sobota, 2 listopada 2019

Śmierć przychodzi punktualnie


Gatunek ludzki trwa od tysięcy lat, lecz mimo usilnych starań nie udało mu się wykorzenić jednego z największych lęków, które go nękają. Rzecz jasna, mowa o śmierci. Udało się ją tylko oswoić i to wyłącznie czasowo. Im bliższa była godzina spotkania z kresem życia, tym lęk narastał. W momentach, gdy śmierć zbierała swe żniwo, a plony jej były obfite, rodziła się w człowieku chęć wytłumaczenia tego, co niewyjaśnione. Któż przychodzi punktualnie? Cóż to za złodziej, którego milczące ostrze tnie najlepiej? Któż mieszek życia obcina? Tak to pojawiła się Kostucha – dama w czerni, która wjeżdżała do wsi i miasteczek na wychudzonej szkapie. Potem zmieniła się w Anioła śmierci, który ze spokojem zwiastował koniec żywota. Czasem też była to południca, która przechadzając się po polach, zabierała gospodarzy.


Gdybym miał personifikować śmierć, to nie byłaby odrażająca. Mieszkałaby w niewielkim, sterylnym warsztacie, gdzie wisiałyby zegary. Choć byłoby to niewyobrażalne, wisiałoby ich dokładnie tyle, ile istnień ludzkich. Stary mistrz naświetlałby mechanizm, by spod grubych szkieł okularów dostrzec błąd mechanizmu. Mikro śrubokrętem powoli i precyzyjnie dokręcałby śrubki. Niestety, ogrom pracy jest tak wielki, że nie jest w stanie ich wszystkich naprawić. Dla niektórych ludzi czas zatrzymuje się na zawsze.

Czas zatrzymał się także dla mojej szkolnej koleżanki – Marty. Dorosłość ma wiele przywar, ale jedną z najgorszych jest ta, że tracimy kontakt z wieloma osobami, które przewijały się w naszym życiu. Jedne się tylko przewinęły, inne sprawiły, że nasze życie stało się zupełnie inne. Nie słyszymy o sobie wiele lat, nie widzimy się, bo rozjechaliśmy się w różne strony świata. I zamiast usłyszeć o wielu sukcesach, gromadce dzieci, czy innych powodach do dumy, przychodzi wieść z Warszawy, że światło życia zgasło dla Marty.

Listopad – wyjątkowo dobra pora, by świat umarł. Zwierzęta szykują się do snu, drzewa i krzewy się obnażają. Jest jednak w Cieszynie jedno drzewo, które nie obumiera nigdy. Mowa o rozłożystym kasztanowcu, który kwitnie ponad chodnikami, na fasadzie miejskiego pałacu przy ulicy Nowe Miasto. Zazwyczaj go nie zauważamy, wlepiając wzrok w chodnik. Podobno na parterze zwolnił się lokal. W Cieszynie co jakiś czas powstają kawiarnie i restauracje, które do czegoś nawiązują. To ja, Drodzy Czytelnicy, za darmo oddaję swój własny pomysł. W  Roku 1984 – George Orwella pojawia się kawiarnia pod kasztanem, gdzie spotyka się wielu spiskowców i popija gin. Klimat w sam raz dla naszego miasteczka, gdzie spiski pałacowe mnożą się od budynku starostwa po kółka wzajemnej adoracji.

2 komentarze:

  1. Panie świeć nad jej duszą.
    Ten pomysł z Kasztanami mam już dawno, ale kapitału brak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No gdybym miał kapitał, to bym się nie zastanawiał nawet.

      Usuń