Gdzieś
na pograniczu polsko-niemieckim przejeżdża pociąg. Z komina wydobywają się kłęby dymu. Biały
warkocz rozwiewa się na nocnym niebie. W
nozdrza wdziera się zapach spalanego węgla. Pociąg dojeżdża na niewielką stację.
Rozlega się pisk zaciąganego hamulca. Z wagonu wysiada odział żołnierzy, a
maszyna rusza w dalszą trasę. Na odprawie wojskowej brakuje jednego z
szeregowych. Pluton jest niekompletny. Tymczasem zaraz po drugiej stronie
granicy ten sam skład zatrzymuje się. Rozespana postać drętwym krokiem opuszcza
wagon. Żołnierz widzi niemiecki oddział, który szykuje się do ataku. Przekonany o tym, że to
dywersanci, strzela do jednego z nich. Chwilę potem rozpoczyna się atak na
Polskę. Bohater wierzy w to, że rozpętał drugą wojnę światową.
Polską
komedię, której bohaterem jest Franek Dolas, zna chyba każdy z nas. Ja
oglądałem ją dziesiątki razy i sądzę, że na tym nie poprzestanę. Seria Jak rozpętałem drugą wojnę światową się
nie starzeje. Tę historię trzeba pokazać kolejnemu pokoleniu. Jednego, czego
się nie spodziewałem, to że tytuł komedii stanie się proroczy. Nie ma miesiąca,
bym nie przeczytał o polskich obozach
śmierci bądź polskich obozach zagłady.
Chciałbym wierzyć, że to tylko skróty myślowe i przypadki. Biorąc jednak pod
uwagę fakt, że tych przypadków jest cała seria, to nie sposób nie zgodzić się
ze słowami Demokryta z Abdery, który niegdyś rzekł: Ludzie z przypadku uczynili mamidło, którym usprawiedliwiają własną
głupotę.
Za
całkowity brak przypadku uważam ostatnią publikację brytyjskiego tabloidu Daily Mirror. Na łamach gazety napisano,
że gubernator Generalnej Gubernii Hans
Frank był polskim mordercą. Po
reakcji Muzeum Auschwitz gazeta usunęła słowo: polski. Zabrakło wyjaśnień. Nie było również przeprosin. Nie wiem,
co w tym czasie robił polski ambasador na Wyspach. Być może leniwie popijał brytyjską
herbatkę. Niemal nikt nie zareagował. Znowu nic się nie stało. Maszyna
produkująca kłamstwa działa w najlepsze. Podczas procesu w Norymberdze Hans
Frank sprawiał wrażenie osoby, która zrozumiała, jakich zbrodni się dopuściła.
Były gubernator uznał swe winy, a karę przyjął jako sprawiedliwą. W jednym się
jednak pomylił. Wyznał, że: Upłynie tysiąc lat, a mimo to wina Niemiec
nie minie. Nie minęło nawet sto lat, a można by dojść do wniosku, że Polacy
sami zgotowali sobie ten los.
Nie
ma sposobu, by we wrześniu przejść obojętnie obok tematyki wojny. Wydarzenie to
pochłonęło miliony ludzkich istnień. Jednak wojna nie jest jedynym sprawcą
śmierci i cierpienia. Warto na chwilę zastanowić się nad istnieniami, które
zmarły, zanim jeszcze się narodziły. Utrata dziecka w czasie ciąży nie jest
niby niczym niezwykłym. Może się przytrafić każdemu z nas. Zdarzenie to
powoduje wiele cierpienia. Los pozbawia nas daru, na który tak bardzo
czekaliśmy. Część nas kiełkująca wewnątrz naszego ciała, przestaje nagle
istnieć, a obecne przepisy nie pozwalają nam na pogrzeb. Co wtedy?
Przyznam,
że bardzo byłem zbulwersowany, kiedy dwa lata temu przeczytałem komentarze na
temat projektu w cieszyńskim budżecie obywatelskim, który dotyczył budowy grobu
dzieci utraconych. Po co Wam ten pomnik?
Nie lepiej wydać te pieniądze na coś dla żywych? Będziecie płakać nad pustą
mogiłą? Jak bardzo trzeba być pozbawionym serca, by wypowiedzieć takie
słowa? Jak ograniczonym może okazać się człowiek, by nie zrozumieć, że ten
pomnik jest właśnie potrzebny żywym? Żeby pamiętać. Żeby można było sobie popłakać.
Zrozumienie i empatię okazali wójt Hażlacha oraz lokalny kamieniarz, którzy
połączyli swe siły, by postawić w swojej gminie tego typu obiekt. Brawa dla
panów, gdyż swym postępowaniem otarli niewiastom łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz