Równym
krokiem podąża para za parą. To nie ułani z Pana
Tadeusza wychodzący z dworu w Soplicowie. Na samym czole korowodu sam
burmistrz pląsa z damą w stroju ludowym. Owa dwójka prowadzi ludzi różnych nacji.
Uczą się polskich obyczajów. Już tradycją się stało, że w każde wakacje do
Cieszyna zjeżdżają ludzie z najdalszych zakątków świata. Czego tu szukają? Chcą
zobaczyć obcy kraj. Poznać jego historie i kulturę. Co więcej, przybysze uczą
się języka polskiego, a to nie lada wyzwanie. W świąteczny dzień rynek się zapełnił.
Goście przybyli tu pod różnymi barwami, by zdać test. To już po raz dwudziesty odbyło
się dyktando. Wydaje się, że wszyscy
połamali pióra.
W
dniu 15 sierpnia działy się niezwykłe rzeczy. Na nieboskłonie nie zobaczyliśmy
Najświętszej Marii Panny, jak miało to podobno miejsce na przedpolach Warszawy
w 1920 roku. Może to i dobrze, bo widok ten niemiłosiernie by strwożył piewców
Jasnogrodu, podobnie jak bolszewików. To jednak niesłychane, na niebie pojawił
się kolorowy balon! Nie była to niewinna dziecięca zabawka, która uciekła z rąk
zapłakanego dziecka wraz z podmuchem silnego wiatru, lecz prawdziwy aerostat.
Kolorowe poszycie mieniło się w blasku słońca. To podniebni podróżnicy z
zapałem godnym bohaterów Juliusza Verne’a chcieli zdobyć szczyt Wieży
Piastowskiej. Niestety to tylko piękna iluzja. Szybko znikła niczym bańka
mydlana. Balon poleciał hen daleko. A może to widmo przeszłości? Być może to
zagubiony balon z pododdziału balonowego, jaki powstał w Austro-Węgrzech w 1893
roku? Nic mi o tym niestety nie wiadomo.
A
mogło być, jak na ciemnogród przystało. Piętnastego sierpnia donośnie biją
kościelne dzwony. Na placu równiutko poustawiani stoją chłopcy. Włosy krótko
ścięte, wzrok dumnie wbity w dowódcę. Dygnitarze i dowódcy składają kwieciste
wieńce. Tłum na defiladzie śpiewa patriotyczne pieśni. Są tu harcerze i zwykli
cywile. Nikt nie rzuca butelkami. Nikt nie ucieka. Brakuje wyzwisk. Ach cóż za wstyd! Jakie to staromodne ! –
napiszą czerwonym drukiem w jutrzejszej gazecie piewcy Jasnogrodu.
Już
za parę dni w Cieszynie odbędzie się Festiwal Kolorów. Będzie można potańczyć i
poskakać. Z nieba posypie się kolorowy proszek, który zabarwi nasze twarze,
włosy oraz ubrania. W rytm muzyki będziemy świętować radość i miłość. Co się
będziemy ograniczać do walentynek? Czerpmy garściami z najdalszych zakątków
świata. Tym razem sięgnijmy do Indii, gdzie powstało święto Holi, będące
zwiastunem wiosny oraz świetną okazją do molestowania kobiet w tamtym kraju.
Ślepo podążając za modą z Zachodu przytulmy kolejną wydmuszkę, która da nam
namiastkę mistycyzmu, lecz bez Boga. Może ja się nie znam? Może młodzi gwiżdżą
na to i chcą się wyszumieć za młodu? Hulałem i ja. Pozwolę także innym.
Wspominałem
już, że 15 sierpnia obfitował w wydarzenia? Powtarzam się. Wolne wtorki pod Sądem
Rejonowym w Cieszynie niczym obiady czwartkowe w Łazienkach zakorzeniły się w
cieszyńskim krajobrazie cyklicznych imprez. Tak było również tego dnia. To tu
można podumać nad stanem polskiego sądownictwa przy blasku cmentarnej świecy.
Repertuar się rozszerza a walka zaostrza. Osoby tu przychodzące przystąpiły do inicjatywy
Pulse of Europe, która powstała w
ubiegłym roku we Frankfurcie. Przedsięwzięcie to skupia bojowników w walce o
europejską tożsamość, a także ma dać odpór nacjonalizmowi, który przejmuje „nasz
język”, „nasze symbole” i „naszą władzę”. Polemizowałby z tezą o tym, kto i
kiedy dokonał owego przejęcia. Wszystko jednak idzie w parze z doktryną
zasypania starych podziałów i stworzenia zupełnie nowych.
Najbardziej
cieszą mnie w Cieszynie obcokrajowcy. Znając własną wartość, nie musimy zginać
przed nikim karku. Jesteśmy wyzbyci postkolonialnego kompleksu. Przynajmniej
chciałbym, by tak było, bo to daje prawdziwą swobodę w międzynarodowym
towarzystwie. Oferujemy to co najlepsze – polską gościnność. To kolejna tura
przybyszów, którzy stąd wyjadą i zaświadczą prawdę o Polsce. Będą lepszymi
ambasadorami niż ktokolwiek inny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz