Chleb
który żywi i zachwyca
który się w krew narodu zmienia
poezja Mickiewicza
sto lat nas karmi
ten sam chleb
siłą uczucia
rozmnożony – Tadeusz Różewicz, Chleb
Pod
rozłożystym kasztanowcem kamienne oczy spoglądają w stalowe niebo, które roni rzęsiste
łzy. Sklepienie niebieskie uchwyciło spojrzenie pełne boleści. Wisi skazaniec
przy drodze na Frysztat. Próbuje nabrać powietrza. Jeden życiodajny haust
rozrywa płuca Jego Królewskiej Mości. W powietrzu czuć zapach chleba, który wydobywa się z piekarni
przy dawnym młynie Eisnera. Czy to godne
miejsce króla? Tu między tymi ludźmi? A czy w lepszym miejscu się rodził? Czy
rozbłyskające światło latarni jest w czym gorsze od lśnienia
gwiazdy?
Do
dziś stoi młyn po starym Hermanie. Sypiące się ściany pamiętają, jak spracowane
ręce Żyda ugniatały ciasto przy płomieniu świecy. Czasy się zmieniają, lecz chleb nadal jest pożądany.
Ciągną do młyna tłumy od przystanku, na którym wysiedli pasażerowie żółtego
autobusu. Idą zmęczeni z pracy.
Przecierają ten szlak każdego dnia. Nie spoglądają w górę. Nie widzą
złączonych stóp zbroczonych krwią. Łakną tylko pokarmu.
Stoi
też facet w czapce z daszkiem. Twarz nie
zdradza niczego wyjątkowego. Zasłania ją trzydniowa szczecina. Nie zbliża się
do niego nikt. Nie budzi zaufania, zwłaszcza że na smyczy trzyma wyrośniętego
ogara. W kąciku ust tli się szluga. Dym okadza męczennika. W wytartych
spodniach brzęczy telefon. To jego stara
wrzeszczy do słuchawki: Gdzie chleb? Ja
się pytam. Gdzie chleb?
Późnym
popołudniem z pobliskich domostw ciągną koledzy na piwo w cieniu starego młyna.
Idą niczym wilki w księżycową noc. Spragnieni nie krwi, lecz piwa. Szukają
rozrywki. Chcą zapomnieć o przeszłości. Pamięć jednak wraca, gdy wzrok zatrzyma
się na tablicy z napisem: Gminna
Spółdzielnia Samopomoc Chłopska Zebrzydowice - Hażlach - Młyn Gospodarczy.
Jedzą grochówkę, zagryzają kiełbasą, oglądają mecze. Rozsypane frytki stają się
obiektem westchnień okolicznych gołębi. Nie przybyli tu, by rozmyślać o
zbawieniu.
Przy drodze gęsto zastawionej samochodami mdleje
starsza pani. Siatka z zakupami wypada
jej z kościstej dłoni. Bułki zakupione w pobliskiej piekarni toczą się po
chodniku niczym paciorki różańca. Dopiero ktoś przymuszony udziela jej
pierwszej pomocy, tak samo niezadowolony jak niegdyś Szymon, który wracał z
pola. Nie brakowało gapiów, którzy załapali się na chwilę rozrywki. Byli też
tacy, co odwracali głowy. Przyszli tu tylko po to, by kupić pieczywo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz