wtorek, 17 lipca 2018

Zapach pieczywa


Chleb
który żywi i zachwyca
który się w krew narodu zmienia
poezja Mickiewicza
sto lat nas karmi
ten sam chleb
siłą uczucia
rozmnożony – Tadeusz Różewicz, Chleb

Pod rozłożystym kasztanowcem kamienne oczy spoglądają w stalowe niebo, które roni rzęsiste łzy. Sklepienie niebieskie uchwyciło spojrzenie pełne boleści. Wisi skazaniec przy drodze na Frysztat. Próbuje nabrać powietrza. Jeden życiodajny haust rozrywa płuca Jego Królewskiej Mości. W powietrzu czuć  zapach chleba, który wydobywa się z piekarni przy dawnym młynie Eisnera.  Czy to godne miejsce króla? Tu między tymi ludźmi? A czy w lepszym miejscu się rodził? Czy rozbłyskające światło latarni jest w czym gorsze od   lśnienia gwiazdy?


Do dziś stoi młyn po starym Hermanie. Sypiące się ściany pamiętają, jak spracowane ręce Żyda ugniatały ciasto przy płomieniu świecy.  Czasy się zmieniają, lecz chleb nadal jest pożądany. Ciągną do młyna tłumy od przystanku, na którym wysiedli pasażerowie żółtego autobusu. Idą zmęczeni z pracy.  Przecierają ten szlak każdego dnia. Nie spoglądają w górę. Nie widzą złączonych stóp zbroczonych krwią. Łakną tylko pokarmu.

Stoi  też facet w czapce z daszkiem. Twarz nie zdradza niczego wyjątkowego. Zasłania ją trzydniowa szczecina. Nie zbliża się do niego nikt. Nie budzi zaufania, zwłaszcza że na smyczy trzyma wyrośniętego ogara. W kąciku ust tli się szluga. Dym okadza męczennika. W wytartych spodniach brzęczy telefon. To jego  stara wrzeszczy do słuchawki: Gdzie chleb? Ja się pytam. Gdzie chleb?

Późnym popołudniem z pobliskich domostw ciągną koledzy na piwo w cieniu starego młyna. Idą niczym wilki w księżycową noc. Spragnieni nie krwi, lecz piwa. Szukają rozrywki. Chcą zapomnieć o przeszłości. Pamięć jednak wraca, gdy wzrok zatrzyma się na tablicy z napisem: Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska Zebrzydowice - Hażlach - Młyn Gospodarczy. Jedzą grochówkę, zagryzają kiełbasą, oglądają mecze. Rozsypane frytki stają się obiektem westchnień okolicznych gołębi. Nie przybyli tu, by rozmyślać o zbawieniu.

Przy  drodze gęsto zastawionej samochodami mdleje starsza pani.  Siatka z zakupami wypada jej z kościstej dłoni. Bułki zakupione w pobliskiej piekarni toczą się po chodniku niczym paciorki różańca. Dopiero ktoś przymuszony udziela jej pierwszej pomocy, tak samo niezadowolony jak niegdyś Szymon, który wracał z pola. Nie brakowało gapiów, którzy załapali się na chwilę rozrywki. Byli też tacy, co odwracali głowy. Przyszli tu tylko po to, by kupić pieczywo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz