wtorek, 9 lipca 2019

Zabrano nam Polskę


Wyjeździłem  cały bak. Zanim jednak nawiążę do czołówki Dziwnych przygód Koziołka Matołka i rzeknę: A com przeżył i com widział, tekst ten Wam opowie, warto wspomnieć o samej podróży. Nie będę Was, Drodzy Czytelnicy, raczył opowieściami o trudach podróży, bo to zupełnie nie jest ciekawe. Nie powiedziałbym też niczego, czego byście nie znali z własnych doświadczeń.

Jadąc trasami szybkiego ruchu, nie można wiele zobaczyć. Za sprawą dźwiękochłonnych ekranów jawią się niczym eksterytorialny korytarz, którego w przeszłości żądał Hitler. Dziś nie wiem, kto domaga się tych okropnych ścian, ale w tym sposobem zabrano nam Polskę. Wydaje się, że jest ich zdecydowanie za wiele, w dziesiątku zaś miejsc ich postawienie było całkowicie bezzasadne. Muszę przyznać, że ktoś wpadł na świetny pomysł, by dorobić się wcale niemałej fortuny. Współczesny świat hołduje takim konceptom, zmuszając nas do płacenia za nikomu niepotrzebne produkty i usługi. Bez nich świat zawaliłby się w posadach, runął niczym domek z kart. Kto wie, może nastałyby powtórnie ciemne wieki.


Niech te drogi odgrodzone od reszty będą alegorią tego, co współczesne. Daliśmy się wciągnąć w swoistą Wojnę Dwóch Róż, która daje złudzenie, że żyjemy w równoległych rzeczywistościach. Przestajemy dostrzegać w drugim człowieku człowieka. Postrzegamy go przez poglądy i te prawdziwe i te, które sami mu przypisujemy. Oceniamy go przez przynależność do mniejszości, większości. Nieustannie plujemy sobie w twarz zza barykad, które sami wznieśliśmy. Mnożymy szuflady w sekretarzyku z ocenami. Niech spłonie ten mebel!

Zabrano nam Polskę, tę z płócien Chełmońskiego i Fałata. Zabrano nam Polskę, tę z wierszy Norwida i Kasprowicza. Zabrano nam Polskę z nut Ogińskiego i Paderewskiego.  Zabrano nam Polskę, tę ukwieconą chabrami i makami. Zabrano nam Polskę, tę,  która smakuje jabłkiem i świeżym chlebem. Zabrano nam Polskę, tę przepełnioną sukcesem i realizacją własnych marzeń. Potem zgasł telewizor, przestał działać Internet, gazeta wylądowała w koszu, a monochromatyczny widok zaczął wypełniać się barwami. Teraz dopiero można dostrzec to, co ważne – dla nas.

Swoją drogą, barw zdecydowanie brakuje Częstochowie. To jedyne miasto, które udało się zobaczyć z okien samochodu. Nie sposób obronić tego miejsca niczym Kmicic w Potopie. Wszystko takie szare, brzydkie, byle jakie. Aż chce się dodać gazu. Tym sposobem już pierwszego dnia podróży dało się odczuć, co się traci,  opuszczając  ukochany Cieszyn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz