Przychodzą
takie chwile w życiu człowieka, że nic
mu się nie chce. Nie dlatego, że jest leniwy, lecz z powodu bezsilności, która
go ogarnia niczym macki Wielkiego Przedwiecznego Cthulhu. Ta bezsilność drąży
dziury w człowieku z mocą kropli wody, która precyzyjnie i nieustannie rzeźbi
skałę. Kap, kap. Ciecz wpływa do kielicha ludzkiej duszy. Czara goryczy
przelewa się. Bezsilność przechodzi metamorfozę. Przybiera postać gniewu i
frustracji. Zduszone emocje i brak relacji z drugim człowiekiem kończą się
erupcją. Najlepszą metodą ugaszenia pożogi u mężczyzny jest praca fizyczna. Wówczas
gniew wypala się na podobieństwo glinianych garnków. Tego dnia zobaczyłem
stylisko siekiery. Harmonijna praca dłoni oraz ramion dała efekt. Wystarczył
jeden zamach i ostrze wbiło się w kawałek drewna przeznaczonego na opał. Raz za
razem padał, a góra drewna rosła. Wysiłek fizyczny nie powoduje uczucia pustki,
lecz porządkuje zastany chaos. Kłębiące się myśli systematyzują się. Każde
kolejne opadnięcie głowicy wskazywało jasną ścieżkę.
W Ochabach - miejscowości znanej z hodowli koni
także ktoś chwycił za siekierę. Na całe szczęście ofiarą nie padły konie. Nikt
w swej pościeli nie znalazł końskiego łba, jak miało to miejsce w Ojcu Chrzestnym. Cięć dokonano wśród
drzewostanu porastającego wały Małej Wisły. Decyzja administracyjna została
wydana ze względu na zagrożenie, jakie drzewa stwarzały dla samego wału.
Wydawałoby się, że uzasadnienie jest wystarczające. Dla wielu ludzi to
zdecydowanie za mało. Rozsądek zostaje wyparty przez ckliwe wspomnienia o tym,
jak kiedyś spacerowali w tym miejscu razem z dziećmi. Bo obecnie nie ma gdzie?
Co więcej, wycięcie drzew urasta do rangi początku krucjaty, jaka rzekomo
rozpętała się w Polsce przeciwko drzewom.
Przyznam,
że to zabawny sposób myślenia, kiedy ktoś uważa, że w naszym kraju jest łatwo
wyciąć drzewo. Tu wcale nie chodzi o złą wolę. Większość wycinek musi
zaopiniować urzędnik. Choć jesteś właścicielem nieruchomości, to twój pogląd na
sprawę jest nieistotny. Stosy przepisów prawa pętają Ci ręce. To bez znaczenia,
bo do walki o prawo do decyzji stają samozwańczy obrońcy przyrody. Dla nich
leśnicy to siepacze na usługach rządu. To nieważne, że przez lata zgłębiali
wiedzę dotyczącą lasów. Ach gdyby drzewa
mogły płakać, a z ich ran ciekłaby żywiczna posoka. Ci nieokrzesani leśnicy
zgięliby kolano i uwierzyli w to, jak przyroda cierpi. A ja taki nieczuły nie
odpowiadam na ten zew. W tej chwili jedyne drzewo, jakie mnie interesuje, to te
posadzone przez Jessego.
Ten,
który wieńczy koronę wcześniej wspomnianego już drzewa, znalazł również swoje
miejsce w różanym ogrodzie swej Matki. W minioną sobotę 59 paciorków i krzyż znalazło
się w centrum uwagi całego kraju. Nie inaczej było w Cieszynie, Puńcowie, czy
Lesznej Górnej. Zjechało się wielu wiernych z całej Polski, by uczestniczyć w akcji
Różaniec do Granic. Tego
dnia wielu współbraci połączyło się na wspólnej modlitwie. To jednak nie było w
smak wielu postępowym piewcom Jasnogrodu.
W swym upojeniu walką o wolność, równość
i braterstwo nie znaleźli miejsca dla katolików. To się w głowie nie
mieści, by pozwolić komuś uczestniczyć w czymś, co rzekomo nie licuje z
rozumem. Z ustami pełnymi gołosłownych frazesów walczą z Bogiem, którego
przecież w ich przekonaniu nie ma. Ze starej zakurzonej szafy wyciągnięto
stare, wysłużone autorytety. Znowu przydatni stali się zapomniani filozofowie –
Jan Hartman i Janusz Palikot, którzy stręczyli jedyne, słuszne, postępowe
myśli. Wilczym prawem felietonisty wyzłośliwię się. Czy skończenie kierunku
filozofia oznacza bycie filozofem? Bo czyż ja kończąc administrację, jestem
administratorem?
To
nie prawda, że jestem nieczuły na piękno przyrody. Wraz z synem przez szybę w
oknie obserwowałem szpaka. Niewielki ptaszek dzióbał jabłko, które samotnie
leżało na chodniku nieopodal starej jabłoni. Zwierzątko próbowało zdobyć
pożywienie pośród kolorowych liści, zanim
Persefona zejdzie do swego surowego małżonka. Kiedy trójgłowy pies zawyje,
spadnie śnieg, a natura zakryje przed nami wszystkie swe tajemnice. Naturalną
koleją rzeczy jest to, że rodzice wraz z dzieckiem na nowo uczą się pewnych
rzeczy. Bywa i tak, że pewne rzeczy trzeba sobie odświeżyć. Tym razem padło na Króla Lwa. Widząc po raz pierwszy tę produkcję w wieku siedmiu lat,
nie zdawałem sobie sprawy, jakie genialne są dialogi w tej ponadczasowej
animacji. Pozwolę sobie przytoczyć jeden z nich, gdyż idealnie ilustruje moje
poglądy na temat przyrody.
Mufasa:
Wszystko, co widzisz, żyje ze sobą w
doskonałej harmonii. Jako król musisz pojąć istotę tej harmonii i nauczyć się
szanować każde stworzenie od mrówki po antylopę.
Simba:
Ale antylopę się zjada.
Mufasa:
Tak, Simba. Wszystko Ci wyjaśnię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz