełnie innych barwach. Ma to związek z ich postrzeganiem świata, które przepełnione jest emocjami. Jeśli coś postrzegają jako piękne, w ich pamięci na zawsze pozostanie kolorowe, jaskrawe lub wręcz cukierkowe. Natomiast, kiedy dostrzegą coś brzydkiego, niepodobającego się im, od razu to artykułują. Dzieci są pod tym względem szczere i bezwzględne. Kiedy świat ma takie barwy, nie może być szary, siwy lub grafitowy. Nawet jeśli takie barwy były widziane przez nas za młodu, w późniejszych latach wspomnienia te są zupełnie wyparte.

Źródło: fotopolska.eu

Przy zbiegu ulic Bolesława Chrobrego i Bielskiej stał sklep mego ojca. Sklep z odzieżą. Wówczas wcale nie było jeszcze ich wiele w mieście, a o sieciówkach przeciętny obywatel nie słyszał. Wielu cieszyniaków zaopatrywało się wtedy na targowisku miejskim, lecz początek lat dziewięćdziesiątych rozbudził w Polakach poczucie pragnienia wolności. Jak grzyby po deszczu otwierały się małe interesy. Zachłyśnięcie się wolnością miało swój koszt. Nieznajomość przepisów prawa, nieczyste reguły gry i uprzywilejowanie obcego kapitału sprawiły, że tak naprawdę niewielu przetrwało wielkie tąpnięcie gospodarcze i zasilało grono bezrobotnych u progu nowego milenium. Nie inaczej było ze sklepem mego ojca.

Róg Chrobrego i Bielskiej zawsze będzie kojarzył mi się z Dalekim Wschodem. Często siedziałem w sklepie ojca, gdzie pilnowała mnie pracująca tam babcia. Siedząc na fotelu, podziwiałem orientalne fototapety, chińskie lampy oraz naścienne wachlarze. Oczywiście, że było w tym sporo kiczu, ale na wazy z dynastii Ming nie było nas stać. Tak oto mój ojciec został jednym z pierwszych sprzedawców odzieży chińskiej w Cieszynie na długo, zanim powstały pierwsze chińskie markety.

Róg Chrobrego i Bielskiej ma długoletnie tradycje handlowe. Już od początku swego istnienia został przeznaczony, by prowadzić tam niewielki interes. Choć  ponad stuletnia historia tego miejsca nie jest tak dobrze znana, to sprzedawano już w tym miejscu farby, a także gazety. Dziś prasa nie jest tak popularna, więc musi się podpierać także innymi produktami. Na skrzyżowaniu wspomnianych już ulic sporą popularnością cieszy się odbiór paczek.

Do napisania tego pełnego wspomnień tekstu nakłoniło mnie zestawienie fotografii sprzed stu jedenastu laty z obrazem współczesnym. Choć na skrzyżowaniu niemieckojęzycznych ulic były wówczas peryferia, to niczego im nie brakowało. Było coś urokliwego w drewnianym płocie i dumnie kroczących kaczkach po trotuarze. Nad krajobrazem górowało młode drzewo, którego dziś nie ma. Droga, choć nie tak ruchliwa, jak dziś, zapełniona była ludźmi. Obecnie miejsce to powoduje smutek. Zostało zdegradowane. Jedyne co może budzić, to litość. Oto dostrzegamy mieszaninę spadającego tynku, nowoczesne okna nieprzystające do stylu architektonicznego, szał reklam na fasadach budynków oraz mury samochodów. Dzieło to szalonego artysty, który znalazł umiłowanie w grotesce. Niestety, jeszcze gorsza jest diagnoza dla odbiorcy, który wpatruje się w obraz i tego nie dostrzega.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz