poniedziałek, 19 listopada 2018

Kosmici


W cieszyńskim śródmieściu ukryło się wiele urokliwych miejsc. Przycupnęło obok okazalszych sióstr – potężnych gmaszysk kościoła farnego, ratusza oraz szkoły. Pochowały się niczym chochliki w zakamarkach zakurzonego mieszkania. Jednego można zlokalizować po zapachu, który wabi nie tylko koty. Ludzie chyba lubią relikty przeszłości, bo czymże jest bar mleczny? Nie jest fabryką smaku ani kuźnią podniebienia. Nowomodne zwyczaje, blichtr i smaki z najdalszych zakątków świata nie wyprą prostoty i swojskości. Będą egzystować obok siebie. Kefir, jajko sadzone, kasza gryczana – zapomniane smaki dzieciństwa znikają wśród szelestu najświeższej gazety.


Porzućmy jednak tak przyziemne rozważania. Wyjdźmy już z Zapiecka, albowiem centrum ma do zaoferowania znacznie więcej. Patrząc tu i tam można zauważyć, że pewne miejsca już nie istnieją. Na ulicy Śrutarskiej w miejscu kamienicy wyrósł ceglany ogród. Nadchodzi zima, a gruz przebija ziemię, jak gdyby szykował się do wiosny. Nic jednak nie wskazuje na to, by ziemia w tym miejscu obrodziła. Zakrywają ją nowoczesne samochody. Miejsce to jest niemiłosiernie szpetne, zwłaszcza że naprzeciw stoi wspaniała kamienica Pod Kasztanem, w której dawniej mieszkali sami baronowie, czyli nie byle kto. Mieszkał tam też Karol Niedoba – znany cieszyński akwarelista. Jak mniemam, ceglany ogród nie byłby tematem jego prac.

Nieznany mi artysta nie tak dawno temu w niższej partii miasta, bo pod Mostem Wolności, namalował Alfa. Nie pamiętacie Alfa? Znaczy, że nie pamiętacie wielu rzeczy. Alf był kosmatym przybyszem z planety Melmac, który zamieszkał w domu pewnej amerykańskiej rodziny. Co ciekawe uwielbiał zjadać koty. Cieszyńskie sierściuchy mogą spać spokojnie. Kosmita muru nie opuści. Przyznam, że nie wiem jak interpretować ów wizerunek na ścianie. Cokolwiek by nie symbolizował, na pewno budzi uśmiech wśród rowerzystów i spacerowiczów znad Olzy.

Jeśli chodzi o kosmitów, to ja w ich istnienie nie wierzę. Nie wiem jak Wy, Drodzy Czytelnicy? Dla mnie ta kwestia chyba do końca pozostanie sensacją z lekkim dreszczykiem emocji. Kto po seansie Nie do wiary nie chował głowy pod kołdrę, ten nie wie, co to strach. Całkiem nie na żarty strach obleciał pewną kobietę z Kończyc Wielkich, która końcem grudnia 1909 roku widziała rankiem pas światła, który rozdzierał niebiosa. Był to widok tak niesamowity, że aż nogi jej zdrętwiały. Nie była w tych widzeniach odosobniona. Jednemu chłopu wydawało się, że świetlisty słup pali jego domostwo. Wnikliwe śledztwo w tej sprawie przeprowadzili dziennikarze Gwiazdki Cieszyńskiej, lecz pomimo paru ciekawych hipotez nic nie udało im się ustalić. Przypadek? Nie sądzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz