poniedziałek, 23 września 2019

Czarny bez

Dziś pierwszy dzień jesieni. Liście powoli mkną ku ziemi, obumierając. Kolorowy kobierzec pokrywa zielone łoże. To ostatnie tchnienie natury – kolorowe niczym fajerwerki na firmamencie. Efekt jednak rozkłada się w dniach, choć koniec jest bliski. W jesiennym krajobrazie skrywa się willa zaprojektowana przez Alberta Dostala. Trzeba się nieco wysilić, by ujrzeć ją w dole, zawieszoną nad młynówką, gdzie góruje niczym tajemniczy zamek. Nawet drewniany pomost prowadzi do willi jak gdyby przerzucony przez fosę. Strzeże jej też strażnik zakuty w różową blachę, choć wcześniej pilnował słów wychodzących spod prasy drukarskiej.


Willa należąca pierwotnie do Friedricha Helma niemal od zawsze służyła dzieciom. Zaraz po wojnie, gdy monarchia habsburska zachwiała się w posadach, swą siedzibę przy ul. Pokoju 5 miała Katolicka Rodzina Sieroca. Potem mieściło się tutaj przedszkole i taką funkcję spełnia po dziś dzień. Zmieniło się też samo otoczenie budynku. Parę lat temu ścieżkę prowadzącą do przedszkola ozdobił mural pt. Kosmici w Cieszynie, który został wykonany przez dzieci ze Szkoły Sztuki i Myślenia w Cieszynie. 

W czasach, kiedy mur nie był jeszcze ozdobiony, między wejściem głównym a zejściem na plac zabaw rosły okazałe czarne bzy (żywię nadzieję, że nadal tam są). W okresie sierpnia i września krzewy porastały dorodne owoce, którymi nikt się nie interesował prócz pewnego starszego pana. Szpakowaty mężczyzna w okularach zbierał je do papierowej torby, by potem przygotować sok do herbaty. Po zerwaniu odbierał z przedszkola (wówczas Trzynastki) swojego wnuka, który teraz przed Wami, Drodzy Czytelnicy, może uchylić rąbka wspomnień.


Pamięć wskrzeszono również o tych, którzy swe życie poświęcili tradycji, rzemiosłu oraz kulturze ludowej. W czasie XIX Skarbów z cieszyńskiej trówły ich sylwetki przyozdobiły ceglany mur na Wzgórzu Zamkowym. Spoglądali na nas – widzów niczym przodkowie ukryci na nieboskłonie pośród konstelacji  – dumni ze swej spuścizny.


Jak się okazało, w Cieszynie można zorganizować imprezę o charakterze ludowym, na której nie brakuje zainteresowanych nią ludzi. Kramy uginały się od tradycyjnych wypieków. Lady handlarzy obsiadły drewniane ptaszki, radośnie pogwizdując. Tuż obok brzęczały pszczoły, tańcząc  za szybą, by uatrakcyjnić wyroby prosto z pasieki. Jeszcze dalej buchało gorąco ze złowieszczego pieca, które niczym smok ziało ogniem.  Wtórowała temu praca kowala, który raz za razem uderzał młotem o kowadło. Z kolei na scenie prezentowano okazałe strudle z jabłkami, których smak uatrakcyjniał występ coraz to ciekawszych zespołów w regionalnych strojach. Niestety, trówłę trzeba zamknąć, lecz warto w przyszłym roku otworzyć ją na nowo.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz