poniedziałek, 23 października 2017

Mgła

Podmokła ziemia pod stopami zapadała się. Wysoka trawa przybliżała się do wysokości kolan. Chciałoby się powiedzieć, że działo się tak wszędzie, gdzie okiem nie sięgnąć. Problem w tym, że zewsząd postać otoczona była mleczno-białą mgłą. Zamykała się wokół niej niczym kryształowa trumna z Królewny Śnieżki. Człowiek został wyrwany z rozmyślań, bowiem zza nieprzeniknionej ściany dobiegło szczekanie psa. Nie widząc zwierzęcia, postać ustawiła się w pozycji obronnej. Spoglądała w każdą stronę w oczekiwaniu na atak. Nagle z oparów wyskoczył niewielki, czarny psiak. Uśmiech zastąpił przerażenie. Zaraz potem z mgły wyłonił się biały kuc, choć wydawało się, że to jednorożec. Scena przywodziła na myśl filmową baśń pod tytułem Zaklęta w Sokoła. Niestety kuc nie wiózł pięknej Isabeau.


Jesteś mgłą. Stań na peronie, znajdę tobie miejsce w wagonie – śpiewał zespół Pidżama Porno. Stojąc nad brzegiem Bobrówki, rozmyślałem nad placem budowy, który majaczył w oddali, zakryty złotymi liśćmi i nieprzeniknionym oparem. Zmurszały beton peronu oraz odlatujące płaty elewacji przeszły do historii. Nowy wygląd cieszy, ale to nie wystarczy. Kiedy mgła opadnie, stacja musi wypełnić się pasażerami. Rośnie również żelbetonowa wieża. Jej korzenie wyrastają z czeluści ziemi. To nie miejsce kary, choć nie wszyscy z jej powstania się cieszą. Do góry ciągną ją dwa żurawie. Byleby nie stało się to widocznym znakiem pychy. W bólu rodzi się galeria Stela. Nie inaczej ma się sprawa rond, które skutecznie blokują ruch w centrum. Ludzie pomstują do nieba, stojąc długo w korku. Jeszcze tylko chwila. Zapomną, gdy mgła opadnie, a prace się skończą.

Jak tu pisać felietony, nie nawiązując do innych tego typu tekstów? Przypomniał mi się zbiór Boy-Żeleńskiego – Jak dziecko we mgle. Tytuł na stałe zagościł w języku ojczystym. Bo czyż każdy z nas nie jest czasem zagubiony?  Czy to wstyd nie znać rozwiązania, kiedy nowe kroczy przed nami? Czy błądzić w życiu zawsze oznacza hańbę i sromotę? Czy nie orientowanie się w tym, czy w tamtym, ma nas zawstydzać? Wiele to pytań, a jeszcze mniej odpowiedzi. Nie miał takich rozterek ten nasz Tadek, sięgając po Pierwszą Wódkę.

Kiedy myślę o cieszyńskiej mgle, to sięgam dalej niż droga do pracy. Nie tylko mijam poranny blask latarni stłumiony przez opary kłębiące się przy szkole. Wyłącznie w centrum widmo zostaje odegnane, by ze zdwojoną siłą zaatakować pomiędzy dwoma stawami. Brakuje tylko świateł policyjnej suki, czyhającej na ofiarę niczym mityczny bazyliszek. Przeszywający wzrok ma tu kluczowe znaczenie. Musi się przedrzeć przez zasłonę czasu, by dotrzeć do wspomnień wielu cieszyniaków. Mgła bowiem musi im się bez wątpienia kojarzyć z narożnikiem Rynku i Menniczej. Dziś mieści się tutaj eleganckie wnętrze wykreowane przez architekta wnętrz. Usługa koniecznie droga. Wizerunek bezdyskusyjnie nowoczesny. Odrzuca złoto i marmury, ale nadal nęci kredytami. Dawniej lokal wypełniony był stolikami. Ciężko orzec, jaki był wystrój. Ledwo ludzi było widać. Gęsty dym z niejednego papierosa spowijał Centralkę. Starzy bywalcy twierdzą, że siekierę można było powiesić.

Lepiej poczuć dym po drugiej stronie Olzy. Zaczerpnąć klimatu rodem z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy można tuż za mostem. Wejścia nie strzeże żaden dżin. Dostępu do podziemnego lokalu nie broni również tajemne hasło. W towarzystwie kobierców mościmy swe cztery litery na miękkich poduszkach. Pękają bąble powietrza we flakonie. Kobry pląsają w tańcu, by złożyć pocałunek na ustach klienta. Z ust bucha dym niczym z paszczy Smauga. W ustach czuć rozkosz. To smak krwawych pomarańczy. Znajdziesz się w siódmym niebie, choć siedemdziesięciu dwóch hurys nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz