Na
Dalekim Wschodzie istotne znaczenie dla wierzeń i tradycji ma postać władcy,
zwykle określanego mianem cesarza. To on jest centralną postacią uosabiającą
porządek, na którą spoglądają wszyscy – od wielkiego mandaryna po zwyczajnego
rybaka. Nie inaczej było w przypadku powstania herbaty. Także i tu cesarzowi
przypadła kluczowa rola. Parę tysięcy lat temu władca Shennong, znany również
jako Boski Rolnik, wypoczywał po
wielkim trudzie, który przypadł mu w udziale. Rozpostarł swe obolałe członki
pod drzewem. Tam raczył się wrzątkiem, który powolnymi łykami trafiał do ust. W pewnym momencie zerwał się wiatr, który porwał listki z pobliskiego drzewa.
Te zaś wpadły do czarki z wodą. Ciesz zmieniła swą barwę, by zachwycić cesarza niepowtarzalnym
smakiem i aromatem.
Z
kolei inna chińska legenda skrywa w sobie opowieść o samym Księciu Smoków. W
Państwie Środka smoki cieszą się powszechną estymą. W porównaniu do Zachodu nie
są symbolem zła, utożsamianym z samym szatanem. Łuskowate istoty są
ucieleśnieniem szlachetności, władzy, potęgi oraz mądrości. Jako osoba urodzona
w roku smoka, mogę to jedynie potwierdzić. Wspomniany na samym początku akapitu
smok swego czasu dopuścił się niecnych uczynków, dlatego został ukarany
zesłaniem do Sadzawki Czarnego Smoka. Niestety nastał czas, kiedy nadeszła
susza. Sadzawka wyschła, zaś smok umierał z pragnienia. Umierający książę
został wybawiony. Pomocy udzieliła mu pewna młoda dziewczyna z pobliskiej
wioski, która podzieliła się z nim własnymi zapasami wody. Uratowany smok nie
musiał długo czekać, by odwzajemnić swą pomoc. Bowiem pobliską wioskę
nawiedziła zaraza. Jedną z pierwszych osób, które zachorowały, była miłosierna
dziewczyna. Boski gad zlitował się nad nią. Wypluł z siebie smoczą perłę, bez
której nie był w stanie żyć. Oddał to, co miał najlepsze – boski pierwiastek,
symbol doskonałości. Perła rozbiła się o ziemię i zrodziła herbaciany krzew.
Dzięki naparowi przyrządzonemu z liści, dziewczyna ozdrowiała. Wdzięczni
wieśniacy na cześć smoka nazwali krzew wulong
cha czyli herbatą czarnego smoka.
Na pozostałościach
zamku zniszczonego w czasie krwawej wojny trzydziestoletniej Habsburgowie
wznieśli w XIX wieku Pałacyk Myśliwski. Pod obiektem znajdują się piwnice, lecz to nie
żadne kazamaty pełne jęków, bólu i lamentu. Zostały zaadoptowane na potrzeby
herbaciarni Laja, która już od dekady
z powodzeniem prosperuje w podziemiach Wzgórza Zamkowego. To tam można wypić doskonały napar, gdzie poduszki
umoszczone na kobiercu oraz meble z wikliny. Gatunków herbat jest tu bez liku m.in.
wspomniany już wcześniej czarny smok. Oczekując na obsługę można wziąć do ręki
książkę i choćby przewertować od niechcenia. Kiedy zaś zawitamy tu w większym gronie, warto
poświęcić czas, by zagrać w jedną z gier planszowych. Czasem zaś przychodzi
ochota, by wbić wzrok w Indian – jedynych jeńców tego zacnego lochu, których
można wyswobodzić ze zdjęć przykrytych szklaną taflą na stoliku do herbaty.
Jedyne czego tu brakuje, to dymu leniwie wydobywającego się z fajki nabitej
prawdziwym tytoniem. Niestety, takie mamy prawo.
W
pierwszy weekend lipca na Wzgórzu Zamkowym odbyło się święto herbaty. Wzgórze
Zamkowe zamieniło się w prawdziwy jarmark. Kramy wyrosły jak grzyby po deszczu.
Gdyby nie ta cała zieleń, to przysiągłbym, że się znaleźliśmy w krajach Lewantu.
Nie zabrakło kupców przekonujących do zakupu przedniej jakości towaru – suszu,
ceramiki i innych wyrobów rzemieślniczych. Ponadto zorganizowano wyprzedaż
niepotrzebnych czarek, z której dochód zostanie przeznaczony na odbudowę szkół
w Nepalu. Podniósłbym tam i ja czarkę do ust, jak również delektowałbym się
smakiem herbaty z najdalszych zakątków świata, lecz jestem tylko profanem
pijącym herbatę w kubku z Biedronki z dodatkiem podwójnego cukru. Być może nie
mam wysublimowanego gustu, ale dostrzegłem magię tego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz