wtorek, 16 listopada 2021

Dla niego to było coś, a dla nas?

Listopad w Polsce naznaczony jest smutkiem. Wpierw wybrzmiewa smutek nad rozpłomienioną taflą wosku – pomostu między światem, którego nie ma i tym, który istnieje tu i teraz. Ten knot żarzy się jeszcze dziesięć dni, by dogasnąć dopiero na żołnierskiej mogile w Dniu Niepodległości. Nie zgaszą go listopadowe słoty, no może ludzkie łza, a może nawet złość.

Gdy czytam o patriotyzmie, odnoszę wrażenie, że próbuje się go się zdefiniować poprzez to: czym nie jest bądź czym się różni od czegoś. Trudno znaleźć słowa, które by go w jakiś sposób zdefiniowały, nie było w nich wykrętów lub ucieczki tylnymi drzwiami. I choć przeczytałem wiele gorzkich, czasem niebezzasadnych słów, najlepiej przemówiły do mnie te, które przypisuje się Charlesowi Dickensowi: Prawdziwym patriotą jest ten, który nie ze wszystkiego jest zadowolony w swej ojczyźnie, to człowiek, który pragnie i walczy o to, by w niej było lepiej.

Za wolność kraju, który istniał w marzeniach, grał w duszy i pochłonęła go historyczna zawierucha, oddał życie Jan Łysek – nauczyciel, poeta i polski legionista. Mówili, że był drugim Tetmajerem,  a także Orkanem, a on wykorzystywał motywy ludyczne, podania i legendy, by krzewić ideę niepodległości Polski. Docierał do czytelników m.in. za sprawą lokalnego pisma – Zarania Śląskiego. Dla niego to było coś, a dla nas?

Dla nas pozostała nieustanna walka o swój pogląd, w którym ojczyzna nie istnieje, jest jedynie kolejnym polem walki, okopem,  gdzie zamiast bagnetu cios zadaje słowo, po którym sika się krwią. Krwotok wewnętrzny gotuje krew, zabija dłużej, najskuteczniej człowieka w człowieku. Na froncie ścierają się dwie armie. Gdy tkwię w okopie, chcę wystawić białą flagę w obawie o to, co mogę zrobić temu, kto wysunie się zza kolejnej reduty.

Gdy huk mija, po wybuchu medialnej miny przeciwpiechotnej widzę parę, która razem z psem wspina się po beskidzkich szczytach, tam też jest Polska, co podkreślają, rozwijając biało-czerwoną flagę. Dobrze widzę to przywiązanie, patrząc hen daleko za Olzę, gdzie dzieci we Frysztacie, w ramach biegu zadeklarowały swoje przywiązanie do polskości. Biało-czerwone balony uniosły się w powietrze w Orłowej. Nie gorsze były dzieci z Suchej Górnej, gdzie zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego.

Pieśń Legionów Polskich we Włoszech wybrzmiewała również w moim aucie. Niespełna czteroletnia Marysia ćwiczyła przed występem w przedszkolu. Zgrabnie zjadała połowę słów i to z jakim zaangażowaniem. Wzrusza mnie ten dziecięcy patriotyzm, taki nieuformowany, nieco naiwny, trochę niezrozumiały, ale przede wszystkim szczery. Bo chociaż Maria nie do końca rozumie, czym jest Polska, to ani nie robi groźnych min do kamery, ani nie złorzeczy miejscu, w którym mieszka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz