Dawniej
mężczyzna w czasie świąt miał dwa zadania - zabić karpia i przynieść choinkę do
domu. Dziś nam młotka podnosić nie
kazano. Nawet nie umiałbym wymyślić uzasadnienia dla uśmiercenia ryby. Łatwiej
zmierzyć się z tłumem w Lidlu niż babrać
się z karpiem. Mimo to przyznam szczerze, że nie lubię kupować świątecznej ryby
w markecie. Nie mam zaufania do jakości ryb w czasie świąt. W Cieszynie
najpopularniejszym miejscem, gdzie można kupić ryby godne zaufania, jest punkt
na ulicy Śrutarskiej. Moje wspomnienia związane z karpiami umykają w
emaliowanej wannie, z której dziadek wyławiał je na nieuchronną śmierć.
Śmiercią
naturalną umiera także widok faceta, który w czasie zamieci wciąga do domu
pierwszej jakości świerk. Gdy zasłona śnieżna nieco opadnie, okazuje się, że
choinka jest krzywa albo uschnięta. We własnym domu można wsadzić suchy patyk
do doniczki i utrzymywać, że jest okazałą jodłą. Nic nam do tego. Inna sprawa
ma się z drzewkiem publicznym. Boże, jak to brzmi! Po wyborach obywatele chyba
poczuli jak dmie wiatr w plecy, gdyż w Cieszynie rozgorzała dyskusja na temat
choinki postawionej na rynku. Nagle okazuje się, że jest szkaradna. Ba!
Oburzenie jest tak wielkie, iż nie sposób pozbyć się wrażenia, że oto miasto
dokonało gwałtu na poczuciu estetyki jego mieszkańców. Ja tylko grzecznie przypominam,
że poprzednie „naturalne” drzewko było tak paskudne, że z powodzeniem mogło
odstraszać okoliczne gołębie, nie wspominając nawet o przechodniach.
Swego
żywota dokonują również różnego rodzaju zwyczaje i tradycje. Ze świątecznych
kartek znikają napisy: „Wesołych Świąt”, „Boże Narodzenie” a w następstwie
znaczące dla tej opowieści postacie. Jeszcze wcześniej gdzieś podziały się
połazy, czyli zwyczaj odwiedzania bliskich we wspomnienie świętego Szczepana na
Śląsku Cieszyńskim. Nikt nie przychodził
z pustymi rękoma. Odwiedzający mieli ze sobą gałązki choinki przyozdobione
kwiatami z bibuły a wraz z nimi cieszyńskie ciasteczka bądź inne łakocie.
Osłódźmy
sobie na sam koniec te rozważania o tym, co umiera, a co nie. Dosyć mocno
trzyma się u nas zwyczaj pieczenia
cieszyńskich ciasteczek, o czym świadczy, chociażby konkurs organizowany co
roku przez Zamek Cieszyn. Kiedyś do udziału w tym współzawodnictwie muszę
przekonać moją mamę, która każdego roku wypieka hurtowe ilości tych smakołyków.
Oczywiście twierdzę, że są najlepsze, a gdyby kto twierdził inaczej, tego będę
musiał wyzwać na ubitej ziemi. Teraz całkiem poważnie muszę przyznać, że
przeczytałem opinię jakoby te nasze, świąteczne wyroby cukiernicze nie robiły wrażenia
na nikim z Zachodu. Ciężko mi polemizować z takim twierdzeniem. Ważne byśmy
chcieli wzbudzać podziw wśród swoich krajan i w ten sposób pięknie się od nich
różnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz