Wyjeździłem
cały bak. Zanim jednak nawiążę do
czołówki Dziwnych przygód Koziołka
Matołka i rzeknę: A com przeżył i com
widział, tekst ten Wam opowie, warto wspomnieć o samej podróży. Nie będę
Was, Drodzy Czytelnicy, raczył opowieściami o trudach podróży, bo to zupełnie
nie jest ciekawe. Nie powiedziałbym też niczego, czego byście nie znali z
własnych doświadczeń.
Jadąc
trasami szybkiego ruchu, nie można wiele zobaczyć. Za sprawą dźwiękochłonnych
ekranów jawią się niczym eksterytorialny korytarz, którego w przeszłości żądał
Hitler. Dziś nie wiem, kto domaga się tych okropnych ścian, ale w tym sposobem
zabrano nam Polskę. Wydaje się, że jest ich zdecydowanie za wiele, w dziesiątku
zaś miejsc ich postawienie było całkowicie bezzasadne. Muszę przyznać, że ktoś
wpadł na świetny pomysł, by dorobić się wcale niemałej fortuny. Współczesny
świat hołduje takim konceptom, zmuszając nas do płacenia za nikomu niepotrzebne
produkty i usługi. Bez nich świat zawaliłby się w posadach, runął niczym domek
z kart. Kto wie, może nastałyby powtórnie ciemne wieki.
Niech
te drogi odgrodzone od reszty będą alegorią tego, co współczesne. Daliśmy się
wciągnąć w swoistą Wojnę Dwóch Róż,
która daje złudzenie, że żyjemy w równoległych rzeczywistościach. Przestajemy
dostrzegać w drugim człowieku człowieka. Postrzegamy go przez poglądy i te
prawdziwe i te, które sami mu przypisujemy. Oceniamy go przez przynależność do
mniejszości, większości. Nieustannie plujemy sobie w twarz zza barykad, które
sami wznieśliśmy. Mnożymy szuflady w sekretarzyku z ocenami. Niech spłonie ten
mebel!
Zabrano
nam Polskę, tę z płócien Chełmońskiego i Fałata. Zabrano nam Polskę, tę z
wierszy Norwida i Kasprowicza. Zabrano nam Polskę z nut Ogińskiego i
Paderewskiego. Zabrano nam Polskę, tę ukwieconą
chabrami i makami. Zabrano nam Polskę, tę, która smakuje jabłkiem i świeżym chlebem.
Zabrano nam Polskę, tę przepełnioną sukcesem i realizacją własnych marzeń.
Potem zgasł telewizor, przestał działać Internet, gazeta wylądowała w koszu, a
monochromatyczny widok zaczął wypełniać się barwami. Teraz dopiero można
dostrzec to, co ważne – dla nas.
Swoją
drogą, barw zdecydowanie brakuje Częstochowie. To jedyne miasto, które udało
się zobaczyć z okien samochodu. Nie sposób obronić tego miejsca niczym Kmicic w
Potopie. Wszystko takie szare,
brzydkie, byle jakie. Aż chce się dodać gazu. Tym sposobem już pierwszego dnia
podróży dało się odczuć, co się traci, opuszczając
ukochany Cieszyn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz