wtorek, 7 sierpnia 2018

Nasze kałduny - wasze trzosy


Jest gorąco. Stwierdzenie to nie byłoby odkrywcze, gdyby nie to, że poprzednie lata wcale upalne nie były. Słoneczny blask pada na pola uprawne. Złociste kłosy pszeniczne znikają w zastraszającym tempie. Wiecznie nienasycone, mechaniczne bestie przemierzają pola w poszukiwaniu ziarna. Cieszą się rolnicy. Kopiaste przyczepy pełne zboża suną powoli polną drogą. Traktorzysta przeciera spocone czoło. Ogorzałe oblicze rolnika uśmiecha się. No i co, że doskwiera zmęczenie. No i co, że sąsiad puka się w czoło, bo ten trud się nie opłaca. Nikt gospodarzowi szczęścia nie odbierze, gdy żniwa są udane. Jeszcze tylko zebrać słomę z pola i gotowe. Na moment. Do kolejnego świtu. Wtedy to zapuściwszy się na zagony, można wykopywać ziemniaki.


Nieważne, czy zasuwasz na budowie, czy zbierasz pomidory. Istotne, że  ciągle (przynajmniej dla większości) jest aktualny refren piosenki  Niebiesko-Czarnych: Ale za to niedziela, Ale za to niedziela, Niedziela będzie dla nas. Nawet gdyby Bóg jej nie wymyślił, trzeba by było zrobić to za Niego.  Człowiek jest jak kalkulator na baterie słoneczne. Kiedy pada, musi się podładować. Bez tego ani rusz. Wtedy poszukuje chwil relaksu.

Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć coś, co sprawi nam przyjemność. Wystarczy wyruszyć do jednej z malowniczych miejscowości Śląska Cieszyńskiego.  Naiwnie myśląc, że Tydzień Kultury Beskidzkiej ściągnie wszystkich turystów do Wisły, ruszyłem do Ustronia w poszukiwaniu wytchnienia. Nie żebym narzekał na  ilość przyjezdnych, ale siedzenie na ławeczce przy deptaku wiodącym na Zawodzie to czystej wody masochizm albo nowa metoda terapii, wszakże Ustroń jest uzdrowiskiem. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zaraz wokoło potencjalnych klientów wyrosły wszelkiej maści budki. Dzieci mamione są pamiątkami. Ciupagi i tradycyjne papucie wypierane są przez pokemony i minecrafta. Nie brakuje też orzeźwiających deserów. Hitem tego sezonu są bąbelkowe gofry z lodami. Znajdzie się też coś na ząb dla tradycjonalistów.

Nasze kałduny – wasze trzosy. Pod takim hasłem powinny się odbywać wszystkie wymiany handlowe tego dnia. Po zakończonym obżarstwie koniecznie trzeba udać się nad rzekę. Bynajmniej nie po to by dokonać ablucji, lecz by zmiękczyć  zrogowaciałą skórę stóp.  Zaręczam, że woda jest tak samo ciepła jak w Chorwacji. W dodatku nie wbijemy sobie w nogę żadnego jeżowca. Można też przypomnieć sobie pacholęce lata i zacząć puszczać kaczki. Ci mniej wprawni rzucają kamieniami, jakby miały trafić samą cudzołożnicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz