środa, 28 marca 2018

Dziewczynki


W minioną niedzielę wielu cieszyniaków podążyło do kościoła z palmą w ręku. Część z nich oparła się pokusie, by kupić gotowy produkt z supermarketowego regału. Wierzę, że niska cena i kolorowe źdźbła trawy mogły przyciągać niczym magnes. Jednak wielu z nas zgodnie ze zwyczajem praojców własnoręcznie ułożyło bukiet. Kolorowe wstążki i sznureczki splotły ze sobą bazie, jałowiec i bukszpan. Niestety pogoda nas nie rozpieszcza. Jest kapryśna jak panna na wydaniu. Toteż w tym roku złoty deszcz jeszcze się nie pojawił. A szkoda. Rzecz jasna bukiet w ręku symbolizuje przywitanie Jezusa, a co za tym idzie, oczekiwanie na wszystkie niezwykłe wydarzenia, jakie mają się dokonać w Wielkim Tygodniu. W tym samym czasie wypatrujemy jeszcze na nadejścia prawdziwej wiosny, choć ta już jakiś czas gości w kalendarzu.


W tę samą niedzielę natura nie poskąpiła nam wrażeń. Pomimo porywistego wiatru można było skąpać własne oblicze w promieniach życiodajnego słońca. Najlepiej było to czynić w pobliżu Olzy. Delikatny szum wody, zdecydowane tony niesione przez wiatr oraz ptasie trele tworzyły kompozycję, która śmiało mogłaby konkurować ze słynnym Porankiem z I suity Peer Gynt – Edwarda Griega. Aby tego wszystkiego doznać, wystarczy zamknąć oczy i usiąść na unikatowej ławce po czeskiej stronie. Tam bowiem spokoju pilnuje dwugłowy smok, który drewnianymi skrzydłami obejmuje strudzonego wędrowca. Legendarna bestia nie walczy już z dzielnymi rycerzami, bowiem jej majestat traci blask, gdy skaczą po niej niestrudzone dzieci. Śmieją się przy tym co niemiara. Jaszczur upada, bo jak napisał Jan Chrystian Andersen – śmiech jest oznaką najwyższego poziomu duchowego.

Już po polskiej stronie dostrzegam dwie łudząco do siebie podobne dziewczynki. Nie dilują, choć miejsce pod mostem wydaje się do tego idealnie stworzone. Ubrane nieco ascetycznie w czarne mundurki uwieńczone białymi, staromodnymi kołnierzami. Z pewnością zostały wcześniej wykrochmalone przez matkę lub siostrę zakonną z pobliskiej żeńskiej szkoły ludowej albo innej paralelki. Siostrzyczki spoglądają w dal, jakby zobaczyły coś nadzwyczajnego. Być może z wodnej kipieli wydostała się Meluzyna w poszukiwaniu swoich dzieci. Pewnie ze strachu przed nią wtopiły się w mur. Żal patrzyć na smutek dziewczyn. Mieć tak siłę dwunastu braci i chwycić za młot, by bożatka oswobodzić. Bo jak pisał Bolesław Leśmian: Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem! I nie widziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?

W malignie miesza się cierpienie i rozkosz. Mimo to,  należy porzucić wszelkiego rodzaju fantazje i twardo stanąć na ziemi, by porozmawiać o tym, co boli. Jeszcze przez miesiąc będzie można rozliczyć się z fiskusem i jak na spowiedzi przedstawić swe dochody. Przy okazji można podzielić się z kimś potrzebującym 1% z podatku. Niby niewiele, ale zawsze coś. Czasem człowiek bije się z myślami, że pomógł komuś, a wciąż tyle osób lub organizacji czeka na wsparcie. Jest jeszcze jednak sporo osób, które swoim procentem nie dzielą się z nikim. Nie, bo nie i kropka. To smutny znak czasu, że dobroczynności próbuje uczyć nas państwo. Mimo, że szanuję wybór jednostki nawet do skrajnych wyborów, to uważam, że pozostawienie tych pieniędzy w rękach łakomego lewiatana, to najgorsze, co można uczynić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz