O cicha, jasna łąko,
o zielona
łąko daleka,
ku tobie dusza smutna i zmęczona
z bagien i piasków posępnych ucieka,
wśród jasnej cichej zieloności twojej
szukac spoczynku, szukać niepamięci...
O jakaż czystość twych krysztalnych zdroi,
o jakże nęci
twoja pogodna złocistość słoneczna;
o jakże koi
twa cisza wieczna...
O jako jasna,
jako zagroda wydajesz się własna
tym, co na całej wszechziemskiej przestrzeni
głowy nie mieli gdzie skłonić znużeni.
Letejską zdasz się zbawienną krynicą
dla tych, co w duszy mając żar i płomień,
żądz swych szukali żywych uwidomień,
choć prędzej cienie swoich ciał pochwycą...
Tam— nie ma więcej czasu i przestrzeni,
tam światłoskrzydłe, przejrzyste i śpiące,
w łodziach, ze ściętych w kryształy promieni,
godziny wiszą w powietrza ogromie,
nie pnąc się więcej za jasnością w słońce,
ani ku nocy chyląc się krawędziom—
zaczarowanym podobne łabędziom
w promiennych łodziach wiszą nieruchome...
Tam między polne
zioła i trawy, i gaje pachnące,
i lilie, srebrnym świecące się puchem,
czyste i białe chodzą dusze wolne
czujące rozkosz najwyższą: być duchem – Łąka mistyczna, Kazimierz Przerwa – Tetmajer
łąko daleka,
ku tobie dusza smutna i zmęczona
z bagien i piasków posępnych ucieka,
wśród jasnej cichej zieloności twojej
szukac spoczynku, szukać niepamięci...
O jakaż czystość twych krysztalnych zdroi,
o jakże nęci
twoja pogodna złocistość słoneczna;
o jakże koi
twa cisza wieczna...
O jako jasna,
jako zagroda wydajesz się własna
tym, co na całej wszechziemskiej przestrzeni
głowy nie mieli gdzie skłonić znużeni.
Letejską zdasz się zbawienną krynicą
dla tych, co w duszy mając żar i płomień,
żądz swych szukali żywych uwidomień,
choć prędzej cienie swoich ciał pochwycą...
Tam— nie ma więcej czasu i przestrzeni,
tam światłoskrzydłe, przejrzyste i śpiące,
w łodziach, ze ściętych w kryształy promieni,
godziny wiszą w powietrza ogromie,
nie pnąc się więcej za jasnością w słońce,
ani ku nocy chyląc się krawędziom—
zaczarowanym podobne łabędziom
w promiennych łodziach wiszą nieruchome...
Tam między polne
zioła i trawy, i gaje pachnące,
i lilie, srebrnym świecące się puchem,
czyste i białe chodzą dusze wolne
czujące rozkosz najwyższą: być duchem – Łąka mistyczna, Kazimierz Przerwa – Tetmajer
Jakże bezczelne
wydaje się być nęcenie czytelnika obrazami łąki u progu zimy, kiedy gołoledź
grozi zdradliwym dotykiem, a mróz więzi naturę w okowach. Niektórym owe myśli
mogą wydać się nawet niedorzeczne. Znalazł się jednak ktoś, kogo myśli nie pęta
żadne ograniczenie. Pomysłowy obywatel Cieszyna zapragnął, by w centrum miasta
powstała zielona łąka wypełniona polnymi kwiatami. Chabry i dziewanna w dzikim
uścisku przykryją ruiny amfiteatru wzniesionego ciężką pracą robotniczych rąk.
To pracownicy Celmy w czynie społecznym wznieśli ten obiekt w miejscu wyrobiska,
które onegdaj było częścią cegielni Fritza Fuldy. O tej porze nasi rodzice
ślizgali się tu na łyżwach, zaś w ciepłe dni dziadkowie uczestniczyli w
imprezach plenerowych. Cieszyński amfiteatr nie był świątynią sztuki. Nie
wystawiano tu nigdy Infigenii w Aulidzie Eyrypidesa, choć budowla by temu sprzyjała.
Z niebios nie zstąpiła Artemida. Królewny nikt nie uratował.
Artemida – antyczna
bogini natury mogłaby mimo wszystko patronować najnowszej inicjatywie. Nie jest
próżna. Nie potrzebuje marmurowego posągu. Wystarczy jej łąka. Sztukę będą jej
grać trzmiele i motyle. Zaś niezliczone zastępy chrząszczy znajdą schronienie w
zieleni jej łona. Wyznawcy jej imienia rosną w siłę. Powrót do starego za
ledwie trzydzieści tysięcy złotych uznają za szczyt nowoczesności. To mała cena
za kawałek natury, który będzie się jawił niczym getto lub Central Park pośród
betonowej dżungli, gdzie ilość terenów zielonych jest jedną z większych w
kraju. Powracamy do tego, co stare. Historia się kołem toczy. Jeśli jednak głos
ludu zadecyduje o powstaniu łąki, to mam nadzieję, że nie znajdzie się wśród
nas nowy Herostrates. Ja zaś okiem starego satyra docenię ten wianek łąk, które
okalają już skroń Cieszyna. Pośród
zielonych terenów Mnisztwa i Gudów będę wypatrywał tego, co i Bolesław Leśmian
w malinowym chruśniaku.
Poniesieni fantazją w
najdalsze zakątki marzeń zejdźmy na ziemię i ochłońmy. Niech do naszych obutych
stóp przylgnie brukowany plac rynku w Cieszynie. To tu w ostatnią niedzielę
listopada odbył się piąty Cieszyński Jarmark Świąteczny, który (a jakże)
nawiązywał tradycją do tego najstarszego – wiedeńskiego. Na straganach rozłożyli
się kramarze z całej Polski, oferując swe najlepsze towary m.in. świąteczne
ozdoby, domowej produkcji sery oraz wędliny. Królowało rękodzieło oraz
rzemiosło. Rzeczywistość mimo pochmurnej aury była bardzo kolorowa. Nie
zaciemniał jej wcale łyk grzanego wina pachnącego goździkiem i pomarańczą. Ba!
Ten potężny haust ją wręcz rozświetlał. Nachodzi mnie jednak pewna refleksja
związana z owym jarmarkiem. Cieszyn nie jest dość nowoczesny. To siedlisko
drobnomieszczaństwa. Nigdzie nie można dostrzec betonowych barykad, ani bramek,
które chronią nowoczesne społeczeństwa Zachodu.
Dekada jest niczym
mgnienie oka. Wydaje się, że tyle czasu minęło od otwarcia granic. Na pamiątkę tego wiekopomnego wydarzenia w
następnym tygodniu po obu stronach Olzy odbędzie się międzynarodowa konferencja
poświęcona temu wydarzeniu. Międzynarodowy – z perspektywy małego miasta na
pograniczu słowo to wydaje się wydumane. Za to, jak oddaje aspiracje tego raju
na ziemi. Przez wiele lat dążyliśmy do tego, by nie być odcięci wstęgą rzeki.
Jak to nas wewnętrznie paliło, żeby nie rzec: wkurwiało, kiedy za namiastką
nawet nie luksusu przechodziliśmy na drugą stronę granicy. Ryzykowaliśmy
złapaniem, by coś przenieść (niekoniecznie alkohol). Wsadzaliśmy to i owo w
rękawy kurtek. Wierzch reklamówek zakrywaliśmy ołomunieckimi tworóżkami, by nie
dać satysfakcji celnikom. Ci zaś godzinami oglądali nasze zdjęcia w paszportach,
bo mieli na moment władzę. Tak bowiem ona deprawuje. Oby na wieki w otchłań
została strącona scena kolejek ku granicy.
BONUS ZNALEZIONY NA YT:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz