Pragniemy
już ciepła, które skąpie sponiewieraną ziemię. Poszukujemy pierwszych oznak
wiosny. Gdzieś widziano szybującego bociana, ktoś inny dostrzegł pierwsze
krokusy, a w domowym wazonie zagościły pierwsze bazie. Niestety, płonne nasze
nadzieje. Można rzec, że stoimy w rozkroku pomiędzy dwoma porami roku. Wiosenne
buty, zimowe płaszcze – eklektyzm w pełnej krasie. Rano chłód i kaszel,
popołudniem rozwiane poły kurtki oraz czapki naprędce wrzucone do siatek z
zakupami. Chętnie zamknęlibyśmy już zimową garderobę na cztery spusty, ale
pogoda płata nam niezliczone figle. A może kapryśna pogoda wcale nie jest nieprzewidywalna,
ale prognozy nietrafione? Pewnie byłoby inaczej, gdyby na terenie szpitala w
Cieszynie nadal znajdowała się stacja meteorologiczna, która została
zlikwidowana po drugiej wojnie światowej.
Ociągałem
się z napisaniem tekstu o szpitalu. Pokarało mnie i izbę przyjęć w ciągu
miesiąca odwiedziłem dwukrotnie. Może gdybym nie zwlekał, drugiej wizyty by nie
było. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. W szpitalnym
korytarzu miałem okazję zapoznać się z prezentacją na temat historii tego
miejsca, która raz po raz wyskakiwała na płaskim ekranie. Czarnobiałe zdjęcia
oraz surowe sale operacyjne rodem z serialu The
Knick Stevena Soderberga stały się przyczyną pogrzebania w przeszłości miejscowej
lecznicy.
Wydawało
się, że będzie mrocznie, brudno i cuchnąco. Okazało się coś zgoła odmiennego.
Pierwszym dyrektorem cieszyńskiego szpitala został dr Herman Hinterstoisser,
wybitnej klasy specjalista z okolic Salzburga, którego wychowankowie odziedziczyli
po nim schedę i kontynuowali jego dzieło. Swoją osobą odcisnął piętno nie tylko
na ludziach, ale i budynkach. Nad wejściem do dawnej willi dyrektorskiej
widniała inskrypcja łacińska: Hic habitat
felicitias nihil intret mali (Tu
mieszka szczęście, zło nie ma wstępu), która pochodzi ze słynnej mozaiki z
Salzburga.
Swoją
drogą, przykro się robi, gdy współcześnie budynki szpitala skryte są w cieniu,
przytłumione bólem i cierpieniem. Te wspaniałe perełki architektury są
pozasłaniane przed światem, jak gdyby słońce się zaćmiło i zasłona przybytku
rozdarła się przez środek. Fontanna już nie cieszy spacerujących dzieci. Mam
nadzieję, że ktoś w przyszłości wypromuje to miejsce, jak w przeszłości ze
szlakiem magnolii uczynił niedawno zmarły Mariusz Makowski.
Zanim
jednak Cieszyn zakwitnie na różowo, a słońce soczyste niczym pomarańcza zagości
u nas na dobre, warto odnotować, że cieszyński szpital był zaprojektowany
perfekcyjnie. Na pełnię składały się nie tylko budynki, ale także park,
przyszpitalny warzywniak oraz elementy małej architektury. Wspomniałem już na
początku o stacji meteorologicznej, ale odkryłem również (pewnie niepierwszy),
że na skraju szpitala, w okolicach Cieślarówki dawniej stała okazała altana, w
której zapewne odpoczywali pacjenci. Dziś na nowo toczą się dyskusje na temat
Cieślarówki, bo teren ten długo leżał odłogiem, co z resztą co roku było widać
po nieskoszonej trawie. Panie i Panowie, Radne i Radni, Pani Burmistrz,
urzędnicy, spoglądając z zadumą w tamtą stronę, patrzcie w przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz