Zima
w natarciu. Uderzyła znienacka, choć powinna przyjść już dawno temu. Wydaje
się, że nie miała śmiałości. Odzyskała dawno utraconą werwę, bo przecież tytuł
Królowej śniegu jeszcze coś znaczy. Zamachnęła
się oszronionym berłem, zsyłając zamiecie, mróz i choroby. Wśród ludzi znajdzie
się sporo takich, którzy z radością przyjmują jej dary. Szusują na nartach,
bawią się w zimowych kurortach. Korzystają z uciech, jakie oferuje im życie. Ciągnięci
przez konne zaprzęgi uczestniczą w wesołych kuligach przy akompaniamencie
góralskich kapel. A kiedy wychylają kubek grzanego wina, ktoś ukradkiem czmycha
z upieczoną kiełbasą. To jaroszki, o których Gustaw Morcinek pisał w ten
sposób: … jaroszki, takie małe diabełki z
rogami, kudłate, czarne, z prosięcymi ogonkami i kozimi kopytkami. Siedzą te psiewełny
na górze Ochodzitej w Beskidach nad Koniakowem i strzegą ondraszkowych talarów.
Dałbym,
jeśli nie talara to choć parę krajcarów, by móc zawsze oglądać Cieszyn w dobrym
świetle. Takim, gdzie pozytywy swą masą przygniatają to, co niedobre, a i takie rzeczy się tutaj zdarzają. Czasem wolę pofantazjować i myślami ulecieć wraz z Trzema Braćmi, którzy otrzepawszy się ze
śniegu, unieśli się ku Górnemu Rynkowi. Odkąd pamiętam, na tym placu stoi sklep
Wszystko dla wsi. Nazwa fenomenalna.
Wyobrażam sobie, jak niegdyś ludzie z okolicznych wiosek wylewali się z autobusu,
by zakupić łopatę albo parę metrów łańcucha (te łańcuchy zawsze mnie tam
ciekawiły). Nie było wtedy żadnej Castoramy.
Dziś sklep trwa i wkroczył w XXI wiek. Odkryłem, że ostatnio właściciele
interesu założyli profil Wszystko dla Wsi na Facebooku. Z sentymentu polubiłem.
Lubię
też historie o Cieszynie, takie, do których czasem ciężko się dokopać. Znają je
tylko pracownicy naukowi albo prawdziwi zapaleńcy. Otóż na Górnym Rynku znajdował
się sklep z artykułami papierniczymi Edwarda Feitzingera, który został założony
w 1881 roku. Należy nadmienić, że do dziś znajduje się w tym miejscu sklep
papierniczy, który w ten sposób wpisuje się w cieszyńską tradycję lokalnych
biznesów. Wracając do Feitzingera, miał facet łeb nie od parady. W czasie ostatniej
wizyty Najjaśniejszego Pana w 1906 roku księgarnia Edwarda Feitzingera
oferowała cesarskie portrety, girlandy, herby, ognie bengalskie, a także
okolicznościowe pocztówki z Cieszyna. Jednak najwięcej pieniędzy generowała
drukarnia przy ulicy Strzelniczej, gdzie zbijało się majątek na łamaniu praw
autorskich i druku taniej książki.
Książki
są idealnym rozwiązaniem na długie, zimowe wieczory. Pod ciepłym kocem możemy zanurzyć
się w gąszczu liter. Rozmyślam ciągle o Królowej
śniegu, historii znanej chyba każdemu. Jednym z głównych bohaterów jest
chłopiec o imieniu Kaj, któremu do oka dostał się tajemniczy odłamek z
diabelskiego zwierciadła. Wypadek ten spowodował, że dziecko postrzegało świat
jako zły i brzydki. Utwierdzam się w przekonaniu, że to prastara choroba,
która niestety, nie jest żadną metaforą. Zaraża bardziej niż dżuma. To dlatego
nie umiemy się niczym cieszyć. Dostrzegamy same wady. Dajemy się uwieść zwodniczym
ideologiom. Przywiązujemy wagę do tego, co nieistotne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz