wtorek, 10 września 2019

Cieszyn skończył się na Kill 'Em All


Tytuł mojego felietonu nawiązuje do znanego wielu fanom ciężkich brzmień zdania: Metallica skończyła się na Kill’ Em All, które krąży wśród rozmów na temat twórczości wspomnianego już zespołu. Sformułowanie to zrodziło się w momencie, kiedy muzycy zaczęli grać ballady kosztem trashowych kawałków. Wkrótce słowa, że coś skończyło się na Kill’ Em All zaczęły funkcjonować własnym życiem, stając się elementem niewybrednych żartów na temat dokonań muzycznych współczesnych nam twórców. Cokolwiek nie mówią fani, zespół po swej debiutanckiej płycie osiągnął wielki sukces, a w ramach zabijania nudy, w ostatnim czasie grywa takie kawałki jak: Wehikuł czasu – Dżemu oraz Sen o Warszawie – Czesława Niemena.


Zostańmy przy ciężkich brzmieniach, bo jak się okazuje, nie są one zupełnie obce Cieszynowi. Ostatnio natknąłem się w sieci na album pt. Szatan w Cieszynie, którą prawie dwie dekady temu nagrał nieistniejący już zespół o nazwie Sekretna Szopa Kardynała. Po przesłuchaniu mogę powiedzieć, że czeluści Internetu są przepastne i jeszcze wiele może nas zaskoczyć np. ludzka cieszyńskość, cokolwiek to jest.  Nie jest to jednak apoteoza zła na miarę Tadeusza Micińskiego. Po co o tym piszę? W Cieszynie od dłuższego czasu, w pewnych kręgach toczy się dyskusja na temat tego, jak powinna wyglądać w mieście kultura. Czy powinna być masowa? Czy niszowa, ale bardziej wysublimowana? Jeśli za gustowne uznamy wrzaski o demonicznej tematyce, to ja jednak wolę pana grającego do kotleta.

Swoją drogą, dyskusje na temat grodu nad Olzą prędzej czy później sprowadzają się do dwóch rzeczy. Po pierwsze do tego, czego nie ma, brakuje, a mogłoby być. Różnej masy eksperci operują obłymi zdaniami niczym rzecznymi otoczakami. Masa treści przykrywa brak konkretnych rozwiązań. Z tego, co czytałem, nie inaczej sprawa się miała podczas niedawnej dyskusji zorganizowanej przez Krytykę Polityczną w Cieszynie. Po drugie, w negatywnej tonacji powraca utracony raj - Cieszyn schwytany w mitologiczną pułapkę, z której można wydostać tylko kolorowe klisze. To właśnie w niej poczucie beznadziei rośnie niczym drożdże, nadmuchując ciasto czasów ostatecznych. Bo przecież Cieszyn się skończył. Na Habsburgach,  na tramwaju, na Brunatnym Jeleniu, na Celmie i Bóg jeden raczy wiedzieć, na czym jeszcze.


Na całe szczęście diabeł nie jest taki straszny, jak go malują. Taką przynajmniej żywię nadzieję. W przeciwnym wypadku moje felietony w obecnym kształcie nie miałyby sensu. Gdy przestaniemy się kurczowo trzymać przeszłości, to możemy się rozglądnąć za nową jakością, będącą zwiastunem lepszego jutra. Znalazłem coś takiego na skwerze poświęconym Irenie Sendlerowej. Tuż przy schodach postawiono budkę bookcrossingową, a więc służącą do nieskrępowanej wymiany książkami. To doskonała okazja, by przeczytać coś nowego nie tylko bezpłatnie, ale i bez zbędnego formalizmu. Zachęcam również do zrobienia porządków we własnych zbiorach i przekazania paru egzemplarzy na potrzeby tej godnej uwagi inicjatywy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz