Tysiąc
baksów. Być może zapytacie, za co? Chciałbym napisać, że za wczasy lub serię
zabiegów SPA w urokliwych zakątkach naszego Księstwa Cieszyńskiego. Niestety
nie mogę tego uczynić. Za 10 Beniaminów Franklinów można nabyć puszkę od
Tiffany’ego. Nie jest to żadna nadzwyczajna puszka, jak choćby ta z zupą firmy
Campbell, która zyskała uznanie w oczach Andy’ego Warhola. Za niebagatelną sumę
otrzymamy kawałek blachy o kształcie walca. Ponadto producent sugeruje, że w
takiej puszce można przechowywać przybory piśmiennicze. Podobny przedmiot mogę
uzyskać, kupując puszkę kukurydzy w najbliższym sklepie. Zapłacę tylko pół
dolara. Nie będzie to jednak mieć uroku plastikowego jeża rodem z PRL-u. Nie sądzę również, by był to obiekt
pożądania. Tiffany rozmienia się na drobne. Jak można uznać, że kawałek blachy
będzie czyimś pragnieniem? Gdzie się podziało to piękno ukryte w słynnym
pierścionku zaręczynowym, który wyznacza trendy od ponad 100-lecia?
Dochodzimy
do wątku powstania świata. Ta kwestia nadal nurtuje ludzkość. To już wasza broszka,
w co konkretnie wierzycie. Nie sposób pominąć jednak mitologii greckiej, która
miała niebagatelny wpływ na kulturę europejską. Otóż według jednej z wersji mitu
rozgniewany Zeus w odwecie za zuchwałą kradzież ognia i oddanie go ludziom
stworzył Pandorę. Cudna była to niewiasta. Otrzymała tak wiele darów od bogów,
że tylko głupiec nie chciałby takiej kobiety za żonę. Były to tylko pozory. Na
ślubnym kobiercu stanęła wraz z naiwnym bratem złodzieja, co owy płomień światła
poniósł w świat. Światłonośca odradzał
bratu ożenek. Ten jednak go nie usłuchał. Pandora wraz z przyjściem na świat
przyniosła słynną już puszkę, której pod żadnym pozorem miała nie otwierać.
Zainspirowany widokiem obrazu Artura
Rackhama napiszę tylko, że niewiasta zżerana ciekawością, nie przywdziała nawet
stroju, gdy po kryjomu otwierała wieko pojemnika. Obraz mógłby być również zatytułowany:
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła,
albowiem nie sposób nie ujrzeć maszkar wylatujących ze środka, które
symbolizują zło tego świata. Na całe szczęście było tak, jak napisał Andrzej
Sapkowski: Świat nie zginął i nie
spłonął. Przynajmniej nie cały. Ale i tak było wesoło.
Czymże
jest piękno? Kiedy czytam, że jest to pozytywna właściwość estetyczna bytu, to aż mnie mdli. To stwierdzenie
teoretyczne zupełnie pozbawione wdzięku. Od razu na myśl przyszło mi przejechać
Narodzinami Wenus przez tarczę
cyrkularki. Czy można zamknąć w definicji piękno? Mnie do gustu przypadły słowa
Arystotelesa (subiektywny wybór estetyczny): Pięknem jest to, co samo przez się jest godne wyboru. Stwierdzenie
wielkiego mędrca wydaje się być jednak wyidealizowane i niepozbawione wad. Czyż
nie jest tak, że na przestrzeni epok zmieniał się kanon piękna? Pamiątki z
minionych lat pozwalają jednak go dostrzec. Współcześnie wydaje mi się, że
świat wręcz pozbawiony jest takiego kanonu. Piękno stało się kategorią mocno
subiektywną. A może tak było zawsze? W końcu jakoś ten świat przetrwał.
Czym jesteś, z czego ciebie uczyniono,
Że cieni błądzą przy tobie miliony?
Każdemu z ludzi jeden przydzielono,
Ty jeden cienie rzucasz na wsze strony.
Adonis, wdzięku otoczony chwałą,
Urody twojej jest odbiciem miernym;
Z lica Heleny zbierz urodę całą:
Będzie twym greckim wizerunkiem wiernym.
Mów mi o wiośnie i o lata żniwie:
Pierwsza jest tylko twej piękności cieniem,
Drugie twą hojność ujawnia prawdziwie;
Błogosławionych zjawisk tyś wcieleniem.
Jest cząstka ciebie we wszelkiej piękności,
Lecz równa wierność w żadnym z serc nie gości. – William Szekspir, Sonet 53
Że cieni błądzą przy tobie miliony?
Każdemu z ludzi jeden przydzielono,
Ty jeden cienie rzucasz na wsze strony.
Adonis, wdzięku otoczony chwałą,
Urody twojej jest odbiciem miernym;
Z lica Heleny zbierz urodę całą:
Będzie twym greckim wizerunkiem wiernym.
Mów mi o wiośnie i o lata żniwie:
Pierwsza jest tylko twej piękności cieniem,
Drugie twą hojność ujawnia prawdziwie;
Błogosławionych zjawisk tyś wcieleniem.
Jest cząstka ciebie we wszelkiej piękności,
Lecz równa wierność w żadnym z serc nie gości. – William Szekspir, Sonet 53
Będąc
studentem, miałem promotora pracy dyplomowej, który był bardzo urzeczony
pięknem Cieszyna. Powiedział mi, że dla niego Cieszyn to Wenecja Północy, wart więcej niż sam Paryż. Nie wiem, co wpływało
na tak pochlebne zdanie owego profesora. Być może urzekły go malownicze
kamieniczki. Może spędzał czas w okolicznych kawiarniach. Może mieszkali tu
niegdyś jego krewni albo doświadczył nad Olzą czegoś, czego nie opowiada się
postronnym ludziom, a zwłaszcza studentom. Wspomnienie owego profesora
prowadzić ma do rozważań nad pięknem Cieszyna. Czy dech w piersi zapiera Ci
widok łabędzi pływających po Olzie. Czy może zachwycasz się spadającymi liśćmi
w Parku Kasztanowym? A może uwiódł
Cię widok miasta z wieży piastowskiej? Jestem przekonany, że powodów zachwytu
Cieszynem jest bez liku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz