Tytuł
mojego felietonu nawiązuje do znanego wielu fanom ciężkich brzmień zdania: Metallica skończyła się na Kill’ Em All,
które krąży wśród rozmów na temat twórczości wspomnianego już zespołu.
Sformułowanie to zrodziło się w momencie, kiedy muzycy zaczęli grać ballady
kosztem trashowych kawałków. Wkrótce słowa, że coś skończyło się na Kill’ Em All zaczęły funkcjonować
własnym życiem, stając się elementem niewybrednych żartów na temat dokonań
muzycznych współczesnych nam twórców. Cokolwiek nie mówią fani, zespół po swej
debiutanckiej płycie osiągnął wielki sukces, a w ramach zabijania nudy, w
ostatnim czasie grywa takie kawałki jak: Wehikuł
czasu – Dżemu oraz Sen o Warszawie –
Czesława Niemena.
Zostańmy przy ciężkich
brzmieniach, bo jak się okazuje, nie są one zupełnie obce Cieszynowi. Ostatnio
natknąłem się w sieci na album pt. Szatan
w Cieszynie, którą prawie dwie dekady temu nagrał nieistniejący już zespół
o nazwie Sekretna Szopa Kardynała. Po
przesłuchaniu mogę powiedzieć, że czeluści Internetu są przepastne i jeszcze
wiele może nas zaskoczyć np. ludzka cieszyńskość, cokolwiek to jest. Nie jest to jednak apoteoza zła na miarę
Tadeusza Micińskiego. Po co o tym piszę? W Cieszynie od dłuższego czasu, w
pewnych kręgach toczy się dyskusja na temat tego, jak powinna wyglądać w
mieście kultura. Czy powinna być masowa? Czy niszowa, ale bardziej
wysublimowana? Jeśli za gustowne uznamy wrzaski o demonicznej tematyce, to ja
jednak wolę pana grającego do kotleta.
Swoją drogą, dyskusje na temat
grodu nad Olzą prędzej czy później sprowadzają się do dwóch rzeczy. Po pierwsze
do tego, czego nie ma, brakuje, a mogłoby być. Różnej masy eksperci operują
obłymi zdaniami niczym rzecznymi otoczakami. Masa treści przykrywa brak
konkretnych rozwiązań. Z tego, co czytałem, nie inaczej sprawa się miała
podczas niedawnej dyskusji zorganizowanej przez Krytykę Polityczną w Cieszynie. Po drugie, w negatywnej tonacji
powraca utracony raj - Cieszyn schwytany w mitologiczną pułapkę, z której można
wydostać tylko kolorowe klisze. To właśnie w niej poczucie beznadziei rośnie
niczym drożdże, nadmuchując ciasto czasów ostatecznych. Bo przecież Cieszyn się
skończył. Na Habsburgach, na tramwaju, na
Brunatnym Jeleniu, na Celmie i Bóg jeden raczy wiedzieć, na
czym jeszcze.
Na całe szczęście diabeł nie jest
taki straszny, jak go malują. Taką przynajmniej żywię nadzieję. W przeciwnym
wypadku moje felietony w obecnym kształcie nie miałyby sensu. Gdy przestaniemy
się kurczowo trzymać przeszłości, to możemy się rozglądnąć za nową jakością, będącą
zwiastunem lepszego jutra. Znalazłem coś takiego na skwerze poświęconym Irenie
Sendlerowej. Tuż przy schodach postawiono budkę bookcrossingową, a więc służącą
do nieskrępowanej wymiany książkami. To doskonała okazja, by przeczytać coś
nowego nie tylko bezpłatnie, ale i bez zbędnego formalizmu. Zachęcam również do
zrobienia porządków we własnych zbiorach i przekazania paru egzemplarzy na
potrzeby tej godnej uwagi inicjatywy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz