wtorek, 24 kwietnia 2018

Malując drogę od Zakopanego do Cieszyna


Wzgórza porośnięte młodą trawą zostały skąpane w blasku słońca. Nie można było wiele więcej dostrzec, gdyż jasność zasłaniała wszystko inne. Nieuchwytne mroczki błądziły przed oczyma młodego chłopca siedzącego na skale. Pacholę wytężyło słuch. Do jego uszu docierały delikatne powiewy wiatru, które rozczesywały połacie trawy. Wraz z nim niosło się po dolinie pobekiwanie owiec. Chłopiec uwiecznił ten obraz, co stało się przepustką do sławy. Dostrzegł w nim talent miejscowy malarz i zabrał go do siebie. Zanim chłopak stał się godny mistrza, musiał poznać wszystkie tajniki rzemiosła. Zaczynał od sporządzania farb, a kończył na zmierzeniu się z dziełami własnego mistrza – Ukrzyżowaniem lub którąś z Madonn.


W XXI wieku relacja na linii mistrz – uczeń niemalże nie istnieje, chyba że w Gwiezdnych Wojnach lub Wojowniczych Żółwiach Ninja. Zachłyśnięci buntem Światłonoścy odtrącamy pomocną dłoń nauczyciela. W swej pysze nie chcemy przyznać się do błędu. Fałszywa wizja naszej wielkości nam na to nie pozwala. Wolimy trwać w omamach – karmić demony zalęgłe w naszej duszy. Ostatkiem sił trzeba przywrócić obraz chłopca, który zręcznie kreśli stado owiec. Aby nie stać się baranem i ja to czynię. Czytam, analizuję i porównuję się do tych, co piszą oraz tych, co już pomnik swój wznieśli. Nie robię tego, by kopiować, lecz uczyć się. Tylko w ten sposób mogę poczynić postępy.

W felietonie pt. Swoją drogą solennie przyrzekłem, że będę również przeglądać sieć, wertować książki oraz gazety, by ta moja wędrówka była o wiele barwniejsza. W ostatnim czasie kupiłem Od cepra do wariata Felietony Zakopiańskie – Rafała Malczewskiego. Wybór ten był nieprzypadkowy. Nie jestem wielkim miłośnikiem Zakopanego, mimo że górujące nad nim Tatry zapierają dech w piersiach. Interesowało mnie, co przyczyniło się do sukcesu Zakopanego jako miejscowości turystycznej. Część z Was, Drodzy Czytelnicy, zapewne pamięta, że powziąłem również misję promowania Cieszyna. Być może porwałem się z motyką na słońce. Być może zmarnuję na to życie. Pal go sześć. Czymże jest ono wobec wieczności?

Szybkimi krokami zbliżają się wybory samorządowe. Zdradzę parę własnych przemyśleń Panu Macurze oraz tym, co ze zwieszonymi jęzorami zechcą go zdetronizować. W dodatku zrobię to bezpłatnie. Ja nigdzie nie startuję, to może, kto inny skorzysta z moich pomysłów. Kiedy już hucznie otworzy się ten nowy dworzec, to prócz mniej lub bardziej przyziemnych spraw należy zadbać o promocję Cieszyna, ale o taką przez wielkie P.

O sukcesie Zakopanego na przełomie XIX i XX wieku zadecydowały nie tylko góry, które i my mamy w okolicy, lecz to, że do Zakopanego zjeżdżali literaci, malarze, czyli ówcześni celebryci (wybaczcie o wielcy za to określenie). Tworzyli o Zakopanym i w Zakopanem. Przednie się tam bawili. Chętnie siadali przy jednym stole z miejscowymi. Każdy miał w tym mieście swoje ulubione miejsce. Wielkie sławy rozpoczęły modę na Zakopane. Wieści o tym rozniosły się po całej Polsce i miasto do dziś odcina od tego kupony.

Sławni ludzie powinni zjeżdżać do Cieszyna stale, by się bawić i tworzyć. Przyjazd na świetny koncert w browarze, czy na jeden z festiwali to wciąż niestety za mało. Nie patrzmy tylko przez pryzmat Zakopanego. Dziś trzeba sięgnąć po cały przekrój sław od popularnego aktora, poprzez youtubera, a skończywszy na fit dziewczynie z Instagramu. Samo się to nie zrobi, a i trzeba w tę strategię trochę grosza zainwestować. Ludzie lubią się wzorować na sławach, obserwować i kopiować ich życie. Chyba nie muszę o tym przekonywać nikogo w dobie, kiedy wszyscy się podniecają faktem, że księżna Kate po porodzie wychodzi do domu w szpilkach. Pfu! Do pałacu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz