Z deszczem, który bezlitośnie
smagał maj, pożegnaliśmy się definitywnie. Nie ma tego złego, co by na dobre
nie wyszło, gdyż syn już mnie nie pyta, czy grozi nam powtórne nadejście potopu.
Wody w Olzie opadły, co sprzyja
spacerowaniu wzdłuż jej brzegu. Jest na co popatrzeć, bo już jakiś czas temu
zmodernizowano trasę wijącą się u podnóża Wzgórza Zamkowego. Przedsięwzięcie
nazwano szumnie Open Air Museum, by
brzmiało bardziej zagranicznie. Nie ma się co dziwić, bo Cieszyn zawsze miał
aspiracje, by naśladować większe ośrodki miejskie, zwłaszcza Wiedeń, którego
cień do dziś pada na nasze przygraniczne miasto.
Cień jest wytworem słońca, jego
produktem ubocznym. W przypadku powiązań z Wiedniem zadowolimy się nawet
cieniem. Widać go także na wspomnianej już ścieżce, gdzie obok byłego przejścia
granicznego postawiono żółte ławki. Łudząco podobne siedziska można podziwiać
przed Mumokiem – Muzeum Sztuki
Współczesnej w Wiedniu, co zauważyła już wcześniej moja bardziej światowa
ode mnie koleżanka. Jak to dobrze, że idziemy
z duchem czasu, bo zaczynało się odnosić wrażenie, że portret cesarza
Franciszka Józefa jest już bardziej obsrany niż w prozie Jaroslava Haška.
Gdy już jesteśmy przy defekacji,
warto odnotować zgorszenie, które stało się udziałem lokalnego mieszczaństwa. W
miniony weekend, podczas Dnia Baniek Mydlanych organizatorzy postawili przy
wejściu do Wieży Piastowskiej dwa toi toie, które miały służyć ulżeniu w
cierpieniach uczestnikom imprezy. Rzeczywiście była to niefortunna lokalizacja.
Na szczęście z odsieczą już bieży wiceburmistrz Major, który zapewnia, że
więcej na to nie pozwoli.
Oby z podobną gorliwością władza
w Cieszynie dawała odpór konserwatorowi zabytków miejskich, który według
doniesień wydał wojnę ogródkom przylegającym do płyty rynku. Nie wyobrażam
sobie, by latem przestać popijać kawę lub piwko, podziwiając urokliwe centrum
miasta. Pusty plac budzi przerażenie, a jego kamienie zaczynają przypominać te,
które kolekcjonuje pustynia. Dzieło sztuki bez jego odbiorców traci wszelki
walor.
Zatrzymajmy się jeszcze przy
walorach estetycznych Wzgórza Zamkowego, które oblegają bezdomni. To jest
dopiero świetna wizytówka miasta. Nie ma to, jak omijanie przez turystów
bezwładnych ciał, które wczesnym rankiem zalegają na dziedzińcu Wzgórza
Zamkowego lub czatują na kierownika przy Moście Przyjaźni. Z racji tego, że
czas ognisk się zaczął, oceniam, że problem ten jest jak gorący kartofel,
którego nikt nie chce złapać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz