W
związku z tym, że mam kłopoty z
dojrzałością, a kto wie, może i cofam się w rozwoju, jak mniema Agata
Passent o czytelnikach fantastyki, zacznę od czegoś wyimaginowanego, potwierdzając
stawianą wcześniej tezę. Dawno temu,
kiedy jeszcze byłem dorastającym chłopakiem, zaczytywałem się w niesamowitych
opowieściach o odważnych rycerzach, dziewicach do uratowania oraz złych
czarnoksiężnikach. Od czasu do czasu ktoś przełamywał te głęboko zakorzenione
schematy i działo się bardziej zawile, niż byśmy to przewidywali.
Warto
wspomnieć, że w wielu wymyślonych światach istotną rolę odgrywały metale, które
wnet pokryły smoczą łuskę. W kulturze Zachodu smoki były jednoznacznie złymi
istotami, na które wyprawiały się zastępy rycerzy oraz świętych. Łamiąc ten
stereotyp, wykreowano dobre smoki, metaliczny kolor zaś miał nadać im
szlachetności. Schodząc niżej, pod powierzchnię ziemi, gdzie smoki już się nie
mieściły, można było spotkać krasnoludy fedrujące zbocza gór w poszukiwaniu metali
oraz kruszcu. Zdawać by się mogło, że było to jedyne ich przeznaczenie.
Dziś
już dokładnie nie wiadomo, co kryją stare kopalnie rud żelaza rozsiane po
Śląsku Cieszyńskim. Ich czeluście zostały przysłonięte całunem niepamięci. Mamy
jednak złoto, które pokrywa czekoladowy
wafelek Prince Polo. Dotychczas
podróżujący samolotem Lotu mogli
delektować się jego smakiem. Niestety, łakoć spadł z łoskotem z powietrznych
przestworzy, zestrzelony przez Grześka.
Nie wiem, w jakim stopniu jedzący Prince Polo byli świadomi pochodzenia
smakołyku. Faktem jest, że wafle Grześki
wyparły naszą lokalną dumę ze względu
na wcześniejszą współpracę z Lotem.
Mówi się też, że Grzesiek to czysto
polski produkt. Nie powinno nas to dziwić, w dwudziestoleciu międzywojennym
Śląsk Cieszyński przerabiał już podobne historie. Złoty wafel nie jest jednak bez winy. Smakosze
mi donoszą, że rozmiar Prince Polo
został zmniejszony przez producenta. Otrzyjcie łzy, Drodzy Czytelnicy, od
niedawna w sieci Biedronka można kupić całe pudełka, co w praktyce może być
bardziej opłacalne dla naszej chluby.
Pozostajemy
w tematyce metali. Majówka z pogodą nie dopisała, co z resztą przewidziałem.
Brak słońca utwierdził mnie w przekonaniu, że trzeba w doborowym towarzystwie
odwiedzić któryś z cieszyńskich lokali. Szybko rozeszły się wieści, że długo
oczekiwane otwarcie Tramwaj Cafe
nastąpiło dość spontanicznie. Jak wrażenia? Nie mam pojęcia, jak wyglądały
dawne tramwaje, ale sądząc po filmach obrazujących pociągi z I połowy XX wieku,
udało się wnętrze otworzyć. Kiedy wszyscy zachwycali się drewnianymi
ławeczkami, moją uwagę pochłaniała miedź, która dopełniała całą kompozycję. Blaty,
klosze lamp, rury – coś wspaniałego. Już od pierwszego przystanku na miedzianym
stoliku znalazły się kufle wypełnione Brackim (smak kawy obiecuję nadrobić przy
następnej okazji), a podróż w przeszłość trwała w najlepsze. Mijaliśmy znane
nam wszystkim widoki, choć w historycznej odsłonie – Prutekgasse, Demelplatz, Erzherzog
Karl Franz Josefstraße. Wysiedliśmy w doskonałym humorze. Doprawdy, czasy dla
kawiarni w Cieszynie stały się łaskawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz