W
cieszyńskim śródmieściu ukryło się wiele urokliwych miejsc. Przycupnęło obok
okazalszych sióstr – potężnych gmaszysk kościoła farnego, ratusza oraz szkoły.
Pochowały się niczym chochliki w zakamarkach zakurzonego mieszkania. Jednego
można zlokalizować po zapachu, który wabi nie tylko koty. Ludzie chyba lubią
relikty przeszłości, bo czymże jest bar mleczny? Nie jest fabryką smaku ani
kuźnią podniebienia. Nowomodne zwyczaje, blichtr i smaki z najdalszych zakątków
świata nie wyprą prostoty i swojskości. Będą egzystować obok siebie. Kefir, jajko
sadzone, kasza gryczana – zapomniane smaki dzieciństwa znikają wśród szelestu najświeższej
gazety.
Porzućmy
jednak tak przyziemne rozważania. Wyjdźmy już z Zapiecka, albowiem centrum ma do zaoferowania znacznie więcej.
Patrząc tu i tam można zauważyć, że pewne miejsca już nie istnieją. Na ulicy Śrutarskiej
w miejscu kamienicy wyrósł ceglany ogród. Nadchodzi zima, a gruz przebija
ziemię, jak gdyby szykował się do wiosny. Nic jednak nie wskazuje na to, by
ziemia w tym miejscu obrodziła. Zakrywają ją nowoczesne samochody. Miejsce to jest
niemiłosiernie szpetne, zwłaszcza że naprzeciw stoi wspaniała kamienica Pod
Kasztanem, w której dawniej mieszkali sami baronowie, czyli nie byle kto. Mieszkał
tam też Karol Niedoba – znany cieszyński akwarelista. Jak mniemam, ceglany
ogród nie byłby tematem jego prac.
Nieznany
mi artysta nie tak dawno temu w niższej partii miasta, bo pod Mostem Wolności,
namalował Alfa. Nie pamiętacie Alfa? Znaczy, że nie pamiętacie wielu rzeczy.
Alf był kosmatym przybyszem z planety Melmac, który zamieszkał w domu pewnej
amerykańskiej rodziny. Co ciekawe uwielbiał zjadać koty. Cieszyńskie sierściuchy mogą spać spokojnie. Kosmita muru nie opuści. Przyznam, że nie wiem jak
interpretować ów wizerunek na ścianie. Cokolwiek by nie symbolizował, na pewno
budzi uśmiech wśród rowerzystów i spacerowiczów znad Olzy.
Jeśli
chodzi o kosmitów, to ja w ich istnienie nie wierzę. Nie wiem jak Wy, Drodzy
Czytelnicy? Dla mnie ta kwestia chyba do końca pozostanie sensacją z lekkim
dreszczykiem emocji. Kto po seansie Nie
do wiary nie chował głowy pod kołdrę, ten nie wie, co to strach. Całkiem
nie na żarty strach obleciał pewną kobietę z Kończyc Wielkich, która końcem
grudnia 1909 roku widziała rankiem pas światła, który rozdzierał niebiosa. Był
to widok tak niesamowity, że aż nogi jej zdrętwiały. Nie była w tych widzeniach
odosobniona. Jednemu chłopu wydawało się, że świetlisty słup pali jego
domostwo. Wnikliwe śledztwo w tej sprawie przeprowadzili dziennikarze Gwiazdki
Cieszyńskiej, lecz pomimo paru ciekawych hipotez nic nie udało im się ustalić.
Przypadek? Nie sądzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz