Na świadectwach, wzbici w radość, odlecieli uczniowie,
drży powietrze po ich śmigłym zniku.
Wakacje, panie profesorze! Pora
trzepać wesoło słowa jak futra na wiosnę
oraz
czasowniki przez dni lata odmieniać!
drży powietrze po ich śmigłym zniku.
Wakacje, panie profesorze! Pora
trzepać wesoło słowa jak futra na wiosnę
oraz
czasowniki przez dni lata odmieniać!
Julian
Przyboś – mieszkający niegdyś w Cieszynie, napisał w ten sposób o Lipcu. Nie można się dziwić poecie, że za pierwszy zwiastun wakacji
uważał zakończenie roku szkolnego. Nie sposób było przejść spokojnie ulicami
Cieszyna, by nie minąć grup elegancko ubranych uczniów. Podążali w jedynie
sobie znanym kierunku, by uczcić chwilowy koniec niewoli. W ręku dzierżyli świadectwa
– wyniki ich rocznego wysiłku. Jedni przyciskali je niemalże do piersi w
przekonaniu, że złapali za stopy samego Boga. Inni zaś być może nie z pogardy, lecz
roztargnienia zostawili je na ławce w parku w towarzystwie niedopałków
papierosów – symbolu ich rzekomej dorosłości.
Czas
mija, a człowiek za człowiekiem wybiera się na urlop. Zanim to nastąpi, zaczyna
się odliczanie ostatnich godziny w pracy. Tik-Tak! Tik-Tak! Leniwa wskazówka w
końcu wybija szczęśliwą godzinę. Rozradowani wybiegamy, bo właśnie zaczął się
długo oczekiwany odpoczynek. Błogostan nie opuszcza nas ani na sekundę. Zaczynamy
realizować plany, które odkładaliśmy przez tak długi czas. Jedni z nas wyruszą na
europejskie plaże, niesieni na skrzydłach maszyn. Będą szukać pięknych widoków,
szumu lazurowych fal oraz egzotycznych drinków w cieniu parasoli. Inni zaś pozostaną w swoich domostwach, by oddawać
się innym zajęciom. Dołączyłem do tej drugiej grupy. Ze względu na to, że
wybrałem sobie za jeden z celów ojczyznę joannitów - Maltę, musiałem się udać
do odpowiedniego biura podróży. W Cieszynie są takie dwa. Z wrodzonego lenistwa
wybrałem ten bliższy memu miejscu zamieszkania. W ciągu pięciu minut znalazłem
się w cieszyńskiej Castoramie. To tu
rządny przygód człowiek mógł zakupić niezbędny ekwipunek. Bowiem nic tak mi nie
posłuży świetnie na Malcie jak puszki farb, gips, czy folie malarskie.
Wszystkiego do wyboru, do koloru.
Właśnie
o tych kolorach będzie mowa. Swojego czasu otrzymałem cenną radę. Otóż
doradzono mi, bym nie spoczywał na laurach, lecz bym doskonalił swój warsztat
pisarski. Miałem podpatrywać innych autorów oraz analizować teksty pod względem
ich budowy. Jakoś intuicyjnie odrzuciłem możliwość rozwoju swojej wyobraźni w przekonaniu o jej
nieograniczonych możliwościach. To był ogromny błąd. Szukałem tam, gdzie nie
trzeba, a oświecenie było tak blisko, zaledwie za wzgórzem przysłaniającym
horyzont widoczny z mego okna. Znalazłem się w Castoramie przy regale z farbami. Nieco mnie przytłaczał ten widok
w barwach tęczy. Zawsze byłem przekonany, że znam wiele odcieni barw. Niestety
musiałem zgiąć kark przed takimi potentatami jak Dulux, Magnat i inni. To od twórców farb powinienem się uczyć. Bowiem ich geniusz sięgnęł wyżyn. Kiedy ja
widzę odcień beżu, oni dostrzegają światełka
Heraklionu. Jakże trzeba mieć otwarty umysł, by oczami wyobraźni przenieść
się w pobliże pałacu w Knososs? Pomarańcz? Nie. To tylko złoto Cejlonu. Wydaje mi się, że jeszcze długo zajmie mi zgłębianie
tajemnicy kolorów słowami spisanych.
Myli
się ten, kto myśli, że w czasie swego wypoczynku nie wychyliłem nosa poza
Cieszyn. Pozwoliłem sobie na pewną dozę ekstrawagancji i wraz z rodziną
wyruszyłem na pogranicze Księstwa Cieszyńskiego oraz Moraw. Naszym celem stało
się zoo w Ostrawie, tak chętnie wychwalane pod niebiosa. Nie byłem
rozczarowany, ale nie wpadłem też w zachwyt. Z całej wyprawy zapamiętałem jednak
kolor niebieski. Niedaleko ogrodu
zoologicznego zatrzymał nas czeski odpowiednik straży miejskiej. Nie
popełniliśmy żadnego wykroczenia na drodze. Funkcjonariusze poinstruowali nas
gdzie zaparkować. Robili to kilkukrotnie na odcinku paruset metrów. W końcu
zatrzymaliśmy się wzdłuż szpaleru innych aut na łące przylegającej do jednego z
osiedli. Nikt nie chciał nam wlepić mandatu za parkowanie w miejscu do tego
nieprzeznaczonym. Z początku śmiałem się, że do całej akcji zaangażowano pewnie
połowę komisariatu. Urzekło mnie to jednak. Ile jeszcze wody w Olzie upłynie,
nim zobaczę u nas taką akcję?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz