czwartek, 22 lutego 2018

Kadzidło

Jak już się do mnie przyczepi jakieś słowo lub wątek, to nie chce puścić. Trzyma niczym rozwścieczony rottweiler zadku bogu ducha winnego listonosza. Znowu będzie o dymie, który spowija Śląsk Cieszyński i w dodatku gryzie niczym wspomniany już pies. To nie ksiądz podczas liturgii z kadzielnicą chadza, ani komin z Trzyńca nie ćmi. W powietrzu unosi się woń cyprysu, anyżu i styraksu. Doprawdy, chciałbym, by tak było. Ku memu rozczarowaniu stwierdzam, że to tylko cała tablica Mendelejewa. Mimo to, dobrze się pali to nasze kadzidełko – złudne wrażenie ezoteryki za psie pieniądze.


Ze świata, gdzie prawdziwe kadzidła palą się u stóp Sziwy albo innego Wisznu, przybył do Wisły charge d'Affaires Ambasady Indii - Amarjeet Singh Takhi, aby porozmawiać o kulturze. Swoją drogą, facet ma niezłą fuchę. Jeździ sobie po świecie i opowiada o swoim kraju. Zachwala tańce, jogę oraz rozmaite wersje curry, z którymi może konkurować jedynie chiński kurczak w pięciu smakach. Na podatny grunt padły te zachwalania w Perle Beskidów, która tym razem urwała się ze sznura samemu maharadży. Indyjski dyplomata rozmawiał z burmistrzem Wisły – Tomaszem Bujokiem o możliwości organizacji festiwalu promującego Indie w malowniczym miasteczku. Chociaż luty podkuł buty, to zrobiło się iście wakacyjnie. Takie festiwale organizowano także w Dąbkach, gdzie jeszcze dwie dekady temu chętnie odpoczywali mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego. Egzotyczni przybysze malowali na skórze turystów kwiaty, grali na bębenkach, częstowali orientalnym jedzeniem i śpiewali nikomu nieznane pieśni. Wszystko to w imię czarnego boga.

Wisła to nie jedyne miejsce hinduskiej ekspansji, bowiem bolywoodzcy filmowcy założyli swój przyczółek na samym skraju Śląska Cieszyńskiego, skąd w razie czego można się ekspresowo wycofać do Małopolski.  Taki też plan mają filmowcy, którzy będą kręcić m.in. w Kozach. Bielskie ulice stały się tłem dla romansu pomiędzy Polką a Hindusem. Całość okraszona śpiewem i tańcem, bez których żadna produkcja z nad Gangesu nie ma racji bytu. Mnie się jednak wydaje, że filmowi kolorytu dodaje nie tylko polski pejzaż, ale także same Polki, w tym miss z Bielska-Białej.

To nasze Księstwo Cieszyńskie musi być piękne. Przyciąga wszelkiej maści łazików. Szwendają się tu i tam. Od czasu, gdy zniknęły budki strażnicze z nad Olzy, wpuszczamy do nas każdego. Do stolicy księstwa zjechała delegacja z Serbii. Próbowałem odnaleźć jakiś wspólny mianownik lub choćby jakąś drobną historię, która by nas łączyła. Jedyne, co mi przyszło na myśl, to że pewien serbski nacjonalista zabił arcyksięcia Ferdynanda, czym przyczynił się do rozpadu nieboszczki monarchii austrowęgierskiej.  Wnikliwi badacze wiedzą, że był to dobry pretekst jak każdy inny. Trup jednak zawsze sprzedaje się najlepiej, zwłaszcza słynny. My, cieszyniacy nie jesteśmy pamiętliwi i czyn ten wybaczamy. Wobec tego, jesteśmy gotowi sprzedać parę patentów  na dobrą współpracę transgraniczną. Zdaje się, że takowej wiedzy owi przybysze szukają.

Kontakty z zagranicą zawsze warto podtrzymywać, choćby po to by zobaczyć to i owo. Jeszcze lepiej byłoby wspólnie zbijać interesy. Cenne są takie relacje, o ile żadna ze stron nie jest zmuszana do klęczenia i zginania karku. Najbardziej zaś bezwstydne są te pokazy samokrytyki pełne kompleksów – lojalki spisane śliną podczas plucia we własną gębę pod wiatr, istny symbol degeneracji i zaprzaństwa. Najlepsze przyjaźnie zawiązywaliśmy zawsze z tymi, co ziemiami z nami nie graniczą. Zawsze smakowało nam gruzińskie wino, sake oraz gulasz. Zważywszy, że Polakom najlepiej wychodzą relacje z dalekimi krajami, to zacieśnianie współpracy z Serbią oraz Indiami wydaje się zwiastować murowany sukces.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz