Cieszyn
się zmienia. To jest fakt, z którym ciężko dyskutować. To czy zachodzące zmiany
są dobre, czy złe, nie mnie oceniać. Wyręczą mnie w tym zadaniu wszystkowiedzący
malkontenci, rozmaici defetyści i przemilczani przez historię działacze, niewywołani
do odznaczeń, zawistnicy, a także ci, którym nie w smak jest cokolwiek. Z całą
pewnością lista tych bojowników nie jest zamknięta, a mógłbym przysiąc, że
rozrasta się w sposób geometryczny. Dla nich widoczne jest tylko widmo klęski,
słupy dymu i pobielałe kamienie. Antystenes z Aten mawiał o takich osobach: własny charakter tak ich pożera jak rdza
żelazo. Jeśli żyją w tej emocji głupiej, nigdy nie dostąpią tego wina życia, o
które im chodzi.
Jak
moiczki na wiosennej łące wzrastają, tak i nowe elementy pojawiają się w
cieszyńskim krajobrazie. W miniony piątek hucznie otwarto dworzec. Jeszcze
żaden autobus stamtąd nie odjechał, a już tłumy ustawiały się kolejce, by
zobaczyć to widowisko – istne fête
galante. Lokalna wierchuszka w asyście pań w strojach ludowych oraz przy
akompaniamencie orkiestry przecięła wstęgę. Był to przede wszystkim świetny
sposób, by pokazać się w świetle fleszy i przypomnieć o swoim istnieniu przed
zbliżającymi się wyborami. Niezliczone
ustawki na peronach, nieszczere uśmiechy i uściski dłoni mają się wkomponować w
przedwyborczą strategię. Przy całej swojej złośliwości muszę przyznać, że
obiekt został solidnie wykonany i nie szpeci okolicy swym wyglądem. Tym to
sposobem została zmyta plama na honorze Cieszyna. Dobra robota!
Swoją
drogą, Cieszyn tonie w barwach. Co rusz przy którejś z dróg wartę pełnią giganci – okazałe kasztanowce, które o
tej porze roku mają w zwyczaju kwitnąć. Jednak nie tylko przyroda sprawia, że
miasto przykuwa wzrok i ujmuje za serce. Miejską przestrzeń ubarwiają również
murale, których przybywa z roku na rok, zwłaszcza pożądane są tam, gdzie budynki
wyglądają jak wyciągnięte żywcem z Pianisty.
W minioną sobotę do cieszyńskiej kolekcji dołączył mural w Parku Pokoju, który skąpał
w mroku lapidarium. Zaklęte w kamień sylwetki niczym bohaterzy z horroru o
gorgonie stały się obrazem oglądanym w ciemnej sali kina. Tak oto zostało
upamiętnione Kino na granicy.
Na
cieszyński rynek powróciły tak chętnie oblegane huśtawki z bielonego drewna.
Korzystają z nich nie tylko dzieci, lecz również dorośli. Chcemy znowu poczuć
się jak wtedy, kiedy w ustach tkwił lizak w kształcie serca, a mama zatroskanym
głosem wołała przez okno na obiad. Podobne odczucia ma elegancka, młoda dama,
której perfekcyjne ciało buja się to w tył, to w przód – na wahadle marzeń. Nie
sposób zgadnąć o czym myśli. Ze stopy delikatnie zsuwa się smukły obcas, obnaża
delikatną kostkę. Nie umyka to uwadze
mężczyzny. Myśli narowiste trzyma na uwięzi, broni je przed synem Marsa. Nad
płytą rynku unosi się duch mistrza Fragonarda.
Tknięcie czubkami palców potrafiło – gdy już
Nadało ruch – rozhuśtać cię równie wysoko,
Jak mocne pchnięcie w plecy.
I prędzej czy później Wszyscy uczyliśmy się
sztuki wzlatywania
W niebo, chyląc się naprzód i w tył w
otwartej stodole,
Odpychając się stopą, tnąc jak scyzoryk
powietrze – Seamus Heaney, Huśtawka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz