sobota, 28 października 2017

Srebro

Za srebrzystego sierpa przykazem z krain Lewantu szarańcza się zleciała. Buława się wzniosła. Do boju  to znak. Z Łysej Góry husaria przed siebie gna. Dudni ziemia. Łopoczą proporce. Namioty się uginają. W niezliczoną ilość kobierców wsiąka krew. Lapis lazuri, srebro i kawa w pancernych juki trafia. Czarny wezyr w jedwabiu ginie. Szmaragdowy wąż Apopis w mroku nocy zaciska swe szpony. Historia ta dla wielu bardzo dobrze znana jeszcze przez wielu poetów mogłaby zostać opisana. Wychwalaliby czyny polskiej braci, honor, męstwo i walkę za ojczyznę. Niestety tak to już bywa, że po bitwie opadł kurz, a łupy trzeba było spieniężyć. Do wiedeńskich kupców i rzemieślników płynęły fale kosztowności. Habsburscy złotnicy oniemieli z zachwytu, kiedy zobaczyli, że srebrzysta wstęga pnie się i zwija, tworząc unikatową ozdobę. Najczęściej był to ażurowy ornament roślinny, zgodnie z tym na co Allah zezwalał.


W Cieszynie onegdaj bywało tak, że wszystkie nowinki z Wiednia szybko wędrowały nad Olzę i bardzo dobrze się przyjmowały.  Posiadanie czegoś rodem ze stolicy Habsburgów świadczyło o dobrym smaku i guście. Nie inaczej było ze srebrnym filigranem. Lokalni złotnicy zaadaptowali nową technikę dla potrzeb lokalnej społeczności. W ten sposób ludowe stroje zyskały na bogactwie. Panie otrzymały spiny w kabotkach. Natomiast w męskim stroju pojawiły się zdobione knefle. Zamożniejsze panie nosiły srebrno-złote pasy, których nie ominął nowy trend we wzornictwie. Wszystko to stało się elementami cieszyńskiego stroju ludowego na przełomie XVIII i XIX wieku. Do dziś tradycja ta jest kultywowana, choć stroje ludowe nosi się tylko podczas ważnych świąt i uroczystości.

Niewielu jest takich, którzy z misterną precyzją zwijają zdobny drut. Jak to się dzieje, że kawałek metalu zamienia się w ażurową cieszyniankę, a następnie w pas albo łańcuch? Zdolności te posiadają lokalni złotnicy pracujący m.in. w warsztacie przy Wyższej Bramie. Na czele z seniorem rodu, Wiktorem Pieczonką wytwarzają przepiękne precjoza. Pan Wiktor nauki pobierał u słynnego mistrza – Franciszka Horaka, po którym przejął zakład. W warsztacie złotniczym zdolności przekazują sobie z pokolenia na pokolenie. Jest to wspaniała historia, kiedy syn przejmuje warsztat od ojca. Wszystko to bez przymusu. Kiedy dotykają szlachetnych kamieni bądź metali, rozumieją się bez słowa. Bariery pokoleniowe przestają istnieć.

Asumptem do rozważań nad filigranem cieszyńskim była wypowiedź byłej posłanki PO, pani Aleksandry Trybuś - Cieślar w mediach społecznościowych. Argusowe oko niedoszłej radnej z Pastwisk zarejestrowało, że pani premier Beata Szydło przypięła broszkę z cieszyńskiego filigranu. Wszakże to profanacja. Jest to czyn tak obelżywy, jak naplucie cieszyniakom w twarz! Co więcej, ofiarodawca tej broszy skalał własne gniazdo. Od razu przypomina mi się stary kawał z brodą (a może z sumiastym wąsem).  Parafrazując dowcip o chorążym pokoju Józefie Stalinie, rzeknę tylko tyle o czynie pani premier. Założyła. A mogła przecież wyrzucić. Postawa lokalnej działaczki politycznej nie wróży sukcesu w przyszłości. To nie żaden bieg w Argos ku czci Hery. Kobieta nie obnaży piersi. Nie zasłoni swego oblicza. Nie udusi smoka. Roztropność to nie jej imię.

Dotychczas ludowy strój nie znaczył dla mnie wiele, albowiem nie znałem nikogo, kto by takowy nosił.  Zawsze uważałem, że jest piękny. Zwłaszcza, kiedy przywdziewała go jeszcze piękniejsza kobieta. Karminowe usta, wirujące w tańcu warkocze to wystarczający pretekst, by rozpalić własną wyobraźnię. Warto zadać sobie pytanie. Co strój i klejnoty misternie zdobione znaczą dla osoby, która je zakłada? Czy ktoś, kto nie jest stela, ma prawo do przypięcia ozdoby z filigranu? Czy to nas obraża? Czy to dla nas zaszczyt? A może warto się uśmiechnąć i popatrzyć na całą sprawę, jak górale sprzedający  ciupagi i kapelusze ceprom?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz