Na niebie jest wiele
gwiazd,
Których nikt nie przeliczy.
Na ziemi jest wiele miast,
A w każdym wiele goryczy.
Idę prosto przed siebie
Ach, gdzież jest koniec i kres,
Gwiazdy liczę na niebie
Oczami pełnymi łez.
Których nikt nie przeliczy.
Na ziemi jest wiele miast,
A w każdym wiele goryczy.
Idę prosto przed siebie
Ach, gdzież jest koniec i kres,
Gwiazdy liczę na niebie
Oczami pełnymi łez.
- W drodze, Antoni Słonimski
Z błękitnego
obłoku majowego nieba zeszła do mnie ona, niby nimfa, eteryczna niewiasta
przyobleczona w drogę mleczną. Zza konstelacji gwiazd i przepastnych otchłani
czarnych dziur ujrzałem usta, skreślone tchnieniem woli najwyższego artysty.
Wypowiedziały: Chodź! Z mgły
podświadomości wyłoniły się dłonie. Poczułem siłę giganta, gdy schwytała me
nadgarstki. Chciała odczytać los za pomocą chiromancji. Mgnienie oka
wystarczyło, bym poczuł na ramieniu uścisk opancerzonej rękawicy, mieniącej się
złotem w mroku niczym na tryptyku Hansa Memlinga. Przebudzony znalazłem na swej pościeli pawie
pióro.
Któżby
nie chciał poznać przyszłości? Być pewnym tego, co nadejdzie jutro. Nie musieć
rozgrywać każdego ruchu niczym w partii szachów. Porzucić ryzyko. Oddać się
ułudzie stabilizacji. Wierzyć wymyślnym horoskopom z gazety za dwa złote. Oddać
swój los w ręce wróżek niczym książę cieszyński Adam Wacław. Odrzucić
Opatrzność Bożą. Być oświeconym. Bać się czarnego kota na drodze. Szukać znaków
w locie ptaka. Stawiać horoskopy, studiować perskie tablice astrologiczne. Nie
przewidzieć żadnej z afer.
Można
by rzec, że miesiąc maj w Cieszynie nie obfitował w ważne wydarzenia. Po prostu
wiało nudą, przynajmniej u tych, którzy nie umieli lub nie chcieli sobie
znaleźć miejsca. Prowincja była zbyt ciasna i siermiężna. Kiedy wołano: Kurtyna w górę!, ktoś zgasił światło.
Zapalił dopiero wówczas, gdy cieszyński rynek wypełnił się samochodami. W
wytartych fotelach teatru przebudzili się znawcy turystyki, urbaniści oraz
planiści, bo oto ktoś śmiał wypełnić po brzegi samochodami najważniejszy plac
Cieszyna. Zapomnieli, że jeszcze sto lat temu w tym miejscu stały stragany, a
przy nich przekupki czyniące wesoły rozgardiasz. W wielkim tłumie frymarczyły
wszystkim, czym się dało. Nikomu nie przeszkadzał srający koń. Minęło stulecie.
Umówiliśmy się, że piękny widok jest wartością nadrzędną w mieście. Odstępstwo
od zasady uwidoczniło rysy na tym wizerunku. Braku miejsc parkingowych nie da
się już zakamuflować.
Oto
stało się. Aferę pierwszą wyparła druga. Świeżości ustąpić miejsce trzeba, choć
przy temacie toalet bywa to trudne. Wzburzenie wśród ludu wzbiera, bo na zamku
w Cieszynie zamknięto bezpłatną toaletę, gdyż ta oblegana jest przez
okolicznych bezdomnych. Władze radzą sobie z nimi tak samo dobrze, jak
murgrabia ze zbójnikami w Janosiku.
Postanowiono uciec się do genialnego fortelu i wprowadzić opłatę za korzystanie
z toalet. Czy to nie przebiegłe,
sprowadzić żebrzącego do roli kierownika? Lud może tego nie przetrzymać. Już
szykuje widły, podpala pochodnie. Bo jak to brać pieniądze za kreatywność, a
nie wymyślić rozsądnego rozwiązania?
Nie
można na tych dwóch poprzestać, bo już nowa afera pojawia się na horyzoncie, a
dokładniej w przeszklonej witrynie sklepowej. W Cieszynie zwyczaj taki panuje,
że na wiosnę pojawiają się tabla ze zdjęciami absolwentów szkół. Jedno z nich
stało się przyczyną niewybrednych komentarzy ze strony doborowego towarzystwa.
Otóż zacnemu gremium nie spodobały się zdjęcia klas mundurowych z bronią i
celowanie z niej do własnej skroni. Zasadniczo zgadzam się, że nie jest to
szczyt elegancji, do jakiego wyrobione, cieszyńskie towarzystwo było
przyzwyczajone. Zapomniał wół, jak cielęciem był. Iluż to wybryków się dopuścił?
Jakież to wstydliwe czyny, swą udawaną powagą chce przyćmić? Gdzież ta ułańska
fantazja? Pardon. Obrazy rodem z
Gierymskiego i Grottgera to przecież zarzewie patriotyzmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz