wtorek, 28 listopada 2017

Łąka

O cicha, jasna łąko, o zielona
łąko daleka,
ku tobie dusza smutna i zmęczona
z bagien i piasków posępnych ucieka,
wśród jasnej cichej zieloności twojej
szukac spoczynku, szukać niepamięci...
O jakaż czystość twych krysztalnych zdroi,
o jakże nęci
twoja pogodna złocistość słoneczna;
o jakże koi
twa cisza wieczna...
O jako jasna,
jako zagroda wydajesz się własna
tym, co na całej wszechziemskiej przestrzeni
głowy nie mieli gdzie skłonić znużeni.
Letejską zdasz się zbawienną krynicą
dla tych, co w duszy mając żar i płomień,
żądz swych szukali żywych uwidomień,
choć prędzej cienie swoich ciał pochwycą...
Tam— nie ma więcej czasu i przestrzeni,
tam światłoskrzydłe, przejrzyste i śpiące,
w łodziach, ze ściętych w kryształy promieni,
godziny wiszą w powietrza ogromie,
nie pnąc się więcej za jasnością w słońce,
ani ku nocy chyląc się krawędziom—
zaczarowanym podobne łabędziom
w promiennych łodziach wiszą nieruchome...
Tam między polne
zioła i trawy, i gaje pachnące,
i lilie, srebrnym świecące się puchem,
czyste i białe chodzą dusze wolne 
czujące rozkosz najwyższą: być duchem – Łąka mistyczna, Kazimierz Przerwa – Tetmajer



Jakże bezczelne wydaje się być nęcenie czytelnika obrazami łąki u progu zimy, kiedy gołoledź grozi zdradliwym dotykiem, a mróz więzi naturę w okowach. Niektórym owe myśli mogą wydać się nawet niedorzeczne. Znalazł się jednak ktoś, kogo myśli nie pęta żadne ograniczenie. Pomysłowy obywatel Cieszyna zapragnął, by w centrum miasta powstała zielona łąka wypełniona polnymi kwiatami. Chabry i dziewanna w dzikim uścisku przykryją ruiny amfiteatru wzniesionego ciężką pracą robotniczych rąk. To pracownicy Celmy w czynie społecznym wznieśli ten obiekt w miejscu wyrobiska, które onegdaj było częścią cegielni Fritza Fuldy. O tej porze nasi rodzice ślizgali się tu na łyżwach, zaś w ciepłe dni dziadkowie uczestniczyli w imprezach plenerowych. Cieszyński amfiteatr nie był świątynią sztuki. Nie wystawiano tu nigdy Infigenii w Aulidzie Eyrypidesa, choć budowla by temu sprzyjała. Z niebios nie zstąpiła Artemida. Królewny nikt nie uratował.

Artemida – antyczna bogini natury mogłaby mimo wszystko patronować najnowszej inicjatywie. Nie jest próżna. Nie potrzebuje marmurowego posągu. Wystarczy jej łąka. Sztukę będą jej grać trzmiele i motyle. Zaś niezliczone zastępy chrząszczy znajdą schronienie w zieleni jej łona. Wyznawcy jej imienia rosną w siłę. Powrót do starego za ledwie trzydzieści tysięcy złotych uznają za szczyt nowoczesności. To mała cena za kawałek natury, który będzie się jawił niczym getto lub Central Park pośród betonowej dżungli, gdzie ilość terenów zielonych jest jedną z większych w kraju. Powracamy do tego, co stare. Historia się kołem toczy. Jeśli jednak głos ludu zadecyduje o powstaniu łąki, to mam nadzieję, że nie znajdzie się wśród nas nowy Herostrates. Ja zaś okiem starego satyra docenię ten wianek łąk, które okalają  już skroń Cieszyna. Pośród zielonych terenów Mnisztwa i Gudów będę wypatrywał tego, co i Bolesław Leśmian w malinowym chruśniaku.

Poniesieni fantazją w najdalsze zakątki marzeń zejdźmy na ziemię i ochłońmy. Niech do naszych obutych stóp przylgnie brukowany plac rynku w Cieszynie. To tu w ostatnią niedzielę listopada odbył się piąty Cieszyński Jarmark Świąteczny, który (a jakże) nawiązywał tradycją do tego najstarszego – wiedeńskiego. Na straganach rozłożyli się kramarze z całej Polski, oferując swe najlepsze towary m.in. świąteczne ozdoby, domowej produkcji sery oraz wędliny. Królowało rękodzieło oraz rzemiosło. Rzeczywistość mimo pochmurnej aury była bardzo kolorowa. Nie zaciemniał jej wcale łyk grzanego wina pachnącego goździkiem i pomarańczą. Ba! Ten potężny haust ją wręcz rozświetlał. Nachodzi mnie jednak pewna refleksja związana z owym jarmarkiem. Cieszyn nie jest dość nowoczesny. To siedlisko drobnomieszczaństwa. Nigdzie nie można dostrzec betonowych barykad, ani bramek, które chronią nowoczesne społeczeństwa Zachodu.

Dekada jest niczym mgnienie oka. Wydaje się, że tyle czasu minęło od otwarcia granic.  Na pamiątkę tego wiekopomnego wydarzenia w następnym tygodniu po obu stronach Olzy odbędzie się międzynarodowa konferencja poświęcona temu wydarzeniu. Międzynarodowy – z perspektywy małego miasta na pograniczu słowo to wydaje się wydumane. Za to, jak oddaje aspiracje tego raju na ziemi. Przez wiele lat dążyliśmy do tego, by nie być odcięci wstęgą rzeki. Jak to nas wewnętrznie paliło, żeby nie rzec: wkurwiało, kiedy za namiastką nawet nie luksusu przechodziliśmy na drugą stronę granicy. Ryzykowaliśmy złapaniem, by coś przenieść (niekoniecznie alkohol). Wsadzaliśmy to i owo w rękawy kurtek. Wierzch reklamówek zakrywaliśmy ołomunieckimi tworóżkami, by nie dać satysfakcji celnikom. Ci zaś godzinami oglądali nasze zdjęcia w paszportach, bo mieli na moment władzę. Tak bowiem ona deprawuje. Oby na wieki w otchłań została strącona scena kolejek ku granicy.

BONUS ZNALEZIONY NA YT:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz