piątek, 23 czerwca 2017

Ach ta czerwień!

Krętymi dróżkami Goleszowa – Równi sunął powoli demon szybkości typu kombi. Widmo białej, lekko sfatygowanej karoserii śmiało mogło zastąpić stracha na wróble. Samochód dopasowałby się do krajobrazu. Na lewo – pole. Po prawej stronie mamy identyczny widok. W oddali widać zalesione stoki Beskidów. Kazałem żonie zatrzymać pojazd na środku drogi, choć słońce chyliło się już ku zachodowi. Zobaczyłem coś.  Tuż przy drodze rosły przepiękne maki. Ach ta czerwień, tworząca posłanie dla znużonego starca, który doglądał swych plonów. Czekał na niewiastę o atramentowo -czarnych włosach, skrytą pod płaszczem, który utkano z gwiazd. Na jej smukłej szyi dostrzegłem wieniec z makówek.


Ach ta czerwień! Przywodzi na myśl pewnego rzymskiego poetę, który zanim wykrzyczał: Jakiż artysta ginie, podpalił Wieczne Miasto. Ja Cieszyna nie chcę podpalać. Wręcz przeciwnie. Pragnę ugasić pożogę, wznieconą przez wiecznych malkontentów. Sądziłem, że w tym roku nie powrócę już myślami do Święta Trzech Braci. Srogo się jednak rozczarowałem. Impreza mająca dać wiele uciechy, nie każdemu była w smak. A to opóźniały się poszczególne występy. A to ochrona zbyt rygorystycznie podchodziła do swoich obowiązków. Mało tego! Podobno Krzysztof Krawczyk odpłynął parostatkiem. Zaczęto porównywać również organizację cieszyńskiej imprezy do Dni Skoczowa, które nastąpiły niedługo potem. Podobno w Skoczowie było lepiej. Nie wiem ile w tym prawdy, a ile bezpodstawnych dąsów. Jako osoba mająca doświadczenie w organizacji imprez, wiem jedno. Zawsze czegoś się nie przewidzi. Coś może pójść nie tak. Jedyne czego można być pewnym, to głosu krytyki ochoczo twierdzącego, że jemu by to wyszło lepiej. Tej masie zrzęd bez grama odwagi, by samemu coś zmienić w około siebie, polecam najnowszą z cieszyńskich atrakcji. Na rynku stoi od niedawna wodna kurtyna, która z powodzeniem studzi emocje.

Ach ta czerwień! To również barwa utraconego zdrowia lub życia. Jeszcze nie zaczęły się wakacje na dobre, a ja dzień w dzień czytam o jakimś wypadku samochodowym. Co drugi wypadek miał miejsce w tej samej scenerii.  To okryta złą sławą Wiślanka bezlitośnie zadaje cierpienia. Kierowca za kółkiem bezrefleksyjnie sobie nuci: Nie ma znaków stop, Limitu prędkości, Nikt mnie nie zatrzyma, Tak jak koło będę się kręcił, Nikt nie będzie mnie zwodził, Hej Szatanie, Zapracowałem sobie na toHighway to Hell, AC/DC 

Ach ta czerwień! Tylko taki może być kolor Wenus. Nie bez przyczyny najbardziej kusząca jest bielizna właśnie tej barwy. Zwłaszcza wtedy, kiedy spada z kobiecego ciała. Dlaczego o tym piszę? Ostatnio odkryłem, że każdy dzień może być niezwykły: 30 maja – Dzień Bez Stanika, 31 maja – Światowy Dzień Bez Majtek, 7 czerwca – dzień Seksu, z kolei 5 lipca nastąpi Dzień Łapania za Biust. Co raz bardziej obawiam się spoglądać w kalendarz. To są chyba znaki czasu. Jak na głowie musiał stanąć świat, by człowiekowi trzeba było przypominać o przyjemnościach.  Wszyscy, bez wyjątku gonimy za lepszym bytem. Zmęczeni szarą rzeczywistością mijamy się. Tylko czekać, aż wspólne chwile będziemy sobie wpisywać w kalendarzach, koniecznie tych wirtualnych.

Ach ta czerwień! Czy pokrywa me lica? Powinienem spalić się ze wstydu, albowiem mam własną opinię. Często moje zdanie jest dalece inne od tego, które promuje się współcześnie. Nie liczę się z samozwańczymi autorytetami, bez względu na to jaką pełnią rolę zawodową, społeczną i każdą inną. Co więcej, moje słowa ranią niczym szpada. Zostawiają jątrzącą się bliznę – znak poczucia wstydu z tego tytułu, że kiedykolwiek miano ze mną do czynienia. Być może jestem pyszny. Być może jestem dziwakiem. Po wydaniu wyroku czekam na puchar z cykutą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz