wtorek, 5 września 2017

Ciągle widzę ich twarze

I ciągle widzę ich twarze,  
ustawnie w oczy ich patrzę 
ich nie ma - myślę i marzę,  
widzę ich w duszy teatrze. – Stanisław Wyspiański

 Ja też ciągle widzę ich twarze. Co tydzień nowy fotoreportaż, nowe wydarzenie. Sylwetki te same. Zmienia się tylko tło. To takie proste. Wystarczy Ctrl C, Ctrl V. Te same twarze zawsze w pogotowiu, na podorędziu, gotowe do użycia. Na scenie życia w poniedziałkowe popołudnie wybrali rolę obrońców  słowa. Stanęli murem za książkami usuniętymi z listy lektur obowiązkowych, choć taki kanon za poprzedniej władzy przecież nie istniał. Ciężko nadążyć za tym towarzystwem. Czy Sienkiewicz z „rasistowskim” W Pustyni i w Puszczy oraz pro-chrześcijańskim Quo Vadis wraca do łask tylko dlatego, że posłuży w walce z przeciwnikiem? Czyż Doyle i Tolkien nie wpisali się swymi dziełami w europejską kulturę? 



Musielibyście zobaczyć mą minę zdziwioną, kiedy czytam o ludziach skłonnych wierzyć, że przymus czytelniczy pobudza do czytania. Niestety doświadczenie milionów ludzi pokazuje, że tak nie jest. Ja sam wiele lektur w szkole nie przeczytałem. Odrzucałem je, bo byłem do nich zmuszany. Nie sięgałem po nie również z lenistwa. Klasyczna odpowiedź, bo nie też znalazłaby tu swoje zastosowanie. Czytałem, co chciałem. Byłem niczym nieskrępowany. Zarywałem noce byle dobrnąć do końca tomu. Czasem po latach z własnej nieprzymuszonej woli wracałem do tego, co za młodu pominąłem. 

Ciągle w wasze oczy patrzę. Czy widzę strach przed samodzielnym myśleniem? Własnym? Innych? Boicie się sami sięgnąć po książkę bez programu wyprodukowanego w ministerialnych kazamatach? A może kajdany na przegubach rąk tak mocno oślepiają? Może sami ułożylibyście nowy kanon? Nie świerzbi Was ręka? Doprawdy ciężko zrozumieć Wasze intencje. Nikt przecież książek nie pali. Nikt indeksu ksiąg zakazanych nie układa. Wydać książkę może prawie każdy. Jeszcze łatwiej jest tę książkę kupić. To, o co tak naprawdę chodzi? 

Parę dni wcześniej  pod siedzibą Biblioteki Miejskiej rozstawiono pawilon czytelniczy, w którym czytano fragmenty Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Sama akcja była dobrą  przeciwwagą do niesławnej adaptacji Klątwy tego samego autora. Razem z całą Polską czytali lokalni dygnitarze z burmistrzem na czele. Nie zabrakło też sportowców. Dopisali również sami mieszkańcy. Czytano na zmianę. Padały słynne słowa: Chopin gdyby jeszcze żył, toby pił, Wyście sobie, a my sobie, każden sobie rzepkę skrobie oraz Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór: czapki wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur, ostał ci się ino sznur. Pewnie te cytaty kiedyś robiły taką samą furorę jak słowa z Psów albo Poranku Kojota. 

Słowa, słowa, słowa, słowa. Być może niepotrzebnie tyle ich wypowiadam. Być może. Raduje mnie za to, że akcji czytania młodopolskiego dramatu towarzyszył akcent cieszyński.  Czymże byłoby cieszyńskie wesele bez poczęstunku dla rodziny, przyjaciół i znajomych? Ile by straciło bez kołaczy zawiniętych w celofan oraz ozdobionych mirtem? To nie byłoby prawdziwe cieszyńskie wesele. Wiedzieli o tym również w bibliotece, dlatego wszyscy czytający otrzymali taki poczęstunek podczas publicznego czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz