poniedziałek, 4 marca 2019

Jeszcze wiosna nie nadeszła



Pragniemy już ciepła, które skąpie sponiewieraną ziemię. Poszukujemy pierwszych oznak wiosny. Gdzieś widziano szybującego bociana, ktoś inny dostrzegł pierwsze krokusy, a w domowym wazonie zagościły pierwsze bazie. Niestety, płonne nasze nadzieje. Można rzec, że stoimy w rozkroku pomiędzy dwoma porami roku. Wiosenne buty, zimowe płaszcze – eklektyzm w pełnej krasie. Rano chłód i kaszel, popołudniem rozwiane poły kurtki oraz czapki naprędce wrzucone do siatek z zakupami. Chętnie zamknęlibyśmy już zimową garderobę na cztery spusty, ale pogoda płata nam niezliczone figle. A może kapryśna pogoda wcale nie jest nieprzewidywalna, ale prognozy nietrafione? Pewnie byłoby inaczej, gdyby na terenie szpitala w Cieszynie nadal znajdowała się stacja meteorologiczna, która została zlikwidowana po drugiej wojnie światowej.


Ociągałem się z napisaniem tekstu o szpitalu. Pokarało mnie i izbę przyjęć w ciągu miesiąca odwiedziłem dwukrotnie. Może gdybym nie zwlekał, drugiej wizyty by nie było. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. W szpitalnym korytarzu miałem okazję zapoznać się z prezentacją na temat historii tego miejsca, która raz po raz wyskakiwała na płaskim ekranie. Czarnobiałe zdjęcia oraz surowe sale operacyjne rodem z serialu The Knick Stevena Soderberga stały się przyczyną pogrzebania w przeszłości miejscowej lecznicy.

Wydawało się, że będzie mrocznie, brudno i cuchnąco. Okazało się coś zgoła odmiennego. Pierwszym dyrektorem cieszyńskiego szpitala został dr Herman Hinterstoisser, wybitnej klasy specjalista z okolic Salzburga, którego wychowankowie odziedziczyli po nim schedę i kontynuowali jego dzieło. Swoją osobą odcisnął piętno nie tylko na ludziach, ale i budynkach. Nad wejściem do dawnej willi dyrektorskiej widniała inskrypcja łacińska: Hic habitat felicitias nihil intret mali (Tu mieszka szczęście, zło nie ma wstępu), która pochodzi ze słynnej mozaiki z Salzburga.

Swoją drogą, przykro się robi, gdy współcześnie budynki szpitala skryte są w cieniu, przytłumione bólem i cierpieniem. Te wspaniałe perełki architektury są pozasłaniane przed światem, jak gdyby słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Fontanna już nie cieszy spacerujących dzieci. Mam nadzieję, że ktoś w przyszłości wypromuje to miejsce, jak w przeszłości ze szlakiem magnolii uczynił niedawno zmarły Mariusz Makowski.

Zanim jednak Cieszyn zakwitnie na różowo, a słońce soczyste niczym pomarańcza zagości u nas na dobre, warto odnotować, że cieszyński szpital był zaprojektowany perfekcyjnie. Na pełnię składały się nie tylko budynki, ale także park, przyszpitalny warzywniak oraz elementy małej architektury. Wspomniałem już na początku o stacji meteorologicznej, ale odkryłem również (pewnie niepierwszy), że na skraju szpitala, w okolicach Cieślarówki dawniej stała okazała altana, w której zapewne odpoczywali pacjenci. Dziś na nowo toczą się dyskusje na temat Cieślarówki, bo teren ten długo leżał odłogiem, co z resztą co roku było widać po nieskoszonej trawie. Panie i Panowie, Radne i Radni, Pani Burmistrz, urzędnicy, spoglądając z zadumą w tamtą stronę, patrzcie w przeszłość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz