Podmokła
ziemia pod stopami zapadała się. Wysoka trawa przybliżała się do wysokości
kolan. Chciałoby się powiedzieć, że działo się tak wszędzie, gdzie okiem nie
sięgnąć. Problem w tym, że zewsząd postać otoczona była mleczno-białą mgłą. Zamykała
się wokół niej niczym kryształowa trumna z Królewny
Śnieżki. Człowiek został wyrwany z rozmyślań, bowiem zza nieprzeniknionej
ściany dobiegło szczekanie psa. Nie widząc zwierzęcia, postać ustawiła się w
pozycji obronnej. Spoglądała w każdą stronę w oczekiwaniu na atak. Nagle z
oparów wyskoczył niewielki, czarny psiak. Uśmiech zastąpił przerażenie. Zaraz
potem z mgły wyłonił się biały kuc, choć wydawało się, że to jednorożec. Scena
przywodziła na myśl filmową baśń pod tytułem Zaklęta w Sokoła. Niestety kuc nie wiózł pięknej Isabeau.
Jesteś mgłą. Stań na peronie, znajdę tobie
miejsce w wagonie – śpiewał zespół Pidżama
Porno. Stojąc nad brzegiem Bobrówki, rozmyślałem nad placem budowy, który
majaczył w oddali, zakryty złotymi liśćmi i nieprzeniknionym oparem. Zmurszały
beton peronu oraz odlatujące płaty elewacji przeszły do historii. Nowy wygląd
cieszy, ale to nie wystarczy. Kiedy mgła opadnie, stacja musi wypełnić się pasażerami.
Rośnie również żelbetonowa wieża. Jej korzenie wyrastają z czeluści ziemi. To
nie miejsce kary, choć nie wszyscy z jej powstania się cieszą. Do góry ciągną
ją dwa żurawie. Byleby nie stało się to widocznym znakiem pychy. W bólu rodzi
się galeria Stela. Nie inaczej ma się sprawa rond, które skutecznie blokują
ruch w centrum. Ludzie pomstują do nieba, stojąc długo w korku. Jeszcze tylko
chwila. Zapomną, gdy mgła opadnie, a prace się skończą.
Jak
tu pisać felietony, nie nawiązując do innych tego typu tekstów? Przypomniał mi
się zbiór Boy-Żeleńskiego – Jak dziecko
we mgle. Tytuł na stałe zagościł w języku ojczystym. Bo czyż każdy z nas
nie jest czasem zagubiony? Czy to wstyd
nie znać rozwiązania, kiedy nowe kroczy przed nami? Czy błądzić w życiu zawsze
oznacza hańbę i sromotę? Czy nie orientowanie się w tym, czy w tamtym, ma nas
zawstydzać? Wiele to pytań, a jeszcze mniej odpowiedzi. Nie miał takich rozterek
ten nasz Tadek, sięgając po Pierwszą
Wódkę.
Kiedy
myślę o cieszyńskiej mgle, to sięgam dalej niż droga do pracy. Nie tylko mijam
poranny blask latarni stłumiony przez opary kłębiące się przy szkole. Wyłącznie
w centrum widmo zostaje odegnane, by ze zdwojoną siłą zaatakować pomiędzy dwoma
stawami. Brakuje tylko świateł policyjnej suki, czyhającej na ofiarę niczym
mityczny bazyliszek. Przeszywający wzrok ma tu kluczowe znaczenie. Musi się
przedrzeć przez zasłonę czasu, by dotrzeć do wspomnień wielu cieszyniaków. Mgła
bowiem musi im się bez wątpienia kojarzyć z narożnikiem Rynku i Menniczej. Dziś
mieści się tutaj eleganckie wnętrze wykreowane przez architekta wnętrz. Usługa
koniecznie droga. Wizerunek bezdyskusyjnie nowoczesny. Odrzuca złoto i marmury,
ale nadal nęci kredytami. Dawniej lokal wypełniony był stolikami. Ciężko orzec,
jaki był wystrój. Ledwo ludzi było widać. Gęsty dym z niejednego papierosa
spowijał Centralkę. Starzy bywalcy
twierdzą, że siekierę można było powiesić.
Lepiej
poczuć dym po drugiej stronie Olzy. Zaczerpnąć klimatu rodem z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy można tuż za
mostem. Wejścia nie strzeże żaden dżin. Dostępu do podziemnego lokalu nie broni
również tajemne hasło. W towarzystwie kobierców mościmy swe cztery litery na
miękkich poduszkach. Pękają bąble powietrza we flakonie. Kobry pląsają w tańcu,
by złożyć pocałunek na ustach klienta. Z ust bucha dym niczym z paszczy Smauga.
W ustach czuć rozkosz. To smak krwawych pomarańczy. Znajdziesz się w siódmym
niebie, choć siedemdziesięciu dwóch hurys nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz