U
wybrzeża Morza Czarnego rozpościerała się tajemnicza kraina, którą zwano Aja.
To tam Argonauci, którym przewodził Jazon, odnaleźli złote runo. Potem Grecy
postanowili zasiedlić tę ziemię i nazwali ją Kolchidą. Przecinała ją rzeka
Fasis, dająca życie i schronienie wielu skrzydlatym istotom. Nie mam tu wcale
na myśli gigantycznego smoka, broniącego dostępu do mitycznego skarbu, lecz
bażanta. To właśnie rzeka dała imię temu zwierzęciu. Nie przypadkiem o tym
piszę. Wszakże u nas płynie potok,
miejscowym znany jako Bobrówka, nad którym dumnie spacerują owe ptaki. Na ich
cześć założono w dobrach książęcych niewielką osadę – Bażanowice.
Do
tej pory miejscowość nie charakteryzowała się niczym szczególnym. To tylko
jedna z wsi, jakich wiele. Mogłaby posłużyć jako tło dla akcji powieści lub
temat dla malarza, tworzącego pejzaż. Bażanowice przechodziły z rąk do rąk. Z
resztą to bez znaczenia, bo po raz pierwszy o wadze tego miejsca przesądziły
władze Austro - Węgier, kiedy to postanowiono, że tu stanie przystanek kolejowy
linii Kalwaria Zebrzydowska – Kojetin. Z kolei pod koniec Dwudziestolecia
międzywojennego uruchomiono tutaj serowarnie, w której pod bacznym okiem dra
Tadeusza Rylskiego wytwarzano ser emmentaler. Obecnie Bażanowice są
ośrodkiem prężnie odradzającego się przemysłu na terenie Śląska
Cieszyńskiego. Zakłady te starają się
zapełnić lukę po nieboszczce Celmie.
Od
dłuższego czasu w Bażanowicach nie otwiera się okien. Szyby szczelnie bronią
dostępu do domostw mieszkańców, bowiem okolice spowija smród kocich szczyn.
Niczemu nie zawiniły biedne sierściuchy, pląsające się po okolicy. To jedna z
fabryk naraża lokalną społeczność oraz ludzi tu pracujących na wąchanie
uciążliwego fetoru. W Bażanowicach smętnie wiszą sznury obwieszone klamerkami.
Wyglądają jak dawno zapomniane światełka bożonarodzeniowe. Gospodynie nie suszą prania na zewnątrz. Zmuszone są kisić je w domu. Pośród wysokich
traw stoi niedźwiedź w drzewie wyciosany. W proteście wznosi niemy krzyk. Broni
natury, pogwałconej przez chciwego fabrykanta.
Jakiś
czas temu przypomniałem sobie historię pewnej szkoły na Opolszczyźnie. Radni
miejscowości, w której mieściła się placówka, chcieli zmienić jej nazwę. Patronem
tej szkoły był pewien noblista pochodzący z Wrocławia. Fritz Haber dokonał
syntezę amoniaku, wodoru oraz azotu, dzięki czemu na skalę przemysłową można
było produkować nawozy. U progu XX wieku uchronił Europejczyków przed głodem.
Niestety to nie były jedyne dokonania tego chemika. Fritz Haber miał pecha.
Przynajmniej tak mi się wówczas wydawało. Stworzył Cyklon B. Jednakże w tamtym
czasie służył jako środek insektobójczy.
Podniosło się larmo, że uczony nie wiedział w jaki sposób będzie
stosowane jego dzieło. Była to prawda.
Jednakże nikt wtedy nie zająknął się nawet, że Fritz Haber był twórcą gazów bojowych,
użytych podczas I wojny światowej.
Noblista
nie miał moralnych oporów przed użyciem gazu. Usprawiedliwiał się, że chroni
młodych Niemców przed śmiercią. Mawiał, że nauka w czasie pokoju należy do
całego świata, a w czasie wojny musi służyć państwu. Nie wiem, komu służy
substancja, zatruwająca życie mieszkańcom Bażanowic niczym morowe powietrze.
Jednego mogę być pewny. To chciwość jest motorem takiego postępowania.
Najważniejsze, że kasa się zgadza. Ludzie przecież się nie liczą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz