Pieszczota torturą się stała, gdy pająk z cynobru na
plecy się wdrapał. Zaczął nić swą przędz. Ze skóry białą włosiennicę wyplatał. Stary
prorok rację miał: Tkaniny ich nie zdadzą
się na szatę, a ich robotą nie można się przyodziać. Biały całun się rozrywa.
Pozostają strzępy, niechciana pamiątka po przelotnym flircie z blaskiem.
Impresja szybko kończy się tangiem pazurów. Katusze przeminą jak letnia burza.
Gdybym był kronikarzem pracującym w niewielkim
skryptorium, napisałbym, że w roku pańskim anno domini 2018 lato rozpoczęło się
niezwykle obiecująco, zaś poprzedzająca go wiosna, rozbudziła w cieszyniakach
wielkie nadzieje. Niestety nie wdycham stęchłego zapachu niedostępnych murów
rotundy, ani żadnej innej nader aktywnej substancji, toteż bohaterem owej
historii nie będzie Makbet, który nie tak dawno temu snuł się w cieniu Wieży
Piastowskiej. Jego los przepowiedziały trzy czarownice, które miały rzec: szpetność upięknia, piękność szpeci.
Wcale nieszpetne dziewczęta rozprawiały o swej
przyszłości tuż nieopodal informacji turystycznej, gdzie ustawiony jest
cudaczny fotel z różowego plastiku. Trzpiotki ledwo porzuciły modnie uczesane
lalki (koniecznie te wykrzywiające własny obraz), a już wydało im się, że
wiedzą, czego chcą. Pierwsza z nich chciała zostać lekarką, taką szlachetną
niczym Dr Quinn, zaś drugiej marzyła się kariera sekretarki. Tylko trzecia - ta
niezdecydowana dzieliła się swymi wątpliwościami z pozostałymi koleżankami. Nie
mogła się zdecydować, czy lepiej w wysokich szpilkach chodzić po wybiegu, czy
może pstrykać fotki?
Ponury rechot niesie się w dali, kiedy klisza z uwiecznioną
chwilą pęka, zasypując przejście na jasno wytyczonej ścieżce losu. Tor
przeszkód bywa wymyślny, choć wszystkim bardzo dobrze znany. Pierwsze w szeregu stoi lenistwo, lecz nie to,
które pcha cywilizację ku wyżynom, by oszczędzić ludziom zbędnego wysiłku. To
bezproduktywność i ciągła zabawa, tak cenione przez Francuza Lafargue,
prywatnie zięcia Marksa, bywa powodem niepowodzeń. Zza bezczynnością nieśmiałym
krokiem podąża strach, który niemal zawsze ma duże oczy. Przeceniamy
przeciwności. Chcielibyśmy przejść przez życie suchą nogą. W partyjce pokera
wołamy: Pas! Krzywdzi nas też system,
ten którego w myślach po tysiąckroć obalamy lub ten, którego sługą się
staliśmy. Kiedy podsuwa nam miskę pełną strawy , bronimy go jak lew. Jest też
drugi człowiek, co zgodnie z Księcia
wytycznymi gęstą grzywę na rudą kitę zmienił. Jego podłość wilczym dołem się
stała, choć oczekiwaliśmy orła z Gór Mglistych, co na skrzydłach wiatru
przemierzy z nami kolejny etap podróży. Najgorzej jednak jest wtedy, gdy
stajemy się podobni do bohaterów opowiadania Marka Hłaski – Dwaj mężczyźni na drodze. Brak refleksji
nad własnymi błędami doprowadza do sytuacji, kiedy dany etap ścieżki próbujemy bezskutecznie
pokonać w nieskończoność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz