sobota, 4 maja 2019

Metalicznie


W związku z tym, że mam kłopoty z dojrzałością, a kto wie, może i  cofam się w rozwoju, jak mniema Agata Passent o czytelnikach fantastyki, zacznę od czegoś wyimaginowanego, potwierdzając stawianą wcześniej tezę.  Dawno temu, kiedy jeszcze byłem dorastającym chłopakiem, zaczytywałem się w niesamowitych opowieściach o odważnych rycerzach, dziewicach do uratowania oraz złych czarnoksiężnikach. Od czasu do czasu ktoś przełamywał te głęboko zakorzenione schematy i działo się bardziej zawile, niż byśmy to przewidywali.


Warto wspomnieć, że w wielu wymyślonych światach istotną rolę odgrywały metale, które wnet pokryły smoczą łuskę. W kulturze Zachodu smoki były jednoznacznie złymi istotami, na które wyprawiały się zastępy rycerzy oraz świętych. Łamiąc ten stereotyp, wykreowano dobre smoki, metaliczny kolor zaś miał nadać im szlachetności. Schodząc niżej, pod powierzchnię ziemi, gdzie smoki już się nie mieściły, można było spotkać krasnoludy fedrujące zbocza gór w poszukiwaniu metali oraz kruszcu. Zdawać by się mogło, że było to jedyne ich przeznaczenie.

Dziś już dokładnie nie wiadomo, co kryją stare kopalnie rud żelaza rozsiane po Śląsku Cieszyńskim. Ich czeluście zostały przysłonięte całunem niepamięci. Mamy jednak złoto, które pokrywa  czekoladowy wafelek Prince Polo. Dotychczas podróżujący samolotem Lotu mogli delektować się jego smakiem. Niestety, łakoć spadł z łoskotem z powietrznych przestworzy, zestrzelony przez Grześka. Nie wiem, w jakim stopniu jedzący Prince Polo byli świadomi pochodzenia smakołyku. Faktem jest, że wafle Grześki wyparły naszą lokalną dumę ze względu na wcześniejszą współpracę z Lotem. Mówi się też, że Grzesiek to czysto polski produkt. Nie powinno nas to dziwić, w dwudziestoleciu międzywojennym Śląsk Cieszyński przerabiał już podobne historie.  Złoty wafel nie jest jednak bez winy. Smakosze mi donoszą, że rozmiar Prince Polo został zmniejszony przez producenta. Otrzyjcie łzy, Drodzy Czytelnicy, od niedawna w sieci Biedronka można kupić całe pudełka, co w praktyce może być bardziej opłacalne dla naszej chluby.
   
Pozostajemy w tematyce metali. Majówka z pogodą nie dopisała, co z resztą przewidziałem. Brak słońca utwierdził mnie w przekonaniu, że trzeba w doborowym towarzystwie odwiedzić któryś z cieszyńskich lokali. Szybko rozeszły się wieści, że długo oczekiwane otwarcie Tramwaj Cafe nastąpiło dość spontanicznie. Jak wrażenia? Nie mam pojęcia, jak wyglądały dawne tramwaje, ale sądząc po filmach obrazujących pociągi z I połowy XX wieku, udało się wnętrze otworzyć. Kiedy wszyscy zachwycali się drewnianymi ławeczkami, moją uwagę pochłaniała miedź, która dopełniała całą kompozycję. Blaty, klosze lamp, rury – coś wspaniałego. Już od pierwszego przystanku na miedzianym stoliku znalazły się kufle wypełnione Brackim (smak kawy obiecuję nadrobić przy następnej okazji), a podróż w przeszłość trwała w najlepsze. Mijaliśmy znane nam wszystkim widoki, choć w historycznej odsłonie – Prutekgasse, Demelplatz, Erzherzog Karl Franz Josefstraße. Wysiedliśmy w doskonałym humorze. Doprawdy, czasy dla kawiarni w Cieszynie stały się łaskawe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz